W ciągu ostatnich miesięcy asortyment zdrożał o 25 procent - mówi Janusz Góral, właściciel sklepu zoologicznego w Łodzi. W rozmowach z naszymi reporterami na drożyznę narzekają też klienci salonów piękności czy osoby kupujące żywność. - W krótkim czasie cena za opakowanie jajek podniosła się trzykrotnie. Szaleństwo - słyszymy od jednej z klientek targu w Białymstoku.
Klient, który jeszcze w styczniu za standardowe zakupy musiał zapłacić 100 złotych, dzisiaj musi zapłacić około 120, 130 złotych - mówi nam właściciel sklepu zoologicznego w Łodzi Janusz Góral. Zaznacza przed kamerą TVN24, że część klientów szuka oszczędności i dopytuje o alternatywny asortyment dla swoich zwierząt. Finalnie więc decydują się na towar niższej jakości. Drożyzna jest szczególnie widoczna w przypadku karmy z mięsem - jej cena od stycznia wzrosła o połowę.
Czytaj też: droższe opony i droższa wymiana
- Niestety widać, że polskie produkty szybciej drożeją niż zagraniczne. Średnio te pierwsze podrożały o 33 procent, a te sprowadzane o 13 procent. Widać jak na dłoni, że wzrost kosztów produkcji jest w Polsce dużo bardziej odczuwalny niż w Szwecji czy Anglii - opowiada Janusz Góral. Dodaje, że to bardzo zła wiadomość dla klientów, bo rodzime produkty - jak sam zaznacza - są bardzo wysokiej jakości.
Góral wraz z pracownikami zrobił niedawno podsumowanie - zestawili wszystkie sprzedawane produkty bez rozróżnienia na kategorie. Okazało się, że ich cena w styczniu była średnio o 25 procent niższa niż obecnie.
Właściciel sklepu zoologicznego: trudno wynegocjować z psem, żeby żywił się raz na dwa dni
Drożyzna w najmniejszym stopniu wpłynęła na zabawki i inne akcesoria, które mają długi termin przydatności do sprzedaży. - Często są to produkty, które były wyprodukowane jeszcze w zeszłym roku. To, co się dzieje obecnie, w najmniejszym stopniu wpłynęło na cenę - wyjaśnia Janusz Góral.
Jak na to wszystko reagują klienci? Rozmówca TVN24 zaznacza, że osoby przychodzące do sklepu zoologicznego najczęściej szukają oszczędności w innych wydatkach.
- Trudno wynegocjować z psem czy kotem, żeby żywił się raz na dwa dni albo żeby zrezygnował z jednego posiłku dziennie. Zwierzęta najczęściej są też przyzwyczajone do konkretnej karmy i nie akceptują innych. Trudno tutaj o szukanie oszczędności. Drożyzna najczęściej oznacza po prostu spadek jakości życia właściciela - zauważa przedsiębiorca.
Klienci na bazarze: świąt chyba nie będzie
Na coraz wyższe ceny narzekają osoby kupujące żywność na bazarach. Reporterka TVN24 odwiedziła jeden z bazarów w Białymstoku. Zauważyła, że liczba klientów jest tam wyraźnie niższa niż jeszcze kilka miesięcy temu.
- Ceny są z kosmosu. Znając życie, jeszcze bardziej wszystko zdrożeje. Boję się, że u niektórych świąt nie będzie - mówi jedna z klientek.
Wspomina, że jeszcze niedawno za jajka płaciła trzykrotnie mniej niż obecnie.
- Wcześniej szłam i kupowałam. Teraz robię listę, bo pieniędzy szybko ubywa. Inaczej nie można sobie poradzić - kontynuuje kobieta w rozmowie z TVN24. - Widać po lodówkach dla potrzebujących, że jedzenia pozostawianego dla potrzebujących jest coraz mniej, ludzie szybko biednieją - zwraca uwagę.
Piękno droższe niż dotąd
Rosnące koszty rachunków i produktów dotykają również branżę beauty. Jeszcze rok temu za manicure hybrydowy w salonie kosmetycznym klientki płaciły 70-80 złotych, teraz cena wzrosła do 120-140 złotych. A na tym może się nie skończyć.
- Są to rzeczy bez których można żyć - przyznaje Nastazja Kieruzel z jednego z gdańskich salonów. Jak jednak dodaje, na razie nie widać jeszcze masowego odpływu klientów, jeśli chodzi o pielęgnację paznokci, bo "jest to taka odrobina luksusu, na który kobiety jeszcze mogą sobie pozwolić i na którą sobie pozwalają".
Mniej klientek przychodzi natomiast na pielęgnację brwi czy na masaże. - Trudno się relaksować, myśląc o tym, za co kupię jutro chleb i bułki. Dlatego panie z tego typu usług coraz częściej rezygnują - tłumaczy Kieruzel.
Agata Bigus z gdańskiego salonu dodaje, że ceny usług mogą jeszcze wzrosnąć. - Chciałybyśmy myśleć, że najgorsze jest za nami, ale niestety rzeczywistość jest inna. Tak naprawdę spodziewamy się, że to, co najgorsze, czeka nas po Nowym Roku, czyli styczeń, luty - dodaje i zastanawia się, "czy my damy radę po prostu przetrwać".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24