Do ubojni pod Białą Rawską (woj. łódzkie) trafiały chore i naszpikowane antybiotykami zwierzęta - ustalili śledczy. Część zwierząt padała po drodze, bo transport odbywał się w dramatycznych warunkach. - Właściciel ubojni zarabiał na życie, narażając zdrowie i życie odbiorców mięsa – twierdzą prokuratorzy i wysyłają do sądu akt oskarżenia. Do szczegółów ich ustaleń dotarł portal tvn24.pl.
O tym, że w zakładzie pod Białą Rawską dzieje się coś bardzo złego organy ścigania dowiedziały się przypadkiem. W marcu 2013 roku policja zatrzymała do rutynowej kontroli samochód ciężarowy, który przewoził zwierzęta do ubojni.
Z 24 transportowanych krów dziewięć było martwych. Inne były ciężko chore - stwierdzono m. in. zapalenie płuc, oskrzeli i jelit. Od tego dramatycznego znaleziska rozpoczęło się prześwietlanie zakładów, gdzie miały być przerobione.
Im więcej wiedzieli prokuratorzy, tym bardziej przerażająca robiła się sytuacja. Okazało się bowiem, że właściciel ubojni, Piotr M. od lat miał zwozić do swoich zakładów bydło, które nie nadawało się do przerabiania na mięso. Na terenie zakładów znaleziono m.in. kilkadziesiąt ton mięsa niewiadomego pochodzenia i jakości.
Do przestępstw miało dochodzić co najmniej przez siedem lat, od 2006 do 2013 roku. W procederze miało pomagać dwóch lekarzy weterynarii, którzy - teoretycznie - mieli nadzorować pracę ubojni. Oni również zostali objęci aktem oskarżenia i podobnie jak Piotr M. staną przed sądem.
Redakcja tvn24.pl ustaliła, że przed sądem tłumaczyć się będzie też małżeństwo, które dostarczało bydło, które nigdy nie powinno trafić do ubojni.
Zarabiał narażając innych?
Śledztwo w tej sprawie trwało ponad dwa lata. Akt oskarżenia w sprawie liczy niemal 200 stron. Najwięcej miejsca śledczy poświęcili w nim właścicielowi ubojni.
- Najpoważniejszy zarzut tyczy się sprowadzenia zagrożenia życia lub zdrowia wielu osób, które kupowały mięso z jego ubojni - tłumaczy Krzysztof Kopania z prokuratury okręgowej w Łodzi.
I chociaż nie udało się ostatecznie ustalić, ile "lewego" mięsa trafiło na rynek z zakładów Piotra M., to zdaniem śledczych igranie ze zdrowiem klientów stało się dla oskarżonego sposobem zarabiania na życie. Próbki zabezpieczonego w zakładach mięsa wykazało, że znajdowały się w nich m. in. antybiotyki i niebezpieczne dla życia i zdrowia bakterie.
- Oskarżony odpowie też za oszustwo na szkodę odbiorców mięsa, którzy przerabiali je później na wędliny - wyjaśnia prokurator.
Oprócz tego w ubojni miało dochodzić do zatrudniania pracowników "na czarno" i licznych nieprawidłowości w prowadzonej rachunkowości.
Piotrowi M. grozi do 12 lat więzienia. Mężczyzna nie przyznaje się do winy.
Bydło chore, po antybiotykach
Podobnie surowa kara grozi Sławomirowi i Beacie G., małżeństwu oskarżonemu o dostarczanie "lewego" mięsa do zakładów pod Białą Rawską. Oni również odpowiedzą za sprowadzenie niebezpieczeństwa dla wielu osób, które jadły mięso pochodzące z ubojni.
- Oskarżeni kupowali od rolników mięso, które nie nadawało się do spożycia. Towar często nie spełniał podstawowych wymogów. Zdarzało się, że do przerobienia trafiały zwierzęta w czasie trwającej karencji po leczeniu antybiotykami - tłumaczy prokurator Andrzej Nowak, który prowadził śledztwo w tej sprawie.
Swoją "cegiełkę" do przestępczego procederu mieli dorzucić też dwaj weterynarze, którzy przeprowadzali "wirtualne" badanie mięsa przed ubojem.
- Dopuścili się oni niedopełnienia obowiązków, przekroczenia uprawnień i poświadczenia nieprawdy. Zaświadczali oni w dokumentacji, że przeprowadzili badania, chociaż tak naprawdę często nie widzieli bydła na oczy - kwituje prokurator Nowak.
Weterynarze mieli też „przymykać oko” na fakt, że pod Białą Rawską przerabiano więcej zwierząt, niż pozwalało na to prawo. Grozi im do pięciu lat więzienia. Jako jedyni - w częściowym zakresie - przyznali się do winy.
Czekając na proces
Podczas śledztwa prokuratorom nie udało się jednoznacznie ustalić, czy w ubojni mięso produkowano również ze zwierząt padłych.
- Nie zmienia to faktu, że nie możemy tego jednoznacznie wykluczyć - zaznacza prokurator Krzysztof Kopania.
W akcie oskarżenia pojawia się też szóste nazwisko. Chodzi o Roberta O., kierowcę, który przewoził zwierzęta w taki sposób, że każdy przejechany kilometr był dla nich męczarnią.
- Jest on oskarżony o znęcanie się nad zwierzętami, za co grozi do dwóch lat więzienia. Nie przyznaje się do winy - kończy Kopania.
Wszyscy oskarżeni będą przed sądem odpowiadać z wolnej stopy.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź