Zespół pogotowia z Opoczna (woj. łódzkie) został wezwany do nieprzytomnego mężczyzny po zawale. Na miejsce pojechał lekarz, kierowca i ratowniczka medyczna. Ta ostatnia miała w organizmie trzy promile alkoholu. Sprawę bada prokuratura.
Przesłuchanie 45-letniej ratowniczki jest na razie niemożliwe. Od wczoraj trzeźwieje.
- Wiadomo, że pracująca od pięciu lat w pogotowiu kobieta w poniedziałek pojechała ratować mężczyznę po rozległym zawale - relacjonuje Konrad Borusiewicz, reporter TVN24. Pojechała nie sama. Do Drzewicy koło Opoczna ruszyli na pomoc: lekarz, kierowca i 45-letnia ratowniczka.
- Mężczyźni siedzieli z przodu, kobieta z tyłu. Lekarz i kierowca tłumaczyli potem, że nie widzieli, w jakim stanie jest ich koleżanka. Mówili, że siedzieli za daleko i nie mogli wyczuć alkoholu - opowiada reporter.
Z jego nieoficjalnych informacji wynika, że 45-letnia ratowniczka przystąpiła do reanimacji.
- W pewnym momencie członkowie rodziny chorego zorientowali się, że ratowniczka może być pod wpływem alkoholu - mówi aspirant sztabowy Barbara Stępień z opoczyńskiej policji.
Lekarz z zespołu karetki stwierdził zgon pacjenta. Potem podjął decyzję, że cały zespół pogotowia zamiast do bazy pojedzie na policję.
- Wszyscy poddali się badaniu trzeźwości. Wtedy okazało się, że ratowniczka ma około trzech promili alkoholu w organizmie - opowiada aspirant sztabowy Stępień.
45-latka została przewieziona do izbę wytrzeźwień, gdzie przebywa do teraz.
Czekają, aż wytrzeźwieje
Ratowniczka została natychmiast zwolniona z pracy. Sprawą zajęła się Prokuratura Rejonowa w Opocznie.
- Należy sprawdzić, czy mógł istnieć związek pomiędzy zgonem, a działaniem ratowniczki - mówi Witold Błaszczyk z Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim.
Śledczy chcą powołać biegłego, który oceni stan pacjenta po pojawieniu się zespołu ratownictwa i oceni działania podjęte przez 45-latkę.
Ratowniczka może mieć jednak problemy nawet wtedy, jeżeli okaże się, że jej działania nie miały nic wspólnego ze śmiercią.
- W tej sprawie do przeanalizowania będzie fakt, że kobieta przyszła do pracy w stanie nietrzeźwości. To jest wykroczenie. Ale należy też sprawdzić, czy w czasie pracy mogła narazić innych pacjentów na utratę zdrowia lub życia - mówi prokurator Błaszczyk.
Rozmówca tvn24.pl zaznacza, że do przedstawienia zarzutów niezbędne będzie wykazanie, że konkretne czynności 45-latki były wykonane nieprawidłowo.
- Mieliśmy już sprawy lekarzy, którzy przyjmowali pacjentów w stanie nietrzeźwości. W czasie śledztwa okazywało się często, że działania podejmowane przez medyków były poprawne. W tym zakresie nie można więc było mówić o narażaniu pacjentów, niezależnie od tego, jakie stężenie alkoholu mieli w organizmie. Dlatego też na tym etapie konieczna jest wstrzemięźliwość - kończy prokurator.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Policja w Łodzi