W ciągu godziny zakaz skrętu w lewo na jednym z łódzkich skrzyżowań złamało 98 kierowców. Policja wystawiała mandaty, a już po naszej publikacji zarząd dróg poprawił oznakowanie, bo tamto było "nieprawidłowe". Marna pociecha to jednak dla tych, którzy przyjęli karę za skręt na źle oznakowanej krzyżówce.
Oko naszej kamery było ustawione na skrzyżowanie ulicy Milionowej i remontowanej alei Rydza-Śmigłego. Kierowcy jadący nią w kierunku południa miasta, nie mogą skręcać w lewo. Ale ten zakaz był powszechnie łamany.
Kierowcy skręcali, chociaż na Milionowej czekał już radiowóz, w którym policjanci wręczali mandaty. Wykroczeń było tyle, że funkcjonariusze nie nadążali z karaniem i wielu kierującym się upiekło. Artykuł, w którym opisywaliśmy tę sytuację, opublikowaliśmy na tvn24.pl we wtorek rano. Kilka godzin później na skrzyżowaniu pojawili się drogowcy, którzy zmienili oznakowanie skrzyżowania.
Czyja wina?
Wcześniej o zakazie przypominał zawieszony dość nisko, pod dużą tablicą informacyjną stojącą kilkadziesiąt metrów przed skrzyżowaniem, znak. We wtorek stosowny znak pojawił się już na samym skrzyżowaniu. I to odpowiednio wysoko.
Tomasz Andrzejewski z Zarządu Dróg i Transportu w Łodzi wyjaśnia, że kontrola zarządcy drogi wykazała, że znaki faktycznie były źle ustawione. I tłumaczy, że to nie wina urzędników.
- Wykonawca trwającego remontu zgłosił nam potrzebę wyłączenia lewoskrętu w ulicę Milionową. My na tę propozycję się zgodziliśmy, ale to nie my rozstawialiśmy znaki - mówi Andrzejewski.
Dodaje, że braki w oznakowaniu zostały szybko dostrzeżone przez urzędników i nie miało to żadnego związku z naszą publikacją. - Dostrzegliśmy, że zasadne są przesyłane do nas uwagi dotyczące posadowienia znaków. Chodziło dokładnie o ich lokalizację i sposób umiejscowienia - mówi urzędnik.
- Czyli znaki były za daleko i zbyt nisko? - dopytujemy.
- Tak. Zostało to już poprawione - odpowiada rzecznik Zarządu Dróg i Transportu.
Ping-pong
Zapytaliśmy, co zatem mają zrobić ci, którzy zostali ukarani przez policję na - jak się okazało - źle oznakowanym skrzyżowaniu.
- To nie my nakładaliśmy te mandaty i to nie my wzywaliśmy policję. Funkcjonariusze mogą ocenić sposób umiejscowienia znaków w miejscu, gdzie prowadzą działania. Niestety żadnego sygnału z policji nie otrzymaliśmy - mówi Andrzejewski.
Co na to policja? Marzanna Boratyńska z wydziału ruchu drogowego podkreśla, że zawsze to zarządca drogi odpowiada za oznakowanie.
- Próba zrzucania odpowiedzialności na policję nie jest w porządku. Muszę zaznaczyć, że na skrzyżowaniu pojawialiśmy się w poniedziałek interwencyjnie, po wezwaniach mieszkańców - mówi starszy aspirant Boratyńska.
"Bez szans"
A co z mandatami? - Mandat staje się prawomocny w momencie jego podpisania. Jak ktoś nie zgłaszał uwag, to musi zapłacić - podkreśla Boratyńska.
O to, co powinni zrobić teraz ukarani kierowcy, pytamy mecenasa Bronisława Muszyńskiego z Łodzi.
- Niestety, jak ktoś przyjął mandat, to raczej nie uniknie kary. Odwoływanie się w tej sytuacji do sądu raczej nie daje szans na sukces, bo sąd i tak stwierdzi fakt skrętu w miejscu niedozwolonym. Trudno będzie go przekonać do tego, że do zdarzenia doszło tylko i wyłącznie przez błędy w oznakowaniu - kończy Muszyński.
Autor: bż/ec/kwoj / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź