Piloci ukrywają kłopoty z samolotami? "Katastrofy pod Częstochową można było uniknąć"

PKBWL: Piloci ukrywają problemy z samolotami
Samolot ze skoczkami rozbił się w sobotę
Źródło: TVN24 Łódź
- 11 osób zginęło w katastrofie pod Częstochową, ale nie musiało tak być. Ich los przesądziło zamiatanie wcześniejszych problemów pod dywan - mówi tvn24.pl Andrzej Pussak z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Nasz rozmówca alarmuje, że do ukrywania problemów samolotów dochodzi coraz częściej.

Lewy silnik samolotu Piper Navajo przestał pracować i maszyna, na pokładzie której było 12 osób runęła na ziemię. Przeżył tylko jeden pasażer. Szef komisji, która bada katastrofę sprzed dwóch tygodni nie ma wątpliwości: do tej tragedii nie musiało dojść.

- Z silnikiem maszyny od dłuższego czasu działo się coś złego. Kilkukrotnie gasł w czasie lotów, co podkreślają różni piloci, którzy zasiadali za sterami - zdradza Andrzej Pussak z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.

O wszystkich tych niepokojących sygnałach PKBWL dowiedziała się dopiero po katastrofie samolotu. Dlaczego?

- Nikt wcześniej nie raportował nam o tego typu zdarzeniach lotniczych. Tym samym ktoś zamiótł problemy pod dywan, a my nie mogliśmy w porę zareagować - twierdzi Pussak.

"Do katastrofy nie musiało dojść"

Pussak mówi, że w przypadku maszyny, która rozbiła się pod Częstochową doszło do "całej skali naruszeń przepisów".

- Gdyby niepokojące symptomy dotarły do nas na czas zadecydowalibyśmy o określonej profilaktyce. Łącznie z wstrzymaniem lotów tej maszyny, więc do katastrofy nie musiałoby dojść - zapewnia rozmówca tvn24.pl, który wyjaśnia, że chociaż PKBWL nie może zabronić używania maszyny, to może wystąpić z takim wnioskiem do Urzędu Lotnictwa Cywilnego.

Zwiastuny nieszczęścia

Samolot, który 5 lipca runął na ziemię w pobliżu aeroklubu częstochowskiego przyleciał do Polski w maju ze Stanów Zjednoczonych. Eksperci z PKBWL ustalili, że samolot miał międzylądowania na Grenlandii i Islandii - z powodu problemów z silnikiem.

- Piloci przesłuchani w czasie prowadzonych czynności wyjaśnili, że problemy z silnikiem, zwłaszcza z lewym, były od dłuższego czasu. Potrafił on zgasnąć w czasie lotu, co zdarzyło się co najmniej dwa razy - opowiada Andrzej Pussak.

Spotterzy, którzy umieszczają zdjęcia samolocie wychwycili, jak z lewego silnika samolotu wydostawał się dym. Silnik zawiódł również tragicznego, sobotniego popołudnia, kiedy doszło do katastrofy.

Ekspert PKBWP pokazuje zdjęcia dymiącego silnika Piper Navajo
Ekspert PKBWP pokazuje zdjęcia dymiącego silnika Piper Navajo
Źródło: TVN24 Łódź

- Jedyny ocalały pasażer powiedział nam później podczas przesłuchania, że pilot zdążył krzyknąć "lądujemy awaryjnie". Chwilę później samolot przewrócił się na plecy i uderzył w ziemię - mówi Pussak.

Piloci nabierają wody w usta?

Pussak twierdzi, że problem jest głębszy i nie dotyczy tylko katastrofy samolotu Piper Navajo. Nasz rozmówca przypomina, że w 2013 roku do Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych wpłynęło tylko 30 zgłoszeń o zdarzeniach lotniczych - czyli drobnych incydentach, do których doszło w czasie lotu. Dla porównania: w 2012 roku do PKBWP wpłynęło 69 takich zgłoszeń, a w 2011: 72.

- Statystyka spada, mimo, że ruch cywilny jest coraz bardziej popularny. Trudno uwierzyć, że nagle zdarzeń jest mniej. Po prostu nie są one zgłaszane - alarmuje rozmówca tvn24.pl.

Dlaczego tak się dzieje? Zdaniem PKBWP, piloci starają się unikać "niepotrzebnej" (z ich punktu widzenia) papierologii. - Skutki tego są i będą opłakane. Problemów nigdy nie warto zamiatać pod dywan - alarmuje Andrzej Pussak.

Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.

Autor: Bartosz Żurawicz /b / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: