Dopóki Azaf, siedmioletni wyżeł weimarski zdobywał medale na wystawach, mógł liczyć na dobrą opiekę. Potem jego życie zmieniło się w koszmar: skrajnie wychudzone i pobite zwierzę zostało odebrane właścicielom w marcu tego roku. W sądzie trwa proces przeciwko jego właścicielom. Jedna z oskarżonych, 39-letnia Monika W. chce dobrowolnie poddać się karze. Jej oraz jej konkubentowi grozi do trzech lat więzienia.
O koszmarze Azafa pisaliśmy na portalu tvn24.pl na początku marca. Prokuratorzy ustalili, że pies był bity, głodzony i utrzymywany w niewłaściwych warunkach. Wyniki badań krwi zwierzęcia wskazywały na uszkodzenie wątroby, a według weterynarza stan w jakim znajdował się pies, bezpośrednio zagrażał jego życiu.
Sprawa jest szokująca, bo wyżeł weimarski był kiedyś rasowym championem - na wystawach wielokrotnie zdobywał medale. Dopóki były nagrody, pies miał dobrą opiekę. Później było już tylko gorzej. Jego koszmar miał się - zdaniem prokuratorów - rozpocząć w listopadzie 2013 roku.
Proces właścicieli Azafa toczy się przed łódzkim sądem. Na pierwszej rozprawie do winy przyznała się 39-letnia Monika W. Kobieta chce dobrowolnie poddać się karze.
- Chodzi o karę pozbawienia wolności w zawieszeniu, nawiązki na cele związane z ochroną zwierząt i zakaz ich posiadania - mówi Grażyna Jeżewska z biura prasowego sądu okręgowego w Łodzi.
Drugi z oskarżonych, 44-letni Tomasz L. nie stawia się na rozprawy. Mężczyzna jest konkubentem Moniki W. Para w czasie śledztwa nie przyznawała się do winy. Za okrutne znęcanie się nad zwierzętami może im grozić do trzech lat więzienia i zakaz posiadania zwierząt przez 10 lat. Sąd może też orzec wobec nich 100 tys. złotych nawiązki na ochronę zwierząt.
Koszmar zwierząt
Azaf został odebrany właścicielom w marcu po tym, jak interwencję w asyście podjęło stowarzyszenie zajmujące się zwierzętami. Członkowie stowarzyszenia weszli do domu, w którym mieszkali oskarżeni. W jednym z pokojów znajdował się siedmioletni wyżeł. Był skrajne wychudzony i odwodniony, co wynikało z wielotygodniowego głodzenia. Pies miał zmiany skórne, naderwane ucho i przerośnięte pazury. Wyniki badań krwi zwierzęcia wskazywały na uszkodzenie wątroby, a według weterynarza stan, w jakim znajdował się pies, bezpośrednio zagrażał jego życiu.
Para odpowiada przed sądem też za przemoc wobec drugiego psa - owczarka. Był w lepszym stanie fizycznym niż wyżeł weimarski, ale bardzo niepewny i wycofany. Według specjalistów, których o opinię poprosili prokuratorzy, pies również był ofiarą przemocy. Podobnie jak Azaf owczarek bał się Tomasza L.
Postępowanie zostało wszczęte po zawiadomieniu złożonym przez stowarzyszenie zajmujące się zwierzętami, które w związku z informacją o tragicznej sytuacji psów podjęło interwencję w asyście policji. Psy odebrano właścicielom.
"Nigdy ich nie biliśmy"
Oboje oskarżeni usłyszeli zarzuty znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad psami. W śledztwie nie przyznali się do winy. Jak wyjaśniali, psy nie dostawały tyle karmy, ile powinny, ale wynikało to - według nich - jedynie z ich problemów finansowych. Zapewniali, że nigdy nie bili psów.
Sąd na razie nie zdecydował, czy przychyli się do wniosku Moniki W. o dobrowolne poddanie się karze. W środę w Łodzi miała odbyć się kolejna rozprawa w tej sprawie. W gmachu sądu nie pojawiła się ani oskarżona, ani jej 44-letni konkubent.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/b / Źródło: TVN24 Łódź/PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź