W Łodzi ponad pół tysiąca lekarzy pisało egzamin specjalizacyjny. Medycy po wyjściu apelowali do ministerstwa o odwołanie czekających ich jeszcze egzaminów ustnych. - Brakuje rąk do pracy. Potrzebni jesteśmy na froncie walki z pandemią – podkreślają przyszli specjaliści.
W piątek w łódzkiej Atlas Arenie rozpoczął się Państwowy Egzamin Specjalizacyjny dla ponad 500 lekarzy ubiegających się o tytuł specjalisty w zakresie chorób wewnętrznych i położnictwa. Ci, którzy przejdą przez część pisemną, będą podchodzić do części ustnej. I w tym część medyków widzi problem, bo - jak zaznaczają - do momentu zakończenia egzaminów są de facto wyłączeni z systemu opieki zdrowotnej, a przecież szaleje pandemia.
- Siedzimy zanurzeni w książkach, a przecież nasi koledzy potrzebują pomocy – podkreślają. Zaznaczają, że - jako przedstawiciele zawodu szczególnie istotnego dla walki z koronawirusem - ich sesja powinna być możliwie krótka.
- System jest bardzo obciążony. Brakuje rąk do pracy tak bardzo, że do zadań oddelegowuje się młodszych kolegów, którzy nie skończyli specjalizacji. Jednocześnie nie robi się niczego, żeby umożliwić nam szybki powrót do pracy – zaznaczała jedna ze zdających.
"Nietrafiony kompromis" i przełożone egzaminy
Marcowa sesja egzaminacyjna miała się w ogóle nie odbyć. Resort zdrowia w ubiegłym tygodniu poinformował, że egzaminy specjalizacyjne zostaną przełożone na maj. Decyzję minister zdrowia uzasadnił "stanem epidemii". Nowy harmonogram wywołał mnóstwo kontrowersji – medycy zwracali uwagę, że nikt nie wróci do swoich obowiązków, mając w perspektywie zbliżający się termin najważniejszego egzaminu w swoim życiu zawodowym.
Po fali krytyki resort zmienił narrację. Rzecznik ministerstwa Wojciech Andrusiewicz poinformował, że podany wcześniej majowy termin egzaminów był "pewnym kompromisem" po oczekiwaniach formułowanych przez lekarzy, którzy kończą specjalizację.
- Jak widzimy kompromis nie usatysfakcjonował młodych lekarzy; proponujemy więc nowy kompromis – powiedział rzecznik.
Przekazał, że osoby, które - z jakichkolwiek przyczyn - nie przystąpią do Państwowego Egzaminu Specjalizacyjnego dla lekarzy w sesji wiosennej, będą mogły złożyć go w sesji jesiennej, bez dodatkowych kosztów.
Lekarski sprzeciw
Mimo złagodzonej narracji resortu lekarze głośno wyrażają swój protest. W poniedziałek rozpoczęli "tydzień dla poratowania zdrowia", podczas którego część z nich poszła na zwolnienia lekarskie. Przewodniczący Porozumienia Rezydentów Piotr Pisula zaznaczał, że decyzja w sprawie przełożenia egzaminów specjalizacyjnych dla lekarzy na jesień "przelała czarę goryczy".
- Powiedzmy szczerze, że to nie jest tak, że chodzi jedynie o ten egzamin. Za nami rok epidemii i pewnie kolejny taki sam przed nami. Widzimy trzecią falę i po raz trzeci też okazuje się, że nie jesteśmy do niej przygotowani. Znowu wszystko odbywa się na wariackich papierach. Znowu gasimy pożar – stwierdził Pisula.
Zaznaczył, że w sytuacji przeciążenia medyków wystarczy tylko coś tak symbolicznego, jak "akt braku szacunku ze strony pana ministra dla personelu medycznego".
Głos w tej sprawie zabrał też między innymi prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, z wykształcenia lekarz.
- Myślę, że wielką głupotę popełnił pan Niedzielski, przesuwając termin egzaminów specjalizacyjnych. Może się jeszcze z tego wycofać, powinien zwolnić z egzaminu ustnego i dopuścić jak najszybciej lekarzy kończących specjalizację do egzaminu specjalizacyjnego - powiedział na wtorkowej konferencji prasowej prezes PSL .
Wypomniał on ministrowi Adamowi Niedzielskiemu niekonsekwencję:
- Minister Niedzielski mówi, że przesuwa termin, bo jest sytuacja pandemiczna zła, a w drugim zdaniu mówi, że wszyscy mogą do egzaminu przystąpić, bo są zaszczepieni. To jak wszyscy są potrzebni do pracy, to jak najszybciej niech będą specjalistami, nie trzymajmy ich w domach przy książkach, tylko dajmy szansę, żeby wrócili do pracy; wykorzystajmy te szczepienia pozytywnie – zaapelował Kosiniak-Kamysz.
Źródło: TVN24 Łódź/PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź