Pierwsze historyczne Mistrzostwa Świata Motorniczych odbyły się w sobotę w Wiedniu. Zawody rozgrywano w centrum maista, przed ratuszem. Cieszyły się tak wielkim zainteresowaniem, że w wiedeńskim metrze emitowano nawet apel, by... nie iść już na wydarzenie, bo nie ma już miejsca dla publiczności.
Osiem konkurencji i po dwóch motorniczych
Motorniczy z całego świata mogli popisywać się swoją precyzją, szybkością reakcji i refleksem. Każdy kraj reprezentowała dwójka motorniczych. Każdy z nich miał do wykonania tych samych osiem konkurencji.
Pierwszą z konkurencji było cofanie z tylnego pulpitu. - Trzeba było wykonać trzy starty i trzy hamowania - wyjaśnia Dariusz Graj. Dodatkową trudnością była miska z wodą, której należało nie wylać.
Drugim zadaniem było rozpędzenie tramwaju do prędkości 25 km/h. przy zasłoniętym prędkościomierzu. Trzecim - precyzyjne hamowanie elektrodynamiczne.
W czwartej konkurencji należało przewrócić kręgle. - Prędkość pierwotnie miała być ograniczona do 15 kilometrów na godzinę, ale to zmieniono ze względu na to, że kręgle się nie przewracały, miała być już dowolna - mówi Graj.
Piątym zadaniem było cofanie na gwizdek. - Cofaliśmy, patrząc do przodu i nasłuchując, co druga osoba z naszej drużyny nam przekazuje - opisuje Graj.
Szósta to podjazd do "tańczącej pary". - Trzeba było się tak ustawić, żeby jej nie zahaczyć. Precyzyjnie udało się nam ją ustawić i dużo punktów zdobyliśmy - mówi Graj.
Następnie trzeba było popisać się precyzją przy hamowaniu platformy. - Ruszaliśmy z przedniego pulpitu i naszym zadaniem było otworzyć drugie drzwi, tak by strzałka się równała z platformą - mówi Monika Bocian.
Dla poznańskich motorniczych najtrudniejsza była ostatnia konkurencja - tramwajowy curling. - Trzeba było tak popchnąć tramwajem wózek, który się toczył po szynach, by zatrzymał się na platformie z liczbą punktów - tłumaczy Monika Bocian. Trudność polegała na tym, że na treningach zawodnicy nie mieli przyrządów, które umożliwiłyby ćwiczenie tego zadania.
Kapitalny start
Jako pierwszy za sterami tramwaju zasiadł Dariusz Graj. I okazał się bezkonkurencyjny. Po pierwszej rundzie poznaniacy mieli 3144 punkty, a goniąca ich czwórka - poniżej 2800 punktów.
W finale lepsi okazali się jednak gospodarze. Zadanie mieli o tyle ułatwione, że mogli liczyć na najbardziej żywiołowy doping oraz doskonale znali swoje pojazdy.
- Tutaj, podobnie jak na mistrzostwach Polski w Warszawie, mieliśmy zupełnie inny tabor niż w Poznaniu. Wiem, że niektórzy stwierdzą, że tramwaj to tramwaj, ale proszę mi wierzyć - wszystko jest w nich trochę inaczej - podkreśla Bocian.
Jak dodaje, największym wyzwaniem było to, żeby "wytrzymać emocje", bo czas oczekiwania od pierwszego numeru startowego do końcowego był długi.
Długa droga do sukcesu
Droga do wicemistrzostwa świata była długa. Najpierw trzeba było przejść kwalifikacje w Poznaniu. - To był taki czterogodzinny etap, nawet przez teorię i później praktyczny. Z Darkiem otrzymaliśmy najwięcej punktów i to my reprezentowaliśmy MPK Poznań w Warszawie - mówi Bocian.
Mistrzostwa Polski odbyły się 29 czerwca. - Tam udało nam się zdobyć to pierwsze miejsce, z czego byliśmy bardzo, bardzo dumni - mówi Monika Bocian.
Wakacje to już treningi w Poznaniu pod okiem Roberta Zielińskiego, instruktora nauki jazdy tramwajami. Te odbywały się nawet dwa razy w tygodniu po cztery godziny na terenie zajezdni Franowo. - Warszawa nam pomogła, udostępniając kręgle i taką platformę, gdzie była podziałka, żeby się precyzyjnie zatrzymać - mówi.
Z sukcesu poznańskich motorniczych jest dumny ich szef. - To jest niebywałe osiągnięcie. Od soboty jesteśmy na łamach mediów nie tylko krajowych, ale również zagranicznych. Ta informacja poszła w świat. Konkurencje były bardzo trudne. Impreza była na naprawdę bardzo wysokim poziomie. 25 drużyn z całego świata i my na drugim miejscu. Duma! - kończy Krzysztof Dostatni, prezes MPK Poznań.
Autorka/Autor: Filip Czekała
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Magdalena Matelska