Na nadzwyczajnej sesji Rady Miasta Zielona Góra, która dotyczyła pożaru składowiska niebezpiecznych odpadów w Przylepie, pojawili się działkowcy z koszami warzyw i owoców. - Skoro mówicie, że można jeść. Proszę, to są owoce i warzywa z działki 300 metrów od pożaru - powiedział jeden z mężczyzn. Drugi miał na sobie kombinezon ochronny i maskę.
W piątek po południu zorganizowano w Zielonej Górze nadzwyczajną sesję rady miasta w sprawie pożaru hali w Przylepie, gdzie nielegalnie składowane były od lat niebezpieczne odpady. Głos zabrali między innymi przedstawiciele Państwowej Straży Pożarnej, sanepidu, Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, Zakładu Gospodarki Komunalnej oraz prezydent miasta.
W trakcie sesji na salę weszli działkowcy z koszami warzyw i owoców. - Michał Piwowarczyk, jestem działkowcem. Mam tylko jedno do powiedzenia: Zawiniliście wszyscy, wszyscy zawiniliście. Nie ma gorszego i lepszego. Państwo z kartonu, władza z betonu - mówił jeden z mężczyzn.
- Proszę bardzo, smacznego - powiedział, kładąc kosz na stole, przy którym siedział między innymi prezydent miasta Janusz Kubicki. - Skoro mówicie, że można jeść. Proszę, to są owoce i warzywa z działki 300 metrów od pożaru - dodał.
- W zeszłym roku Odra, teraz Przylep. W takim państwie żyjemy - powiedział i opuścił salę. Na drugim stole kosz z warzywami położył inny mężczyzna, który miał na sobie biały kombinezon ochronny i maskę.
Prezydent Zielonej Góry: okazałem się nieskuteczny i taka jest prawda
- Chciałbym podkreślić, że nigdy nikt nie powiedział, że w Przylepie nic się nie stało, że tam nie wydarzyło się nic złego. Dobrze o tym wiemy. Chciałbym podkreślić, że w żadnym momencie, w trakcie prowadzenia akcji ratowniczej nie doszło do zagrożenia zdrowia i życia mieszkańców. To było monitorowane cały czas i było dla nas bardzo ważne i bardzo istotne - mówił w trakcie nadzwyczajnej sesji prezydent miasta Janusz Kubicki.
Prezydent przeprosił mieszkańców. - Chciałbym zacząć od tego, że chciałbym przeprosić mieszkańców, bo to oni zostali narażeni na niebezpieczeństwo - powiedział.
- Okazałem się nieskuteczny i taka jest prawda. Nie ja jeden, bo ta prezentacja (zaprezentowana w trakcie sesji) pokazywała dziesiątki odmów. Wszyscy kibicują "zróbcie to", tylko nikt nie wie jak, a najlepiej to zawsze problem odpychać od siebie. Myśmy tego problemu nie odpychali - podkreślił samorządowiec.
Czytaj w Konkret24: "Wszyscy wiedzieli". Jak nie udało się zlikwidować składowiska w Zielonej Górze
- Dziś wszyscy bardzo łatwo mnie oceniają. Szkoda tylko, że ci wszyscy, którzy tę ocenę prowadzą, nigdy nie chcieli mi pomóc w rozwiązaniu tego problemu. Nie jestem jedynym samorządowcem, który się z tym boryka. Takich samorządowców w Polsce są setki. Co drugi dzień teraz w telewizji pokazują, gdzie są te problemy. Ja mam nadzieję, że my wyciągniemy wszyscy wnioski z tego i powstaną z rozwiązania systemowe - zaznaczył.
Dodał, że jako samorządowiec potrafi "budować szkoły, żłobki, przedszkola, drogi, ale nie mamy specjalistów, którzy znają się na utylizacji takich wysypisk – to mafia śmieciowa, i dobrze państwo o tym wiecie, może nikt nie chce tego głośno powiedzieć".
Kubicki odniósł się też do podarunku od działkowców. Przypomniał, że w czwartek informował o podjęciu decyzji o przeprowadzeniu badań upraw z ogrodów w najbliższym otoczeniu miejsca pożaru hali w sołectwie Przylep - ROD Przylep oraz ROD Zawada. - To są działania wychodzące naprzeciw obawom mieszkańców - tłumaczył. Wskazał, że miasto zleciło analizy w Instytucie Genetyki Roślin przy Polskiej Akademii Nauk, aby zbadać, czy doszło do skażenia. - Nie uciekamy od tych badań. Chcemy, żebyście państwo poczuli się bezpieczni. I zrobimy wiele w tym zakresie - podkreślił.
Pożar składowiska odpadów w Przylepie
Pożar w Przylepie w Zielonej Górze wybuchł w sobotę. W niedzielę wieczorem, po ponad dobie, strażacy zakończyli działania gaśnicze. Od tego czasu na miejscu nadal działania prowadzi kilkunastu strażaków, którzy dozorują i monitorują pogorzelisko m.in. na wypadek wystąpienia ewentualnych odnowień pożaru.
We wtorek Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze poinformowała o wszczęciu śledztwa dotyczącego pożaru hali. Postępowanie zostało wszczęte w związku z pożarem oraz wybuchem substancji łatwopalnych poprzez sprowadzenie zagrożenia dla zdrowia i życia osób oraz mienia wielkiej wartości. Grozi za to do ośmiu lat więzienia.
Badania opublikowane w piątek przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Zielonej Górze potwierdziły, że w wyniku pożaru składowiska odpadów rzeka Gęśnik została zanieczyszczona wodami pogaśniczymi. Jak podano, w wodzie "stwierdzono wysokie wartości stężeń metali ciężkich takich jak rtęć, miedź, nikiel, cynk, kadm, ołów; węglowodorów aromatycznych oraz węglowodorów ropopochodnych".
CZYTAJ WIĘCEJ: Rzeka zanieczyszczona po pożarze składowiska. "Rtęć, miedź, nikiel, cynk, kadm, ołów, węglowodory"
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24