Emiracki sąd nie może zgodzić się na wydanie podejrzanego, jeżeli w kraju wnoszącym o ekstradycję nie będzie mieć on zagwarantowanego prawa do obrony - podkreśla dr Jakub Pokoj, radca prawny z Katowic, który przeanalizował obowiązujące w Zjednoczonych Emiratach Arabskich przepisy ekstradycyjne. Z ekspertem rozmawialiśmy o tym, kiedy podejrzany o spowodowanie wypadku na A1 Sebastian M. może trafić do Polski i co może w tym przeszkodzić.
4 października minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro przekazał, że podpisał wniosek o ekstradycję do Polski ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich 32-letniego Sebastiana M., kierowcy bmw podejrzanego o spowodowanie śmiertelnego wypadku na autostradzie A1. Wniosek został przekazany dyrektorowi departamentu do spraw cudzoziemców emirackiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Decyzja o tym, czy ekstradycja dojdzie do skutku, zależy teraz od tamtejszego sądu, a ten jeszcze nie podjął decyzji.
- Przekazaliśmy do dyspozycji sądu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich całą niezbędną dokumentację. Wciąż czekamy na decyzję w sprawie ekstradycji Sebastiana M. - informuje Łukasz Łapczyński, rzecznik prasowy Prokuratury Krajowej.
Dr Jakub Pokoj przekazuje, że wydanie osoby ściganej do Polski jest "bardzo prawdopodobne". - Kluczowe jest to, że pomiędzy Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi a Polską jest podpisana umowa ekstradycyjna - wyjaśnia ekspert.
Czytaj też: Sebastian M. zatrzymany na terenie Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Jest wniosek o ekstradycję
Została ona podpisana 22 września 2022 r., ale jej zapisy weszły w życie w marcu tego roku. - Obejmuje ona trzy obszary współpracy: pomoc prawną, ekstradycję oraz przekazywanie osób skazanych - opisuje ekspert.
Kluczowy aspekt
Mecenas Pokoj wskazuje, że w myśl dwustronnej umowy, każdy wniosek ekstradycyjny pomiędzy Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi i Polską powinien być uwzględniony. Ale od tej zasady są wyjątki.
- Obowiązujące w ZEA regulacje wskazują, że nie można poddać ekstradycji własnych obywateli, uchodźców lub osób, którym po wydaniu groziłoby nieludzkie traktowanie. Nie wolno też ekstradować zatrzymanego, co do którego istnieje podejrzenie, że osobie nie zostanie zagwarantowane prawo do obrony w prowadzonym przeciwko niej postępowaniu - opowiada rozmówca tvn24.pl.
To o tyle istotne, że - jak przekazuje "Rzeczpospolita" - Sebastian M. jest przeciwny wydaniu go Polsce. Wskazał przy tym na trzy powody. Po pierwsze, na bardzo negatywne - jego zdaniem - nastroje panujące w kraju w związku z tragedią i hejt, który się na niego wylewa. Stwierdził też, że opinia publiczna oczekuje, żeby karać go w kraju za zabójstwo. To o tyle ważne, że Sebastian M. i jego obrońca w ZEA przekonują tym samym, że w Polsce może on nie mieć sprawiedliwego procesu. Jeżeli emiracki sąd przyzna im rację, do ekstradycji może nie dojść.
Ciężar dowodu
Dr Jakub Pokoj wskazuje, że - co do zasady - strona emiracka powinna podjąć decyzję o ekstradycji w ciągu 30 dni. Ten czas jednak już minął.
- To wskazuje, że obrona przedstawiła okoliczności, które poddają w wątpliwość możliwość przeprowadzenia ekstradycji - mówi dr Pokoj.
Decyzja o ekstradycji, lub jej odmowie zapadnie więc, kiedy sąd rozstrzygnie tę kwestię.
- Co to może oznaczać w praktyce? Na stronie podnoszącej wątpliwości, w tym wypadku podejrzanego i jego obrońcy, spoczywa ciężar przedstawienia dowodów. Nie wydaje mi się, żeby sąd w Zjednoczonych Emiratach Arabskich widział potrzebę powoływania biegłych, którzy będą oceniać, czy w Polsce może dojść do upolitycznienia sprawy i czy może oznaczać to, że proces będzie niesprawiedliwy. Spodziewam się raczej, że sąd rozpatrzy dowody przedstawione przez obronę i je uwzględni, albo oddali - mówi ekspert.
Równocześnie - na co uwagę zwraca dr Jakub Pokoj - emiracki sąd decyduje, czy zatrzymany odpowiada z wolnej stopy, czy też powinien zostać aresztowany. - Praktyka wskazuje, że jeżeli procedowana jest sprawa w ramach umowy międzynarodowej, zatrzymany przebywa w celi do czasu prawomocnego rozpoznania sprawy - wyjaśnia prawnik.
Obawa, że "będą działać pod presją"
W piątek Sąd Okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim ponownie rozpatrzy wniosek o wydanie dla Sebastiana M. listu żelaznego. 6 listopada sąd odroczył sprawę. Dlaczego? Obrońca mężczyzny, mecenas Bartosz Tiutiunik powiedział tvn24.pl, że nie może ujawnić, z jakiego powodu zapadła taka decyzja. - Posiedzenie toczy się z wyłączeniem jawności. Natomiast pojawiła się pewna kwestia, która wymaga weryfikacji z punktu widzenia oceny zasadności wniosku i w tym celu to posiedzenie zostało przerwane i wyznaczono kolejny termin - przekazał nam obrońca Sebastiana M.
List żelazny to dokument, który jest gwarancją, że podejrzany nie trafi do aresztu do zakończenia procedury karnej. Osoba nim objęta każdorazowo musi stawiać się na każde wezwanie sądu i prokuratury, nie może opuszczać kraju bez pozwolenia sądu i nie może w żaden sposób wpływać na przebieg śledztwa.
Jeżeli osoba objęta listem żelaznym nie będzie respektować tych trzech warunków, list żelazny może zostać odwołany, a podejrzany trafić za kraty. List żelazny najczęściej wydawany jest wobec osób, których z różnych powodów nie można przymusowo dowieźć przed oblicze sądu (na przykład, kiedy osoba ta ukrywa się albo znajduje się za granicą).
Tragiczny wypadek na autostradzie A1
16 września tego roku po godz. 19 na autostradzie A1 w Sierosławiu (pow. piotrkowski, woj. łódzkie) w pożarze auta marki Kia zginęła trzyosobowa rodzina: rodzice oraz ich pięcioletni syn. Z ustaleń biegłego wynika, że Sebastian M. jechał bmw co najmniej 308 kilometrów na godzinę, a kierowca kii, który zginął, jechał zgodnie z przepisami.
Auta się zderzyły. Kia stanęła w płomieniach. Kierowcom, którzy zatrzymali się w pobliżu, nie udało się dostać do członków rodziny uwięzionych w rozbitym aucie.
Kilkaset metrów dalej zatrzymało się bmw. Oprócz Sebastiana M. jechało w nim dwóch pasażerów, którzy po wypadku trafili do szpitala (M. odmówił hospitalizacji).
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: KP PSP w Piotrkowie Trybunalskim