Adam Kamiński to były policjant i jednocześnie jeden z autorów planu spektakularnej kradzieży 8 milionów złotych. Uciekł, kiedy sąd pierwszej instancji skazał go na 6 lat i dwa miesiące więzienia. Prokuratura złożyła apelację, w której chce niższego wyroku dla ściganego listem gończym mężczyzny.
Jest poszukiwany od lipca tego roku. Powinien być już w celi, w której - według sądu pierwszej instancji - miał zostać przez sześć lat i dwa miesiące. Za wymyślenie, razem z dwoma przyjaciółmi, spektakularnej kradzieży, do której doszło w 2015 roku w Swarzędzu pod Poznaniem. Wtedy to konwojent zatrudniony na fałszywe dane odjechał bankowozem wypchanym gotówką. Kamiński był pierwszym z całej grupy przygotowującej skok, który wpadł w ręce wymiaru sprawiedliwości. Na początku milczał, potem zaczął "sypać". W zamian za cenne informacje (śledczy podkreślają m.in., że bez wiedzy od Kamińskiego nigdy nie doszłoby do zatrzymania fałszywego konwojenta) miał on być potraktowany łagodniej w czasie procesu.
Został wypuszczony z aresztu, a w czasie procesu prokurator Łukasz Biela zawnioskował o nadzwyczajne złagodzenie kary. Tyle, że z tego planu niewiele wyszło, bo Sąd Okręgowy w Łodzi stwierdził, że pobłażanie Kamińskiemu jest nieporozumieniem.
- Na współpracę zdecydował się dopiero pod naciskiem zgromadzonych na niego dowodów. Nie była to spontaniczna decyzja - argumentował sędzia, kiedy uzasadniał nieprawomocny wyrok.
Tych słów nie słyszał Kamiński. Nie przyszedł na ogłoszenie wyroku i tylko dlatego nie trafił za kratki (sędzia nakazał natychmiast aresztować skazanych).
Prokuratura łagodniejsza od sądu
Do łódzkiego sądu wpłynęła właśnie apelacja. Zajmujący się sprawą prokurator Łukasz Biela wnosi o radykalne złagodzenie kary dla ściganego.
- Prokuratura wnosi o zmniejszenie dla niego wyroku. Z ponad sześciu lat pozbawienia wolności do roku - tłumaczy Paweł Urbaniak z Sądu Okręgowego w Łodzi.
Dlaczego ucieczka Kamińskiego nie zmieniła tego, że może on liczyć na wsparcie prokuratury? Zapytaliśmy o to prokuratura Łukasza Bielę.
- Apelacja tyczy się tego, co działo się w czasie śledztwa, procesu oraz wyroku. Nie zaś tego, co działo się po jego ogłoszeniu - informuje prokurator w rozmowie z tvn24.pl.
W czasie procesu prokurator wielokrotnie wskazywał, że Kamiński zasługuje na łagodniejszy wyrok od wspólników, bo nie tylko udzielał cennych w śledztwie informacji, ale też nie ukrywał się i pojawiał na każde wezwanie wymiaru sprawiedliwości.
To się jednak zmieniło. Ale stanowisko prokuratury jest ciągle takie samo. Dlaczego?
- Nie chcę w swojej ocenie skupiać się tylko na jego zachowaniu już po wyroku. Bez niego nie byłoby na ławie oskarżonych wszystkich sprawców. Dzięki wynikom śledztwa do społeczeństwa popłynął jasny komunikat: nawet przestępstwo bliskie doskonałości skończy się karą - uzasadnia Biela.
Dodaje, że Adam Kamiński miał prawo "czuć się zawiedziony" wyrokiem sądu.
- Spodziewał się, że zostanie nagrodzony za swoją postawę, a stało się inaczej. Oczywiście to, co zrobił po procesie, jest negatywne - dodaje prokurator.
Działanie "kuriozalne i dziwne"
Stanowisko prokuratury oburza Jarosława Kura, szefa okradzionej firmy ochroniarskiej Servo. O treści apelacji dowiedział się od tvn24.pl.
- Jestem zszokowany i zbulwersowany. Prokuratura od samego początku sprawy podejmuje kuriozalnie i dziwne kroki. Pierwsze słyszę, żeby śledczy wstawiali się za poszukiwanym listem gończym przestępcą - mówi Kur.
Podkreśla, że oskarżyciel publiczny chce łagodzenia kary, mimo, że ze skradzionych ośmiu milionów złotych, udało się uzyskać ok. 250 tysięcy.
- Prokuratorzy zapomnieli, że ta kradzież jest dramatem dla firmy, w której pracują setki osób. Zamiast ścigać winnych, śledczy udają obrońców. To po prostu niedorzeczne - zaznacza.
Chcą, żeby wyszedł z celi
W prokuratorskiej apelacji znajduje się też punkt dotyczący Dariusza D. Mężczyzny, który pomagał przy kradzieży. Między innymi w kluczowym momencie wspólnie z fałszywym konwojentem przerzucał worki ze skradzioną gotówką.
Śledczy chcą, aby sąd drugiej instancji zmniejszył mu karę - z sześciu lat więzienia do trzech. I to w dodatku z warunkowym zawieszeniem w jej wykonaniu na trzy lata próby.
Do sądu w Łodzi trafiła też apelacja jednego z "architektów" skoku - Marka K. Z trójki przyjaciół planujących skok tylko on jest dziś za kratkami. Bo trzeci z rzekomych pomysłodawców - wiceprezes okradzionej firmy ochroniarskiej Grzegorz Łuczak też się ukrywa. W czwartek informowaliśmy, że jest on gotowy wrócić do kraju w zamian za wydanie listu żelaznego.
Superskok
Do kradzieży 8 mln złotych doszło 10 lipca 2015 roku w Swarzędzu pod Poznaniem. Krzysztof W., zatrudniony jako ochroniarz na podstawie fałszywych dokumentów miał dyżur. Razem z dwoma innymi konwojentami rozwoził pieniądze do bankomatów. Kiedy dwaj koledzy weszli do banku, W. odjechał bankowozem. Włączył zagłuszacz sygnału GPS i pojechał do lasu, gdzie czekali na niego wspólnicy.
Jeden z nich (Dariusz D.) pomagał przerzucać gotówkę do czekającego już samochodu. Bankowóz został potem wyczyszczony chlorem i porzucony w lesie. Policja przez kilka miesięcy nie wiedziała, kto może stać za tą spektakularną kradzieżą. Zagadka zaczęła się wyjaśniać po zatrzymaniu Adama K. Wpadł po tym, jak poprosił żonę i teścia o wpłacenie części łupu na bankowe konto.
Autor: bż/mś / Źródło: TVN24 Łódź