Łódzki magistrat zażądał od kilku prywatnych szkół zwrotu niemal 3 mln złotych z dotacji oświatowej. – Wykupują reklamę z pieniędzy, które powinny iść na bieżące potrzeby szkoły – alarmują w łódzkim magistracie. Szkoły odpowiadają: prawo jest niedokładne i sami urzędnicy nie wiedzą jak je interpretować.
Strona internetowa jednej z prywatnych, łódzkich szkół działających w całej Polsce. Internautę wita uśmiechnięta twarz jednego z najpopularniejszych polskich aktorów, który zachęca do zapisywania się na zajęcia.
- Kampania ta została sfinansowana ze środków przyznanych placówce w ramach dotacji oświatowej – mówi tvn24.pl Agnieszka Pawlikowska z wydziału edukacji w łódzkim magistracie.
Zdaniem Pawlikowskiej szkoła naruszyła w ten sposób zapisy ustawy o systemie oświaty, które regulują na co mogą być wydawane pieniądze z dotacji.
- Środki mają zapewnić realizację zadań w zakresie kształcenia, wychowania i opieki, w tym profilaktyki społecznej - wyjaśnia Pawlikowska.
I dodaje, że w praktyce bywa zupełnie inaczej. Pieniądze w prywatnych szkołach wydawane są m.in. na bokserki z logiem placówki, zatrudnianie osób roznoszących ulotki i kupowanie reklam w prasie ogólnopolskiej.
Trzy miliony do zwrotu?
Pracownicy łódzkiego magistratu wszczęli postępowania w sprawie zwrotu 2 mln 975 tys. złotych względem siedmiu łódzkich szkół prywatnych. Wszystkie mogą odwołać się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Niektóre już to zrobiły – i są tego wymierne efekty. Względem dwóch szkół SKO poleciło urzędnikom ponowne rozpatrzenie sprawy. Dlaczego?
W łódzkim wydziale edukacji słyszymy, że przez „drobne niedociągnięcia formalne”. Niewykluczone jednak, że chodzi o to, że przepisy są po prostu mało konkretne i nie do końca wiadomo, co szkołom wolno zrobić z dotacją, a czego nie.
Twarde (i nieścisłe) prawo
Trzeba podkreślić, że wykryte przez urzędników nieprawidłowości nie ograniczają się tylko do reklam.
- Jedna ze szkół za pieniądze z dotacji okleiła służbowy samochód i opłacała naprawy samochodu, wymianę opon - informuje tvn24.pl Agnieszka Pawlikowska.
Urzędnicy są zbulwersowani, bo – ich zdaniem – jest to naruszenie ustawy o systemie oświaty, które definiuje, na co mogą być wydawane dotacje. Podobnego zdania jest Ministerstwo Edukacji Narodowej. Warto podkreślić, że zapisy ustawy mówiące o dotacjach zostały znowelizowane na początku tego roku, ale nie zmieniło to kwestii najważniejszej:
- Zarówno "nowe" jak i „stare” przepisy ustawy nie pozwalały i nie pozwalają na pokrywanie z dotacji wydatków na reklamę szkoły – zapewnia tvn24.pl Justyna Sedlak z MEN.
Tak jednoznacznego określenia próżno jednak szukać w ustawie. Na przykład w wersji obowiązującej do tego roku (na podstawie której łódzcy urzędnicy dopatrzyli się nieprawidłowości) możemy jedynie odszukać, że przyznawane przez samorządy mogą być wykorzystywane wyłącznie na pokrycie wydatków bieżących szkoły.
Niezdecydowane urzędy
Justyna Sedlak z ministerstwa edukacji na potwierdzenie tego, że dotacja nie może być wydawana na reklamę wskazuje na wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Lublinie sprzed dwóch lat. Sędziowie uznali wtedy, że środki z budżetu jednostki samorządu terytorialnego, otrzymane jako dotacja mogły służyć jedynie dofinansowaniu wydatków bieżących szkoły – o ile są związane z realizacją zadań w zakresie kształcenia, wychowania i opieki. A reklama w tej puli się po prostu nie mieści.
Tyle, że prywatne uczelnie twierdzą, że reklama to po prostu jeden z bieżących wydatków. I nie są w tym poglądzie odosobnione. W zeszłym roku Regionalna Izba Obrachunkowa w Szczecinie uznała, że „wydatki ponoszone na koszt reklamy służącej rekrutacji uczniów należą do grupy wydatków bieżących”. Takie stanowisko stawia z kolei pod znakiem zapytania zasadność roszczeń urzędników z Łodzi.
Ale na tym chaos się nie kończy. W marcu tego roku Naczelny Sąd Administracyjny stwierdził, że reklama i marketing służy przede wszystkim zwiększeniu rozpoznawalności przedsiębiorstwa wśród potencjalnych klientów i tym samym zwiększeniu przychodów. A więc z „działalnością bieżącą” nie ma nic wspólnego.
Kto ma rację?
- Zapisy ustawy są bardzo niekonkretne. Wydawanie środków, które są przyznawane przez samorządy jest z tego powodu bardzo ryzykowne – rozkłada ręce mec. Konrad Misiak, przedstawiciel jednej z największych szkół prywatnych w Polsce.
Przedstawiciele szkół, w których stwierdzono nieprawidłowości nie chcą komentować sprawy. Podczas nieoficjalnych rozmów z nami wskazują jedynie, że będą chciały wykorzystać wszystkie możliwości udowodnienia, że nie zrobiły niczego niezgodnego z prawem.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź