Pojechać "dudabusem" do "bronkomarketu" i wrócić "tram korwin one". Bogaty język w szarej kampanii

"Bronkobus", "air korwin one" i "bronkomarket"
"Bronkobus", "air korwin one" i "bronkomarket"
Źródło: TVN24 Łódź

- To rozpaczliwe kolorowanie bardzo szarej kampanii. Sztaby tworzą nowe twory językowe, bo tylko tak mogą zwrócić na siebie uwagę - komentują eksperci, których pytamy o "dudabusy", "bronkomarkety" czy wreszcie samolot "air korwin one". W założeniu ma być pomysłowo i dowcipnie, w praktyce bywa różnie.

Teoretycznie można powiedzieć, że do Łodzi przyleciał jeden z kandydatów na prezydenta i busem stylizowanym na tramwaj jeździł po mieście. W świat poszedł jednak nieco inny sygnał: że przyleciał "air korwin one", a po łódzkich ulicach kursował "tram korwin one".

- Sztaby mocno dbają o to, żeby podkreślić niezwykłość dość oczywistych wydarzeń. Dlatego autobus z kandydatem to "dudabus" albo "bronkobus". Charakterystyczne nazwy mają przyciągnąć uwagę wyborców - mówi Aleksandra Jaworska-Surma, psycholog i ekspert ds. marketingu.

Nasza rozmówczyni zwraca przy tym uwagę, że zabawy sztabów w tworzenie nowych wyrazów to sposób na wywoływanie zainteresowania kampanią.

- Wyborcy są często zobojętniali na obietnice polityków, a kandydaci nie wzbudzają w nich większych emocji. Dlatego zamiast walki na argumenty polityczne proponuje się nam rozrywkę, zabawę słowem. To próba podkoloryzowania szaro-burej kampanii - tłumaczy Jaworska-Surma.

Rozpaczliwa walka z nudą

Dr Norbert Maliszewski, ekspert ds. marketingu politycznego z Uniwersytetu Warszawskiego podkreśla, że trwająca kampania prezydencka wypada bardzo blado w porównaniu z barwną, choć często przaśną kampanią samorządową.

- Kandydaci nie bardzo mają pomysł, jaką obrać taktykę. Sztaby odeszły od trudnej i pełnej pułapek dyskusji na temat bezpieczeństwa narodowego. Brak konceptu kandydaci kompensują sobie politycznym show, którego częścią są zabawy słowem - tłumaczy nasz rozmówca.

Andrzej Duda otworzył "Bronko-market"

Andrzej Duda otworzył "Bronko-market"

W przeciwieństwie do kandydatów startujących w jesiennych wyborach samorządowych, pretendenci do miejsca w pałacu prezydenckim nie mogą sobie pozwolić na śmieszność. Stąd - zdaniem dr Maliszewskiego - potrzeba sięgania po sprawdzone zabiegi.

W końcu po Polsce przy okazji kilku ostatnich kampanii jeździły "tuskobusy". Na początku neologizm powtarzany przez działaczy Platformy Obywatelskiej budził niemałe emocje.

- Ja nie jeżdżę na przykład "kaczobusem", tylko zwykłym samochodem. Bo jak miałby wyglądać "kaczobus"? Dziób zamiast samochodowej maski? - żartował w 2011 roku pytany o "tuskobusy" prezes PiS, Jarosław Kaczyński.

W tegorocznej kampanii od neologizmów odcina się Paweł Kukiz.

- Ja nie mam "kukizobusu", mam "kukizoosobówkę" - mówił kandydat dziennikarzom "Głosu Koszalińskiego".

10.03 | Dzień w „Bronkobusie” – prezydent Komorowski podróżuje po Polsce

10.03 | Dzień w „Bronkobusie” – prezydent Komorowski podróżuje po Polsce

W amerykańskim stylu

Wyborcze neologizmy nie umknęły uwadze prof. Ireneusza Bobrowskiego, językoznawcy PAN, który podkreśla, że dzięki politycznym zabawom słowem można łatwo sprawdzić, gdzie inspiracji szukają sztaby.

- "Dudabus" czy "bronkobus" to neologizmy oparte na konstrukcjach języków germańskich, przede wszystkim języka angielskiego - mówi nasz rozmówca.

I dodaje, że te inspiracje nie powinny nikogo dziwić.

- Rodzimi politycy chcą się kojarzyć z nowoczesną, przemyślaną i profesjonalną kampanią. Taką w amerykańskim stylu - wyjaśnia prof. Bobrowski.

Poza tym, konstrukcja języka angielskiego jest nieco bardziej "wyborcza" niż rodzimego języka.

- U nas przydawka rzeczowna powinna znajdować się z tyłu. Tym samym człon z nazwiskiem kandydata byłby mniej eksponowany i tym samym mniej zapadałby w pamięć - dodaje.

Odlotowa kampania Janusza Korwin-Mikkego

Odlotowa kampania Janusza Korwin-Mikkego

Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.

Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: