- Miałem być w Irlandii, ale muszę biegać po lekarzach. To zwykłe złodziejstwo - mówi tvn24.pl pan Tomasz, jeden z 166 kierowców zawodowych z Łodzi, którzy muszą ponownie przechodzić badania lekarskie. Dlaczego? Bo te, które wydał im jeden z łódzkich lekarzy są - zdaniem urzędników - nieważne. Sam lekarz przyznaje, że ma inną specjalizację niż wymaga administracja, ale i tak zapowiada, że pozwie urzędników do sądu.
- Gabinet prof. Jeśmana zna każdy kierowca w Łodzi. Szybko, tanio i legalnie można było dostać dokument o braku przeciwwskazań do bycia zawodowym kierowcą - mówi nam Tomasz, jeden z klientów prof. Jeśmana.
Problem w tym, że - zdaniem urzędników - lekarz, który prowadzi swój gabinet od lat 90. nie ma prawa do przeprowadzania badań profilaktycznych. Do tego odkrycia doszli pracownicy Wojewódzkiego Ośrodka Medycyny Pracy w Łodzi, który ma kontrolować lekarzy przeprowadzających badania profilaktyczne.
- Ponieważ dokumenty wydawane przez jednego z łódzkich lekarzy nie były ważne, wezwaliśmy kierowców do przedłożenia dokumentów od innych specjalistów - mówi Grzegorz Gawlik z łódzkiego magistratu.
Takie wezwania trafiły łącznie do 166 kierowców.
- Musieliśmy się spieszyć, urzędnicy zagrozili, że jeżeli w ciągu dwóch tygodni nie przedstawimy "dobrych" dokumentów, to mogę stracić uprawnienia, dzięki którym zarabiam na życie - denerwuje się pan Tomasz.
Kto za to odpowiada?
Nasz rozmówca, podobnie jak 89 innych załatwił już sprawę.
- Miałem sporo szczęścia, bo udało mi się odwołać wyjazd do Irlandii. Straciłem sporo pieniędzy, ale zachowałem prawo do zarabiania na chleb. Ciekawi mnie tylko, kto za to wszystko odpowiada? To urzędnicze wariactwo czy lekarskie oszustwo? - złości się przed naszą kamerą.
Emocji nie ukrywa też prof. Jeśman, który - zdaniem urzędników - wystawiał nieważne zaświadczenia.
- Jest to to głęboka niesprawiedliwość, posiadam m.in. certyfikaty w zakresie orzecznictwa lekarskiego kierowców z 2004 i 2008 roku. Dwadzieścia lat temu zdobyłem warunki prawne do profilaktycznych badań lekarskich. Nie wiem, skąd całe to zamieszanie - zapewnia w rozmowie z tvn24.pl.
Czesław Jeśman dodaje, że nie wyklucza pozwu cywilnego przeciwko urzędnikom.
- Na razie oddaję pieniądze kierowcom, którzy przychodzą do mnie z pismem z wydziału praw jazdy w łódzkim magistracie. Nie dlatego, że czuję się winny, ale dlatego, że nie chcę im robić kłopotów - mówi prof. Jeśman.
"Nie ta specjalizacja"
Jak to się jednak stało, że łódzki lekarz nie znalazł się w rejestrze? Okazuje się, że nie ukończył on wymaganej specjalizacji z zakresu higieny pracy.
- Tyle, że nie jest to żaden argument. Ukończyłem specjalizację z zakresu higieny wojskowej, a to równoznaczna specjalizacja. Niestety, urzędnicy mechanicznie podeszli do kwestii wymagań i odmówili wpisania mnie do ewidencji - tłumaczy lekarz.
Prof. Jeśman już w 2010 roku, podczas jednej z kontroli usłyszał, że z racji posiadanych kwalifikacji może przeprowadzać badania profilaktyczne wojskowym. Do tych administracyjnych rygorów jednak nie chciał się dostosować.
- To przecież jest jakiś absurd. Wojskowy biologicznie nie różni się niczym od cywila, dlaczego zatem nie mógłbym badać cywili? - pyta nasz rozmówca.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź