Mieli wylecieć w sobotę o godzinie 11.40. Jedna z uczennic zaproponowała, żeby pojechać wcześniej na lotnisko. Gdy tam byli, o godzinie 10, premier Izraela Benjamin Netanjahu ogłosił stan wojny. Uczniowie szkoły muzycznej w Chełmie (woj. lubelskie) wrócili do Polski w poniedziałek wojskowym samolotem. Opowiadają o ogromnym strachu, gdy musieli biec do schronów i uldze, gdy zobaczyli się już z rodzicami. Później dowiedzieli się, że Hamas wystrzelił rakiety także w kierunku lotniska.
- Miałam wrażenie, że to wszystko to trochę fikcja. Nie wierzyłam, że kiedykolwiek będę brała udział w czymś takim – powiedziała przed kamerą TVN24 18-letnia Iza Lenart, uczennica Państwowej Szkoły Muzycznej I i II stopnia im. I. J. Paderewskiego w Chełmie.
Opowiadała też, że gdy po raz pierwszy znalazła się w schronie, płakała, a gdy po raz drugi - nie mogła zapanować nad swoimi rękoma. Cały czas się trzęsły. - Starałam się sobie przetłumaczyć, że to wszystko się nie dzieje – mówiła.
Jedna z uczennic powiedziała, żeby wcześniej wyjechać na lotnisko
Razem ze swoimi koleżankami i kolegami pojechała do Palestyny na cykl koncertów i podpisanie umowy o współpracy z jedną z tamtejszych uczelni. Ostatniego dnia pobytu - w sobotę, 7 października - Hamas zaatakował Izrael. Ośmioro licealistów oraz dwoje opiekunów utknęło na lotnisku.
ZOBACZ TEŻ: Hamas zaatakował Izrael z morza, lądu i powietrza. Walki w miastach, setki rannych i zabici
Jeden z opiekunów i jednocześnie dyrektor szkoły Andrzej Wojtaszek powiedział przed naszą kamerą, że byli w Palestynie przez tydzień, na chwilę tylko odwiedzając żydowską części Jerozolimy.
- Jedna z uczennic wymyśliła, żeby wyjechać wcześniej na lotnisko. Mówię: po co? Jednak chciała, to powiedziałem, że jedziemy wcześniej. I dobrze zrobiła. Po dwóch godzinach dowiedziałem się od mojego przyjaciela, że są problemy z ewakuacją Polaków. Nasz samolot miał odlecieć o godzinie 11.40, a o 10 premier Netanjahu ogłosił stan wojny i nie było żadnych połączeń do Europy – opowiadał dyrektor.
Dyrektor: dowiedzieliśmy się, że Hamas wystrzelił rakiety, aby zniszczyć lotnisko
Dodał, że to on wpadł na pomysł wyjazdu do Palestyny i namówił do tego rodziców. A ci początkowo byli przeciwni.
- Przekonałem ich, że będzie bezpiecznie, że dzieciaki będą miały opiekę. I wierzyłem w to. Do czasu. W ogóle nie bałem się o swoje życie, ale będąc na lotnisku w Tel Awiwie, myślałem ciągle o dzieciakach, co by było, gdyby któremuś coś się stało. A mogło, bo okazało się, że Hamas wystrzelił około 150 rakiet, chcąc zniszczyć lotnisko. Dowiedziałem się o tym dopiero w Polsce. Jedna rakieta wybuchła ponoć blisko lotniska – stwierdził.
Dwa razy schodzili do schronu
Przyznał, że w sytuacjach kryzysowych działa "na zimno" i nic go nie rusza, ale w tym momencie się rozpłakał.
Wspominał też, że gdy w nocy byli na lotnisku, trzeba było dwa razy schodzić do schronów przeciwrakietowych. Mówił też, że kiepsko ocenia pracę polskiej ambasady w Izraelu, chociażby w kontekście tego, że brakowało karimat i koców, a część ludzi spała na betonie.
Była propozycja wcześnejszego lotu, ale za opłatą
- Dopiero po półtorej doby przywieźli nam kanapki i trochę wody. Dzwoniliśmy do ambasady, nie tylko zresztą my. Przyniosło to skutek taki, że przedstawiciele przyjechali i zaproponowali, że zorganizują nam samolot komercyjny za 340 dolarów od osoby. To nie jest może cena zaporowa, ale gdy ludzie wracają spłukani z wakacji - w sytuacji, gdy ja załatwiam pieniądze na wyjazd, a dzieciaki tych pieniędzy nie mają - to jest problem. Prawie zdecydowałem się na ten samolot, ale w ostatniej chwili z niego zrezygnowałem – stwierdził.
W poniedziałek rano uczniowie zostali zabrani razem z innymi Polakami ewakuowanym z Izraela przez wojskowy samolot.
- Około 4 nad ranem wylecieliśmy z lotniska. Przed 7 byli w Warszawie – powiedział dyrektor.
Po uczniów przyjechał bus zapewniony przez urząd miasta, za co Andrzej Wojtaszek dziękuje prezydentowi Chełma. A także za to, że był w stałym kontakcie z Ministerstwem Spraw Zagranicznych i monitorował sprawę.
"Ludzie zaczęli biec. My tak samo"
15-letni Miłosz Lipczuk mówił przed kamerą TVN24, że gdy zobaczył na lotnisku rodziców, poczuł ogromną ulgę, a pierwsze słowa, jakie padły to było "dobrze, że już jesteś, dobrze, że to się tak skończyło"
- Naprawdę mało brakowało, abyśmy nie wrócili. Taka jest prawda – powiedział.
Jego 16-letni kolega, Seweryn Szarpak, opowiadał natomiast o momencie, gdy był w schronie.
- Czułem panikę. Po komunikacie w języku hebrajskim ludzie zaczęli biec. My tak samo. Nie wiedziałem, jak to się skończy. W schronie niektórzy ludzie płakali, niektórzy się denerwowali, inni się modlili. To były dla nas ciężkie chwile – mówił.
"Każdy był przerażony i myślał o tym jak uciec"
18-letnia Aleksandra Bednarek opowiadała o ogromnej panice.
- To emocje nie do opisania. W każdej chwili mógł zacząć się atak na lotnisko. Myślę, że każdy był przerażony i myślał o tym, jak uciec z Izraela – gdziekolwiek, już nie wspominając o Polsce. Jak w naszym przypadku – powiedziała.
Stwierdziła, że gdy dowiedziała się o samolocie, który po nich leci, poczuła, jak wszyscy, ogromną ulgę, aczkolwiek nie do końca.
- Zdawaliśmy sobie sprawę, że w każdej chwili może zacząć się atak na lotnisko i samolot może nie zdążyć nas zabrać. Jak już wsiedliśmy, emocje opadły – mówiła.
I tak jak wszyscy powtarza, że poza tym, co przeżyli na lotnisku, wyjazd był bardzo udany. Poznali wiele ciekawych miejsc i ludzi.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Państwowa Szkoła Muzyczna im. Ignacego Paderewskiego w Chełmie