- To jego psy ciężko pogryzły 57-latkę - twierdzą prokuratorzy i stawiają zarzuty 61-latkowi ze Skierniewic. Mężczyzna może trafić za kratki na trzy lata, bo - zdaniem śledczych - źle zabezpieczył należące do niego zwierzęta. Chociaż do dramatu doszło prawie trzy miesiące temu, to pogryziona przez psy kobieta wciąż przebywa w szpitalu. Podejrzany nie przyznaje się do winy i nie chce składać wyjaśnień.
61-latek usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu 57-letniej Skierniewiczanki, która została dotkliwie pogryziona przez trzy psy, które przypominały wilczury.
W trakcie śledztwa prokuratorzy wytypowali, z której posesji mogły wybiec agresywne zwierzęta. Właściciel psów jednak zaprzeczał, żeby miał cokolwiek wspólnego ze sprawą.
- Właściciela agresywnych zwierząt udało się ustalić dzięki badaniom DNA. Jednoznacznie wskazały one na to, że skierniewiczankę pogryzły psy należące do podejrzanego – mówi tvn24.pl Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Zdaniem śledczych mężczyzna nie zadbał o to, żeby zwierzęta nie mogły wychodzić poza jego posesję.
Mężczyzna nie przyznaje się do winy, podczas przesłuchania odmówił składania wyjaśnień. Podejrzanemu grozi do trzech lat więzienia.
"Te psy chciały ją zabić"
Do dramatu doszło 12 października po godz. 18.
- Kobieta została zaatakowana podczas spaceru. Trzy psy, które wyglądem przypominały owczarki niemieckie dotkliwie pogryzły kobietę – mówi Kopania.
Kobiecie pomógł dopiero jej sąsiad, który próbował odgonić zwierzęta.
- Zadzwoniłem na policję, w międzyczasie chciałem odganiać psy, ale one się zachowywały tak, jakby chciały ją zabić – wspominał przed kamerą "Uwagi" TVN Piotr Moskwa.
Jego 57-letnia sąsiadka w stanie krytycznym trafiła do szpitala, w którym przebywa do dziś. Na szczęście jej stan jest już stabilny.
- Mama miała liczne rany szarpane na rękach i nogach. Psy złamały też jej rękę - dodaje syn poszkodowanej.
To nie pierwszy raz?
Prokuratorzy połączyli dramat 57-latki z wydarzeniami, które miały miejsce miesiąc wcześniej w tej samej okolicy. Wtedy dwa duże psy zaatakowały 22-letnią Magdę Matuszewską, która wyszła pobiegać.
- Jeden mnie obwąchał a potem ugryzł w nogę. Założyłam kaptur na głowę, przyjęłam pozycję obronną. Jak już leżałam na chodniku to któryś z psów ugryzł mnie na wysokości nerki – wspomina Matuszewska w rozmowie z "Uwagą".
Kobietę uratował wtedy przypadkowo przejeżdżający kierowca, który zabrał ją do samochodu. Na szczęście 22-latka nie miała poważniejszych ran.
- Udało nam się ustalić, że do tego zdarzenia przyczyniły się psy 61-latka. Dlatego też usłyszał on drugi zarzut, nieumyślnego spowodowania obrażeń ciała – wyjaśnia prokurator Kopania.
Stracił zwierzęta
Prokuratorzy informują, że podejrzany 61-latek jest właścicielem czterech psów, które przypominają owczarki niemieckie. Zwierzęta zostały mu odebrane.
- Psy trafiły do specjalistycznej placówki, gdzie są pod opieką behawiorysty – informuje Krzysztof Kopania.
Nie udało nam się skontaktować z podejrzanym. 61-latek podczas rozmowy telefonicznej z reporterem "Uwagi" TVN stwierdził, że nie będzie komentować sprawy.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga TVN