W czwartek łódzcy samorządowcy zorganizowali konferencję prasową, podczas której alarmowali, że z zamówionego przez miasto czterech tysięcy ton węgla - do sprzedaży w preferencyjnej cenie - dostali tylko niecały tysiąc. Chwilę wcześniej oświadczenie wydała Polska Grupa Górnicza, która winą za zamieszanie obarcza miejskich urzędników i wskazuje, że terminy dostaw nie są zagrożone.
Węgiel, który - w założeniu - miał być sprzedawany mieszkańcom Łodzi po preferencyjnych cenach miał być, przed przewiezieniem do docelowego odbiorcy, składowany na placu należącym do Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania. Plac jednak jest pusty. W czwartek zorganizowano tam konferencję prasową, w której uczestniczył Piotr Bors z łódzkiego magistratu, prezes MPO Jan Zbroński oraz Tomasz Kacprzak, łódzki radny.
- Łodzianie potrzebują już teraz blisko pięć tysięcy ton węgla. Złożyliśmy zamówienie na cztery tysiące, ale otrzymaliśmy niecały tysiąc - mówił Bors.
Zobacz też: Rusza druga tura zapisów na węgiel
Podkreślał, że organizacja procesu dostarczania surowca odbija się na mieszkańcach, którzy nie mogą doczekać się zakupu węgla.
PGG odpowiada i mówi o "niezagrożonej ciągłości dostaw"
Jeszcze przed początkiem konferencji, do mediów rozesłany został komunikat Polskiej Grupy Górniczej. Jej rzecznik, Tomasz Głogowski podkreśla, że miasto Łódź nie dopełniło formalności związanych z zamówieniami węgla. Wskazuje, że urzędnicy nie potwierdzali odbioru surowca.
Głogowski zaznacza jednak, że "ciągłość dostaw węgla dla mieszkańców Łodzi nie jest zagrożona". Wskazuje, że 9 stycznia do punktu dystrybucji PGG w Pabianicach dotarł transport dwóch tysięcy ton węgla.
Czytaj też: Warszawa rozpoczyna sprzedaż węgla
"Kolejny transport również dwóch tysięcy ton jest zaplanowany według harmonogramu na 17 stycznia" - czytamy w komunikacie.
Pytani o ten komunikat, uczestnicy czwartkowej konferencji prasowej stwierdzili, że miasto - żeby mogło sprzedać węgiel - musi mieć go u siebie, a nie na placu dystrybucji Polskiej Grupy Górniczej. Przedstawiciel łódzkiego magistratu zaznaczył, że o czekających na przywiezienie dwóch tysiącach ton dowiedział się na chwilę przed konferencją. Wskazał, że to do obowiązków PGG należy przywiezienie surowca z Pabianic do Łodzi. Stwierdził, że PGG - w swoim oświadczeniu - "mija się z prawdą w sposób ordynarny".
- Nie wiem, gdzie jest węgiel, o którym mówi Polska Grupa Górnicza. Na pewno nie ma go na placu MPO, który stoi pusty. Nikt się z nami nie kontaktował. Potrzebujemy czasu na rozdystrybuowanie węgla, a ludzie na wpłacenie pieniędzy - powiedział Bors.
Dwa miliony ton zapotrzebowania
Ustawa o zakupie preferencyjnym paliwa stałego przez gospodarstwa domowe, gminy, spółki gminne i związki gminne zakłada, że mogą kupować węgiel od importerów za nie więcej niż 1,5 tys. zł za tonę. Gmina może sprzedawać węgiel mieszkańcom w cenie nie wyższej niż dwa tysiące złotych za tonę. Węgiel w preferencyjnej cenie mogą kupić od samorządu osoby uprawnione do dodatku węglowego. Sprzedawcom tego węgla przysługują rekompensaty, których maksymalny limit na 2023 roku ustalono na 4,9 mld złotych.
Czytaj też: Darłowo. Mieszkańcy nie dostali dodatku węglowego. "Dzwonią z pretensjami, ale my tych pieniędzy nie mamy"
Wiceszef resortu aktywów państwowych Karol Rabenda przekazał, że poprzez samorządy do odbiorców przekazano około miliona ton węgla w preferencyjnych cenach.
- W tym sezonie zimowym roku 2023 zapotrzebowanie szacujemy na kolejny milion ton. Jesteśmy na to przygotowani, trwa odsiewanie węgla. Będziemy w stanie zapewnić dostęp do surowca z innych kierunków, niż rosyjski - podkreślił Rabenda.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24