Kierowca ciężarówki przejeżdżający przez Skierniewice (woj. łódzkie) zobaczył małego chłopca, który o północy błąkał się przy jednym z największych skrzyżowań w mieście. Na miejsce zostali wezwani policjanci, którzy zaopiekowali się zmarzniętym czterolatkiem. Po pewnym czasie po dziecko zgłosiła się zmartwiona - i trzeźwa - matka.
Policjanci otrzymali zgłoszenie w czwartek, około północy. Od przejeżdżającego przez miasto kierowcy ciężarówki dyżurny usłyszał, że zatrzymał się obok małego dziecka, które samotnie spaceruje po mieście. Chłopczyk chodził boso, miał na sobie tylko pieluszkę i koszulkę.
- Na miejsce został niezwłocznie skierowany patrol policji. Policjanci zabrali dziecko do radiowozu i okryli chroniąc przed wyziębieniem - przekazuje Magdalena Studniarek ze skierniewickiej komendy miejskiej policji.
Chłopiec był spokojny i nie płakał. Nie wiedział jednak, jak się nazywa i gdzie mieszka.
Wyszedł sam z domu
Policjanci wezwali karetkę, ale chłopczyk nie chciał się przesiadać i wolał zostać w radiowozie. Funkcjonariusze więc zawieźli go do szpitala, gdzie został poddany badaniom.
- Okazało się, że stan chłopca jest dobry i nie wymaga hospitalizacji - mówi Magdalena Studniarek ze skierniewickiej policji.
Po kilkunastu minutach od zgłoszenia do policjantów, którzy stali przed szpitalem, podeszły dwie kobiety.
- Powiedziały, że szukają dziecka, które wyszło z mieszkania. Jak się okazało była to matka i siostra małego uciekiniera. Rodzic był trzeźwy - przekazuje Studniarek.
Matka wytłumaczyła, że syn wyszedł samotnie z domu i zdążył przejść kilkaset metrów, zanim inni domownicy się zorientowali.
Policja informuje, że wszczęte zostało postępowanie, które ma wyjaśnić okoliczności zdarzenia.
- Należy sprawdzić, czy ktoś powinien ponieść konsekwencje karne. Na szczęście, dzięki prawidłowej postawie kierowcy ciężarówki spacer malucha nie skończył się tragedią - kończy Magdalena Studniarek.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Śląska policja