"Mróz zabija bezboleśnie, a alkohol wyłącza ostatni dzwonek alarmowy"

Służby sprawdzają miejsca, gdzie chowają się przed zimnem bezdomni
Służby sprawdzają miejsca, gdzie chowają się przed zimnem bezdomni
Źródło: TVN24 Łódź

Od początku tej zimy mróz zabił 39 osób. Tylko w zeszły weekend zamarzło 21 osób. - Mróz to cichy zabójca. Dopóki go czujemy, nie jest z nami źle - tłumaczą lekarze. Służby w całej Polsce sprawdzają pustostany, a na ulice wyjeżdżają autobusy z żywnością.

Każdy poranek to kolejna porcja dramatycznych informacji. - Na ulicy leży człowiek. Chyba nie żyje - takie zgłoszenie dostali w niedzielę rano łódzcy policjanci.

Bezdomny leżący na ul. Browarnej już nie żył. W podobnych okolicznościach od początku weekendu zginęło 21 osób. Wiele osób tuż przed śmiercią piło alkohol.

- Promile we krwi szybko prowadzą do zgonu. Dają złudne uczucie ciepła. W istocie organizm wychładza się w przyspieszonym tempie - wyjaśnia prof. Piotr Kuna, dyrektor szpitala im. Barlickiego w Łodzi.

Ostatni dzwonek

Prof. Piotr Gaszyński, specjalista medycy ratunkowej opowiada, że zanim zimno zabije człowieka, pojawiają się trzy fazy zamarzania.

- Pierwszą jest pobudzenie. Tę fazę łatwo zauważyć, obserwując zziębniętych pasażerów komunikacji czekających na spóźniony autobus - tłumaczy.

Drugą fazą jest otępienie. Mróz już nie doskwiera. Zziębnięty człowiek przestaje czuć ból w kończynach.

- Zaczyna się spokój. To ostatni dzwonek alarmowy - wyjaśnia prof. Gaszyński.

Trzecią fazą, poprzedzającą śmierć, jest sen.

- Mróz zabija bezboleśnie. Co gorsza alkohol pozwala organizmowi "przeskoczyć" dwie pierwsze fazy zamarzania i szybciej doprowadzić do zgonu - wyjaśnia.

"Proszę nas zostawić"

W województwie łódzkim od soboty z powodu wyziębienia zmarło już pięć osób. Schroniska i noclegownie są przepełnione. Nie oznacza to, że zabraknie miejsca. Pracownicy noclegowni w razie potrzeby rozkładają koce na korytarzach.

Problem w tym, że wielu potrzebujących wcale nie chce pomocy. Piotr Borowski, reporter TVN24 towarzyszył strażnikom miejskim sprawdzającym miejsca, w których próbują przed zimnem chronić się bezdomni.

- Spotkaliśmy parę opatuloną kilkoma warstwami kołder. Stwierdzili, że jest im tam dobrze - tłumaczy dziennikarz.

Z podobnym tłumaczeniem i zapewnieniami, że "nic złego się nie dzieje" spotykają się też policjanci.

- Sprawdzają oni pustostany przy okazji dyżurów patrolowych - wyjaśnia asp. sztab. Radosław Gwis z łódzkiej policji.

"Trzeba się przemóc"

Ci, którzy próbują przetrwać na ulicy najczęściej chowają się w autobusach, tramwajach i centrach handlowych. Najgorzej jest w nocy, dlatego codziennie o godz. 21:30 na łódzkie ulice wyjeżdża autobus z pomocą dla potrzebujących. Zatrzymuje się w pobliżu dworców kolejowych i w pobliżu opuszczonych kamienic. Bezdomni mogą zjeść ciepły posiłek, wypić gorącą herbatę.

- Nie jest źle. Ja na te mrozy do kumpla pojadę. Przetrwam - opowiada przed kamerą TVN24 mężczyzna, który przyszedł skorzystać z pomocy.

Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl

Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: