Oko naszej kamery było ustawione na skrzyżowanie ulicy Milionowej i remontowanej alei Rydza-Śmigłego. Kierowcy jadący nią w kierunku południa miasta, nie mogą skręcać w lewo. Ale ten zakaz był powszechnie łamany.
Kierowcy skręcali, chociaż na Milionowej czekał już radiowóz, w którym policjanci wręczali mandaty. Wykroczeń było tyle, że funkcjonariusze nie nadążali z karaniem i wielu kierującym się upiekło. Artykuł, w którym opisywaliśmy tę sytuację, opublikowaliśmy na tvn24.pl we wtorek rano. Kilka godzin później na skrzyżowaniu pojawili się drogowcy, którzy zmienili oznakowanie skrzyżowania.
Czyja wina?
Wcześniej o zakazie przypominał zawieszony dość nisko, pod dużą tablicą informacyjną stojącą kilkadziesiąt metrów przed skrzyżowaniem, znak. We wtorek stosowny znak pojawił się już na samym skrzyżowaniu. I to odpowiednio wysoko.
Tomasz Andrzejewski z Zarządu Dróg i Transportu w Łodzi wyjaśnia, że kontrola zarządcy drogi wykazała, że znaki faktycznie były źle ustawione. I tłumaczy, że to nie wina urzędników.
- Wykonawca trwającego remontu zgłosił nam potrzebę wyłączenia lewoskrętu w ulicę Milionową. My na tę propozycję się zgodziliśmy, ale to nie my rozstawialiśmy znaki - mówi Andrzejewski.
Dodaje, że braki w oznakowaniu zostały szybko dostrzeżone przez urzędników i nie miało to żadnego związku z naszą publikacją. - Dostrzegliśmy, że zasadne są przesyłane do nas uwagi dotyczące posadowienia znaków. Chodziło dokładnie o ich lokalizację i sposób umiejscowienia - mówi urzędnik.
- Czyli znaki były za daleko i zbyt nisko? - dopytujemy.
- Tak. Zostało to już poprawione - odpowiada rzecznik Zarządu Dróg i Transportu.
Ping-pong
Zapytaliśmy, co zatem mają zrobić ci, którzy zostali ukarani przez policję na - jak się okazało - źle oznakowanym skrzyżowaniu.
- To nie my nakładaliśmy te mandaty i to nie my wzywaliśmy policję. Funkcjonariusze mogą ocenić sposób umiejscowienia znaków w miejscu, gdzie prowadzą działania. Niestety żadnego sygnału z policji nie otrzymaliśmy - mówi Andrzejewski.
Co na to policja? Marzanna Boratyńska z wydziału ruchu drogowego podkreśla, że zawsze to zarządca drogi odpowiada za oznakowanie.
- Próba zrzucania odpowiedzialności na policję nie jest w porządku. Muszę zaznaczyć, że na skrzyżowaniu pojawialiśmy się w poniedziałek interwencyjnie, po wezwaniach mieszkańców - mówi starszy aspirant Boratyńska.
"Bez szans"
A co z mandatami? - Mandat staje się prawomocny w momencie jego podpisania. Jak ktoś nie zgłaszał uwag, to musi zapłacić - podkreśla Boratyńska.
O to, co powinni zrobić teraz ukarani kierowcy, pytamy mecenasa Bronisława Muszyńskiego z Łodzi.
- Niestety, jak ktoś przyjął mandat, to raczej nie uniknie kary. Odwoływanie się w tej sytuacji do sądu raczej nie daje szans na sukces, bo sąd i tak stwierdzi fakt skrętu w miejscu niedozwolonym. Trudno będzie go przekonać do tego, że do zdarzenia doszło tylko i wyłącznie przez błędy w oznakowaniu - kończy Muszyński.
Autor: bż/ec/kwoj / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź