Lekarze z Instytutu "Centrum Zdrowia Matki Polki" w Łodzi wyciągnęli z serca pięcioletniego chłopca drut, który został wystrzelony przez pracującą kosiarkę. - To nie była bardzo skomplikowana operacja, ale historia jest niezwykła - przyznają medycy. Ciało obce minęło żebra, nie uszkodziło płuca i przebiło lewą komorę serca, nie rozrywając jej. - Takie sytuacje, nawet w skali świata, zdarzają się bardzo rzadko - podkreślają łódzcy lekarze. Pacjent czuje się dobrze, niedługo zapewne opuści szpital.
Chłopczyk, z serca którego trzeba było wyciągnąć drut bawi się na szpitalnym oddziale ulubionymi zabawkami. O tym, przez co przeszedł, nie przypominają mu ani rodzice, ani lekarze. Doktor Janusz Komorowski, kardiochirurg z łódzkiego szpitala, opowiada, że dziecko jest szczęśliwe i nie zdaje sobie sprawy, jak dużo miało szczęścia. W zeszły czwartek, 18 sierpnia, pięciolatek znajdował się niedaleko mamy, kiedy ta kosiła trawę. Nagle kosiarka trafiła na przeszkodę, a zaraz potem chłopiec zaczął płakać. Mama na klatce piersiowej syna znalazła tylko niewielkie draśnięcie, na które nalepiła plaster. Wkrótce jednak okazało się, że kosiarka najechała na drut, który - jak pocisk - wystrzelił w kierunku dziecka i przebił jego serce.
- Kawałek drutu przeszedł idealnie między żebrami, przeszedł przez śródpiersie i wbił się w lewą komorę serca, zatrzymując się na przeponie - opowiada dr Marek Kopala, kierownik kliniki kardiochirurgii w "Matce Polce".
Czytaj też: drut przebił serce pięcioletniego chłopca jak strzała. Na skórze widać było tylko draśnięcie
Rodziców zaalarmowało to, że po pewnym czasie dziecko zaczęło sinieć i słabnąć. Pięciolatek został przewieziony karetką do szpitala w Opocznie, gdzie wykonano zdjęcie rentgenowskie. A na nim - jak opowiadał w rozmowie z tvn24.pl pełniący wtedy obowiązki lekarz Paweł Banaszek - długi na kilka centymetrów cień metaliczny w sercu. Chłopczyk został stamtąd śmigłowcem przetransportowany do "Matki Polki" w Łodzi. Szybka diagnoza być może uratowała życie dziecka.
Półtorej godziny
- Miałem dyżur tego dnia. Dostaliśmy informację, że jedzie do nas bardzo poważny przypadek - opowiada dr Janusz Komorowski, kardiochirurg. Dodaje, że pacjent szybko trafił na blok operacyjny.
- Operacja trwała półtorej godziny. Wykorzystaliśmy krążenie pozaustrojowe - tłumaczy dr Marek Kopala. Dziecko było przez kilkanaście minut podłączone do płucoserca. Operacja zakończyła się sukcesem.
- Chłopiec czuje się bardzo dobrze, jego stan jest stabilny. Wyniki przeprowadzonego echa serca nie wskazują na jakiekolwiek problemy zastawkowe. Pacjent, wszystko na to wskazuje, został trwale wyleczony - mówi dr Kopala.
- Nie było to wielkie wyzwanie medyczne - mówi skromnie Kopala. Ale zdarzenie na pewno było niezwykłe. Lekarz już po operacji starał się dowiedzieć, z jak rzadkim przypadkiem miał do czynienia. Szukał informacji o pacjentach z ciałem obcym w sercu. Podobnego jednak nie znalazł.
- Zazwyczaj były opisane przypadki, kiedy ciało obce było przetransportowane wraz z krwią. Ale podobnego zdarzenia, jak to z zeszłego tygodnia, nie udało mi się znaleźć. Z pewnością mówimy o niezwykle rzadkim zdarzeniu, dobrze, że skończyło się w taki sposób - dodaje lekarz.
Pod obserwacją
Lekarze opowiadają, że drut - najprawdopodobniej fragment siatki ogradzającej działkę - przeszył ciało w taki sposób, że nie doszło do spustoszenia w ciele dziecka:
- Gdy się rozwali komorę serca, to kilka uderzeń serca i koniec. Na szczęście u tego chłopca ten drut nie wbił się pod dużym kątem i nie zrobił dużych otworów. Z jednej strony mięsień się obkurczył, a z drugiej wokół drutu zgromadził się skrzep, który był jakby korkiem i blokował wypływ krwi do worka osierdziowego - podkreśla doktor Kopala.
Chłopczyk przebywa na obserwacji. Doktor Janusz Komorowski przekazuje, że dziecko jest poddane antybiotykoterapii.
- Drut, który wbił się w jego serce, był brudny, dlatego musimy być ostrożni. Wykonane badania metodą Holtera nie wykazało nieprawidłowości. Kto wie, czy chłopiec w przyszłości będzie pamiętał, co go spotkało - mówi lekarz.
Pytani o to, czy wypadek może wpłynąć na zdrowie chłopca w przyszłości, lekarze odpowiadają, iż "mają nadzieję, że nie":
- Była naruszona lewa komora. Wiadomo, tam przechodzi układ bodźcoprzewodzący, dlatego wykonujemy badania kontrolne, musimy się upewnić, że wszystko jest w porządku - odpowiada dr Komorowski.
Chłopiec niedługo ma opuścić szpital. Pojawiły się spekulacje, że do domu wróci jeszcze w piątek. Lekarze jednak zaznaczają, że z pacjentem pożegnają się dopiero wtedy, kiedy będą mieli pewność, że jest już w pełni zdrowy. Kiedy to nastąpi? - Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu - kończy kardiochirurg.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Instytut "Centrum Zdrowia Matki Polki" w Łodzi