Łódzkie służby starają się być wyjątkowo czujne w sprawie dopalaczy - zwłaszcza po tragicznych wakacjach w 2018 roku, kiedy w ciągu jednego tygodnia dopalacze zabiły dziesięć osób. Wtedy - jak informuje kom. Marcin Fiedukowicz - dilerzy handlowali dopalaczami, do których dodano środek zwiotczający mięśnie. To substancja stosowana m.in. przez anestezjologów.
- Tamta partia zebrała śmiertelne żniwo - mówi komisarz Fiedukowicz.
Służby podejrzewają, że do sprzedaży znowu trafiła seria dopalaczy, która może być bardzo niebezpieczna. To hipoteza postawiona na podstawie danych od przedstawicieli pogotowia.
- Regularnie, dwa, trzy razy dziennie przyjeżdżamy do osób z objawami silnego zatrucia - mówi Adam Stępka, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi.
Dodaje, że zazwyczaj takie wzrosty liczby zatruć obserwowano w okresie wakacji.
"Hasan" z ulicy
Piotr Borowski, reporter TVN24 zajmujący się sprawą, rozmawiał z policjantami, którzy rozpracowują handlarzy dopalaczami. Funkcjonariusze informują, że "nowe narkotyki" najczęściej sprzedawane są przez internet oraz bezpośrednio przez dilerów.
- Dopalacze powstają na bazie chemikaliów trafiających do nas z Azji. W gotowe produkty "składane" są już na miejscu, w Polsce. Wszystko dzieje się w chałupniczych warunkach, osoby zamieszane w proceder często mieszają substancje "na oko". Nie jest trudno o zachwianie proporcji, które mogą doprowadzić do tragedii - mówią policjanci.
Za wzrost liczby zatruć - według policjantów - odpowiada dopalacz o nazwie "Hasan".
- To nowa seria tego samego dopalacza, który zebrał śmiertelne żniwo w 2018 roku - dodają nasi rozmówcy.
Autorka/Autor: bż/ks
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź