Prowadził zajęcia na wydziale prawa jednej z łódzkich uczelni. Dzisiaj w łódzkim sądzie rozpoczął się proces, w którym jest oskarżony o znęcanie się nad córkami. O to samo oskarżona jest jego partnerka.
Proces, który ruszył w Łodzi, toczy się za zamkniętymi drzwiami. O wyłączenie jawności - ze względu na dobro poszkodowanych dzieci - zawnioskowali pełnomocnicy oskarżonych. Prokurator nie sprzeciwiał się temu wnioskowi.
Oskarżonym grozi do ośmiu lat więzienia. To 31-letnia dziś kobieta (odpowiada z wolnej stopy) i jej starszy o 10 lat partner, który do sądu został doprowadzony z aresztu. Do niedawna pracował jako wykładowca na jednej z łódzkich uczelni.
Prokuratorzy w przygotowywanym od grudnia 2017 roku akcie oskarżenia zarzucili parze przestępstwa dotyczące fizycznego i psychicznego znęcania się nad dziećmi - to dwie dziewczynki, które dziś mają siedem i dziesięć lat.
Sygnał ze szkoły
O tym, że w rodzinie może dziać się coś bardzo złego, poinformowała policjantów dyrekcja szkoły jednej z dziewczynek. Pedagodzy zwrócili uwagę, że jest smutna, skryta i izoluje się od rówieśników.
- W treści zawiadomienia zwrócono się o sprawdzenie, czy dziecko nie jest ofiarą przemocy psychicznej - informuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Niedługo potem policjanci dostali podobne pismo. Podpisała się pod nim siostra nieżyjącej od 2014 roku matki dziewczynek.
- Rodzice dziewcząt w 2013 roku rozwiedli się. Córki trafiły pod opiekę matki. Po jej śmierci, od listopada 2014 roku, zamieszkały z ojcem i jego nową partnerką, z którą od połowy 2016 roku zawarł związek małżeński - wyjaśnia Kopania.
"Nie ma ich"
Kiedy funkcjonariusze pojawili się w domu, usłyszeli zapewnienia macochy, że wraz z mężem dbają o córki. Dzieci - według jej wersji - miały być tego dnia pod opieką rodziny macochy.
- Kobieta odmówiła policjantom wstępu do pokoju dzieci. Funkcjonariusze jednak nie dali jej wiary - mówi Kopania.
Okazało się, że pięcio- i ośmiolatka są w swoich pokojach. Starsza dziewczynka miała na twarzy ślady pobicia.
- Miała intensywne, rozległe krwiaki w obu oczodołach. Na szczęście nie doszło do poważniejszych obrażeń - mówił w grudniu 2017 roku prokurator Kopania.
Dzieci, po zatrzymaniu rodziców, trafiły pod opiekę rodziny. Ich sprawą zajął się sąd rodzinny.
"Szanowany, lubiany"
Oskarżony jest doktorem nauk prawniczych. Prowadził ćwiczenia ze studentami.
- Sprawiał wrażenie bardzo ułożonego człowieka. Był szanowanym i lubianym wykładowcą - opowiada nam jedna ze studentek uczelni, gdzie wykładał oskarżony.
- Było widać, że chodził na siłownię. Typ karierowicza - dodaje inna, która chodziła na ćwiczenia 41-latka.
Mężczyzna został zwolniony z uczelni po tym, jak przekroczył limit dopuszczalnych nieobecności.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź