Miała celowo okaleczać córkę. Ojciec dziewczynki nie wierzy w jej winę, śledczy zbadają wersję matki

Areszt (zdjęcie ilustracyjne)
Sprawą zajmuje się Prokuratura Okręgowa w Lublinie
Źródło: Google Earth

43-latka podejrzana o to, że latami znęcała się nad córką, aplikując toksyczną substancję na twarz i kark, nie przyznała się do winy podczas przesłuchania w prokuraturze. - Prokurator prowadzący śledztwo będzie weryfikował wyjaśnienia podejrzanej. Jeżeli będzie mieć wątpliwości co do poczytalności kobiety, powoła biegłych z zakresu psychiatrii i psychologii - informuje Agnieszka Kępka, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie. W winę Moniki B. nie wierzy jej mąż i ojciec dziewczynki.

O szokujących ustaleniach prokuratury, która przedstawiła zarzuty 43-letniej Monice B. informowaliśmy na tvn24.pl w środę. Kobieta została tymczasowo aresztowana przez sąd.

Agnieszka Kępka, rzeczniczka lubelskiej prokuratury okręgowej nie chce na tym etapie zdradzać, jaką wersję przedstawiła podejrzana podczas przesłuchania w prokuraturze. Przekazała jedynie, że 43-latka nie przyznała się do winy. - Obecnie prokurator będzie weryfikować wersję przedstawioną przez podejrzaną. Niewykluczone jest też powołanie biegłych w zakresie psychiatrii i psychologii, jeżeli pojawią się wątpliwości co do poczytalności podejrzanej - przekazuje prokurator Kępka.

Prokuratorzy o koszmarze dziecka

Monika B. usłyszała zarzuty we wtorek. Według ustaleń śledczych od końca lutego 2017 r. do stycznia 2024 r. podejrzana znęcała się fizycznie i psychicznie ze szczególnym okrucieństwem nad swoją małoletnią córką. - Doprowadzała do kontaktu skóry dziecka w obrębie twarzy i karku z płynną substancją toksyczną o cechach drażniących, żrących, powodując rozległe zmiany skórne – przekazuje prokurator Agnieszka Kępka.

Czytaj też: Ginekolog skazany za gwałt na pacjentce po wyroku prowadził zajęcia na uczelni i pracował w szpitalu

Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie przekazuje, że podejrzana miała spowodować u córki uszkodzenia skóry od rumienia i stanów zapalnych, poprzez blizny, aż do nieodwracalnych ubytków tkanek w wyniku martwicy niezakaźnej. Dziewczynka straciła m.in. część prawego ucha, przez co została oszpecona. - Urazy zadane córce jej matka przedstawiała służbie zdrowia oraz sądowi opiekuńczemu jako zmiany chorobowe. Na leczenie dziewczynki wielokrotnie prowadzone były zbiórki pieniędzy - mówi rzeczniczka prokuratury.

Dodaje, że śledztwo zakończyło się postawieniem zarzutów po tym, jak badający sprawę prokurator zasięgnął opinii wielu ekspertów w zakresie medycyny. - Trzeba zaznaczyć, że lekarze latami zajmujący się dzieckiem nie zgłaszali żadnych podjerzeń. Jednak powołany przez prokuratora w ramach śledztwa zespół biegłych uznał, że zmiany na skórze dziewczynki nie mogły powstać na skutek choroby - mówi Agnieszka Kępka.

Ojciec nie wierzy w winę podejrzanej

Dziewczynka obecnie jest pod opieką ojca. Podczas rozmowy z reporterem Uwagi! TVN podkreślał on, że to na żonie spoczywał ciężar opieki nad dzieckiem. - Nie wierzę, że mogła robić córce krzywdę. To musi być jakaś pomyłka. Ufałem żonie i dalej jej ufam - zaznaczał.

Podkreślał, że dziewczynka pyta o matkę i jest zmartwiona jej nieobecnością.

- Przecież jeździła po lekarzach. Córka była badana. Nic z tego wszystkiego nie rozumiem - mówił ojciec dziewięciolatki.

Podejrzanej Monice B. grozi do 20 lat więzienia.

TVN24 HD
Dowiedz się więcej:

TVN24 HD

Czytaj także: