Widziałem różne rzeczy, ale to będę pamiętał do końca życia - mówi funkcjonariusz "Animal Patrolu" straży miejskiej w Łodzi o interwencji w jednym z mieszkań na ul. Barona w Łodzi. W lokalu - obok właściciela - znajdował się ciężko chory, wycieńczony pies. - Trawiło go robactwo, odór zaniepokoił sąsiadów - wyjaśnia strażnik.
Jako pierwsi pod blokiem na łódzkim Polesiu pojawili się policjanci. Wezwali ich mieszkańcy, którzy uskarżali się na podejrzany smród wydobywający się z jednego z lokali.
- Sąsiedzi obawiali się, że w środku mogą być rozkładające się zwłoki - mówi Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Właściciel mieszkania, 62-letni łodzianin nie otwierał drzwi. Na miejsce wezwano strażaków, którzy weszli do lokalu przez okno. Tam spotkali lokatora (twierdził, że nie otwierał policjantom drzwi bo usnął) oraz jego 14-letniego psa, który konał na podłodze w kuchni.
Na miejsce wezwani zostali strażnicy miejscy z "Animal Patrolu", którzy mieli przewieźć zwierzę do weterynarza.
- To było żywe zombie. Pies powinien ważyć około trzydzieści kilogramów, a ważył trzynaście. Jego ciało było już w trakcie rozkładu - opowiada Adam Bartosik z "Animal Patrolu".
Nasz rozmówca wspomina, że zapytał właściciela o to, dlaczego zwierzę nie było leczone.
- Odpowiedział, że nie było sensu. Zarzekał się przy tym, że próbował karmić psa. Wskazał też na miskę z wodą. Problem w tym, że leżała ona trzy metry od zwierzęcia, które nie mogło się ruszać - podkreśla Bartosik.
Bez szans
Zaniedbany pies został odwieziony do kliniki weterynaryjnej.
- Lekarze weterynarii stwierdzili, że nie widzieli jeszcze psa w tak złym stanie. Mówili, że pasożyty można by było liczyć w milionach albo kilogramach - mówi Bartosik.
Psa nie udało się uratować. Sprawą zainteresowała się prokuratura, która zleciła przeprowadzenie sekcji zwłok psa.
- Wyniki są szokujące. Wskazują one, że śmierć nastąpiła na skutek skrajnego niedożywienia. Stwierdzono zakażone rany skórne, gdzie rozpoczął się proces gnilny jeszcze za życia zwierzęcia. Na ciele psa były liczne larwy much - informuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Właściciel psa w przyszłym tygodniu najprawdopodobniej usłyszy zarzuty. Nie wiadomo jednak na razie, czy ograniczą się one tylko do nieudzielenia psu pomocy.
- Chcemy sprawdzić, czy rany na ciele psa powstały na skutek choroby, czy też zwierzę mogło być wcześniej ofiarą przemocy - kończy Kopania.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Animal Patrol w Łodzi