Łódzka prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie głośnych wydarzeń w redakcji tygodnika "Wprost". W czerwcu minionego roku, po publikacjach nagrań w sprawie tzw. "afery taśmowej", prokuratura usiłowała zabezpieczyć materiał dowodowy w siedzibie tygodnika. Doszło do szarpaniny z dziennikarzami w redakcji; śledczy ustalili, że nikt nie dopuścił się przestępstwa.
Potwierdziły się nieoficjalne informacje portalu tvn24.pl, o których informowaliśmy w połowie marca.
Śledczy z Łodzi umorzyli dwa śledztwa związane z z zeszłoroczną szarpaniną w redakcji tygodnika "Wprost". Śledczy w poniedziałek poinformowali, że nikt nie naruszył nietykalności osobistej prokuratorów i funkcjonariuszy ABW.
Z kolei zeszłym tygodniu umorzeniem zakończyło się śledztwo, które tyczyło policji i ewentualnego niedopełnienia obowiązków przy zabezpieczaniu działań ABW i prokuratury.
Dziennikarze nie popełnili przestępstwa
Umorzony w poniedziałek wątek dotyczył odpowiedzialności dwóch dziennikarzy. Jeden z nich miał - według wstępnych ustaleń - naruszyć nietykalność funkcjonariusza ABW.
- Analiza zeznań świadków i obiektywnego dowodu jakim jest zapis wideo dostarczyła podstaw do przyjęcia, że dziennikarz nie wyczerpał znamion przestępstwa - wyjaśnia Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Sprawa drugiego z dziennikarzy, który miał naruszyć nietykalność prokuratora, była bardziej skomplikowana; moment wydarzeń nie został bowiem uwieczniony na żadnym nagraniu, do którego udało się dotrzeć śledczym.
- Relacje przesłuchanych świadków się różniły. Na doprecyzowanie rozbieżności nie doprowadziła też konfrontacja - mówi prokurator.
Ostatecznie i w tym wątku prokuratorzy zdecydowali się na umorzenia śledztwa, bo nie mieli wystarczających dowodów uzasadniających podejrzenie przestępstwa.
Szturm na siedzibę naczelnego z dobrych intencji?
Prokuratorzy szczegółowo też zbadali sprawę napierania na zamknięte drzwi redaktora naczelnego. Uczestnicy szarpaniny próbowali je wyważać, a potem wtargnęli do pomieszczenia, gdzie trwały czynności prokuratorów i funkcjonariuszy ABW.
Prokurator Kopania tłumaczy, że w tym przypadku co prawda były "wyczerpane znamiona przestępstwa", to i tak śledztwo zostało umorzone. Dlaczego?
- Nie można uczestnikom przypisać zawinienia przestępstwa, ani zarzucić im to, że świadomie popełniały przestępstwo - tłumaczy śledczy.
I wyjaśnia, że uczestnicy zajścia działali opierając się na błędnym przekonaniu, że w ich redakcji dochodzi do łamania prawa przez ABW i prokuraturę.
- Osoby szturmujące drzwi naczelnego były wprowadzone w błąd przez niektórych prawników z którymi się kontaktowali. Dostali od nich informacje, z których wynikało, że działania prokuratorów pozbawione są podstawy prawnej. Mieli mylną wiedzę, że zabezpieczenie dowodów jest możliwe tylko po uzyskaniu zgody sądu - tłumaczy Krzysztof Kopania.
Ponieważ dziennikarze działali pod wpływem "błędu co do oceny prawnej", to - w świetle polskiego prawa - nie dopuściły się przestępstwa.
Szarpanina w redakcji
Prokuratorzy wraz z funkcjonariuszami ABW weszli do redakcji "Wprost" 18 czerwca, w ramach śledztwa dotyczącego nielegalnego podsłuchiwania m.in. polityków z koalicji rządowej.
Śledczy zażądali wydania nośników z nagraniami. Redakcja odmówiła, w związku z czym prokuratura zarządziła przeszukanie. Odstąpiono od tych działań po szamotaninie i wtargnięciu do gabinetu naczelnego osób postronnych. Naczelny "Wprost" zapowiedział, że redakcja przekaże prokuratorom nośnik z nagraniem, gdy tylko upewni się, że nie naraża to źródła informacji. Stało się to po kilku dniach.
Prokuratura podawała, że dążyła do "ugodowego przejęcia nośnika" w gabinecie naczelnego "Wprost". Także ABW oświadczyła po przeprowadzeniu wewnętrznej kontroli, że jej funkcjonariusze działali zgodnie z prawem i nie przekroczyli swoich uprawnień.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: tvn24