Do ośmiu lat więzienia grozi Dawidowi B. nazywanemu "królem dopalaczy". 28-letni dziś mężczyzna będzie odpowiadał m.in. za narażenie zdrowia wielu osób, które skupowały od niego substancje psychoaktywne. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do sądu.
Młody, butny i - przez jakiś czas - bezkarny. Dawid B. w 2010 roku był twarzą osób, które zarabiały na sprzedaży dopalaczy. Kiedy ówczesny premier Donald Tusk ogłaszał wojnę z nielegalnymi substancjami psychoaktywnymi, B. mówił dziennikarzom, że "rzuci państwo na kolana, które będzie musiało zapłacić za utrudnianie legalnego biznesu".
Śledztwo w sprawie "króla dopalaczy" po pięciu latach wreszcie się skończyło - B. ostatecznie został oskarżony o sprowadzenie niebezpieczeństwa dla zdrowia wielu osób.
- Za to przestępstwo grozi do ośmiu lat więzienia - mówi Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
O akcie oskarżenia, który trafił do sądu w tej sprawie, jako pierwsi poinformowali dziennikarze "Dziennika Łódzkiego".
Dopalaczowe zagłębie
"Król dopalaczy" był właścicielem kilku sklepów w całej Polsce, w których sprzedawane były psychoaktywne substancje. Oficjalnie były to artykuły kolekcjonerskie, na których widniały informacje o tym, że produkt nie nadaje się do spożycia.
W październiku 2010 roku wszystkie jego sklepy (podobnie jak inne punkty sprzedające dopalacze) zostały zamknięte i zaplombowane przez inspektorów sanepidu. D. pojawił się w jednym ze swoich sklepów i w asyście tłumu dziennikarzy wznowił sprzedaż "artykułów kolekcjonerskich".
D. został wtedy zatrzymany na 48 godzin (sąd nie zgodził się na areszt, o który wnioskowała prokuratura). O 28-latku mówiła wtedy cała Polska.
Pięcioletnie śledztwo
Z czasem zainteresowanie mediów tematem zaczęła maleć. O D. zrobiło się na nowo głośno w tamtym roku, kiedy trafił za kratki. Nie miało to jednak żadnego związku ze sprzedażą dopalaczy. B. usłyszał zarzuty usiłowania wymuszenia rozbójniczego, bezprawnego pozbawienia wolności i rozboju. Zdaniem śledczych to on zlecił uprowadzenie mężczyzny, od którego chciał odzyskać powierzone wcześniej pieniądze. Akt oskarżenia w tej sprawie też już trafił do sądu. Dawidowi B. grozi do 12 lat więzienia.
Niezależnie od tego wątku łódzcy śledczy przez pięć lat sprawdzali dopalaczowy biznes 28-latka.
Trzech innych oskarżonych
Ustalenia śledczych pozwoliły na oskarżenie trzech innych osób, z którymi "król dopalaczy" miał prowadzić sprzedaż tych środków. Dwóch mężczyzn miało ustalać skład substancji psychoaktywnych. Grozi im - podobnie jak Dawidowi B. - osiem lat więzienia.
Na ławie oskarżonych usiądzie też 27-letni Łukasz K., podejrzany o wprowadzanie do obrotu szkodliwych substancji. Grozi mu do dwóch lat więzienia.
Testował na wspólnikach?
Prokuratorskie śledztwo pozwoliło na odtworzenie tego, jak dany dopalacz był wprowadzany na rynek.
- Kiedy Dawid D. wprowadzał na rynek nową substancję, oddawał próbkę pracownikom razem z ankietą do wypełnienia. Chciał wiedzieć, jak dany dopalacz wpływa na konsumenta - tłumaczy Krzysztof Kopania.
Głośna wojna, cicha porażka
Ogłoszona przez Donalda Tuska walka z "legalnymi narkotykami" szybko przyniosła efekt. Z ulic zniknęły sklepy z dopalaczami, a na oddziały toksykologiczne trafiało o połowę mniej zatrutych.
Z perspektywy czasu widać, że to zwycięstwo było tymczasowe. Do Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi dwa lata temu trafiło więcej zatrutych dopalaczami niż w okresie ich największego rozkwitu - w 2010 roku. Teraz jest jeszcze gorzej. Tylko do połowy 2014 roku na oddział toksykologiczny łódzkiego oddziału trafiło 166 osób.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/ec / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź