Willem Dafoe ma na koncie dwie nominacje do Oscara, jednak do tej pory nie udało mu się zdobyć statuetki. Wkrótce może się to jednak zmienić, bo dzięki roli Bobby'ego w niskobudżetowym "The Florida Project" w tym sezonie filmowych nagród jest bezkonkurencyjny. W rozmowie z tvn24.pl opowiada, czym jest dla niego aktorstwo i zdradza, czy przygotował już oscarowe przemówienie.
"The Florida Project" to najnowsze dzieło jednego z najciekawszych współczesnych twórców amerykańskiego kina niezależnego - Seana Bakera, który na koncie ma chociażby zachwycającą "Mandarynkę".
Baker, znany z tego, że sięga po zmarginalizowane społeczności, tym razem skupia się na ludziach dotkniętych ubóstwem - mieszkańcach jednego z moteli w Orlando, na obrzeżach najszczęśliwszego miejsca na świecie, Disneylandu.
Historia mieszkańców jednego z moteli pokazana została z perspektywy dzieci. Baker bawi się konwencją disneyowskiej bajki. Mamy antyksiężniczkę, a w zasadzie dwie: Moonee (graną przez 7-letnią Brooklynn Prince, która może zostać najmłodszą aktorką nominowaną do Oscara w 2018 roku) oraz jej matkę Halley (graną przez debiutantkę Brię Vinaite, gwiazdę Instagrama). Mamy w końcu postać, która jest figurą pełniącą poniekąd rolę matki chrzestnej, dobrej wróżki - Bobby'ego (w tej roli Willem Dafoe), menedżera motelu, w którym pomieszkują Halley i Moonee .
Dafoe, który jest jednym z najbardziej charakterystycznych aktorów współczesnego kina, jest jedynym hollywoodzkim aktorem w "The Florida Project".
Dafoe ma już na koncie dwie nominacje do Oscara i ponad 50 innych nagród. Aktor zdaniem amerykańskich krytyków jest pewniakiem w tym sezonie nagród filmowych. W wyścigu do Oscara pozostaje bezkonkurencyjny.
"The Florida Project" wchodzi do kin 22 grudnia.
Z Willemem Dafoe rozmawiał Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl.
Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl: Masz na koncie ponad 100 ról filmowych i telewizyjnych. Nie znudziło ci się granie? Jest jeszcze dla ciebie coś pociągającego w aktorstwie?
Willem Dafoe: Aktorstwo cały czas jest dla mnie interesujące. W graniu nie da się być perfekcyjnym, stanowi ciągłe wyzwanie. To bardzo różne rzeczy, uzależnione od projektu i tego, w jaki sposób człowiek sam podejdzie do danej roli. Cały czas z aktorstwa czerpię wiele przyjemności, pozostaje dla mnie wielką zagadką.
Jednym z twoich ostatnią ról jest Bobby w filmie Sean Bakera "The Florida Project". Dlaczego zdecydowałeś się zagrać w niskobudżetowej produkcji obok amatorów czy debiutantów?
Po prostu spodobał mi się ten projekt, a to był główny warunek, żeby się zaangażować. Myślę, że w tym przypadku bardzo ważną rolę odgrywa sama historia. Istotna była tu też próba zrozumienia i wejścia w świat ludzi zmarginalizowanych. Nie chciałbyś, żeby wielkie hollywoodzkie gwiazdy, ludzie bardzo dobrze sytuowani udawali biedaków. Jestem zadowolony z pracy z ludźmi, którzy mają bardzo różne związki z tworzeniem filmów i różne doświadczenia związane z ubóstwem. Bardzo dobrze mi się z nimi pracowało.
Obraz Ameryki w tym filmie odbiega o tego z typowej filmowej pocztówki, z ładnymi, zdrowymi, szczęśliwymi ludzi. Czy tak właśnie wygląda Floryda?
Nie, nie do końca. To bardzo specyficzny świat, który nie ogranicza się tylko do Florydy. Po strasznym kryzysie finansowym i na rynku nieruchomości wielu ludzi znalazło się w sytuacji, w której nie było ich stać na zakup czy wynajęcie domu, ponieważ nie mieli wystarczających środków, zalegali z płatnościami lub mieli niewystarczającą zdolność kredytową. Znaleźli się w sytuacji, w której musieli opuścić swoje mieszkania czy domy. Problem polega też na tym, że bez tej stabilizacji było im również bardzo ciężko odnaleźć się na rynku pracy czy zapewnić dzieciom dostęp do szkoły. To nie jest zdrowe środowisko. Część z nich, słabsza psychicznie, reaguje na tę sytuację, śpiąc cały czas, nie potrafiąc stawić czoła problemom.
Wielu z tych, którzy mieszkają w motelach, podejmują się czasem dwóch lub trzech prac, ale nie zarabiają wystarczająco dużo, żeby opłacić sobie odpowiednie miejsce do życia.
Rzeczywistość pokazana w filmie nie jest typowa, ale nie jest też w całości wymyślona. Myślę, że bardzo ważne jest to, że "The Florida Project" głęboko bada, czym jest odpowiedzialność za innych; jak bardzo jesteśmy od siebie zależni i współodpowiedzialni.
Rola Bobby'ego różni się od tych, w których widzieliśmy Cię dotychczas. Było w niej coś trudnego, zdobyłeś jakieś nowe doświadczenia przy jej tworzeniu?
Czemu od razu trudnego? To była niezła zabawa. Piękne było to, że wiele scen kręciliśmy w prawdziwym motelu z ludźmi, którzy naprawdę tak żyją. Mogliśmy się im przyjrzeć i zaobserwować sytuacje, które im się przydarzały. Moja postać była szczególna przez funkcję, jaką pełni - menedżera tego motelu. Uczyłem się i zdobyłem doświadczenia w tej pracy, wykonując rzeczy, które w rzeczywistości menedżer robi na co dzień. To jest niesamowita część aktorstwa: kiedy stawiane są zadania, kiedy trzeba nabrać doświadczeń, które stają się częścią ciebie. W takich sytuacjach uczysz się rzeczy, które ułatwiają ci udawanie danej postaci. W aktorstwie jest tak, że doświadczenia, które powinny być poza tobą, zamykać się w roli, pozostają w tobie na zawsze. Tak było z Bobbym. Nauczyłem się robić wiele rzeczy, które były częścią jego codzienności.
Warto też zwrócić uwagę, że jest to bardzo interesująca postać. Najważniejszą rzeczą w jego życiu to możliwość spokojnego oglądania meczów w telewizji. Chce mieć święty spokój (uśmiech). Stara się gładko przechodzić przez te wszystkie sytuacje. Musiał szybko wprowadzić w życie jakąś strategię postępowania z innymi ludźmi. Na końcu widzimy go jednak jako osobę bardzo współczującą.
Nie martwiłem się tym, jak go zagrać - praktycznie odtwarzałem te sytuacje i starałem się w każdej z nich znaleźć coś wartościowego. Jednak było w tej roli coś specjalnego. To nie jest postać szczególnie utalentowanej osoby, kogoś specjalnego, wybitnie inteligentnego. Jest jednak dobrym człowiekiem o wielkim sercu. Wykazuje się nim jednak tylko czynami, nie słowami, czego nie potrafiłem sobie wyobrazić, zanim wszedłem w tę rolę.
A poza praktycznymi elementami nauczyłeś się czegoś z tej roli? Wyciągnąłeś z Bobby'ego coś dla siebie?
Tak, nie umiem do końca tego nazwać, ale tak.
Nie grałeś zbyt często z dziećmi, w szczególności takimi jak Brooklynn. Jak się z nią współpracowało?
Grałem z dziećmi, ale ona jest wyjątkowa. Brooklynn jest naturalna, niesamowicie mądra i jest urodzoną artystką. Jest zabawna i słodka. Praca z nią była czystą przyjemnością.
Patrząc na twój dorobek i "The Florida Project", naszła mnie myśl, że są pewne podobieństwa między Seanem Bakerem a Wesem Andersonem, z którym też pracowałeś. To ciekawe. Jakie podobieństwa w nich widzisz?
Chodzi mi o budowanie historii, determinacja w tworzeniu filmów na własny sposób. Trochę w ich niezależności twórczej.
Tak, masz rację. Różni ich podejście i estetyka, ale obaj są bardzo silnymi reżyserami, bardzo zdeterminowanymi. Obydwaj reprezentują niezwykłą kulturę filmową, do swoich filmów podchodzą bardzo personalnie. Niezwykłą rzeczą w Seanie jest to, że sam reżyseruje, pisze scenariusze, produkuje i montuje swoje filmy. To sprawia, że jako twórca zapewnia wyjątkową jakość swoich prac. Tak samo jest w przypadku Wesa, który zaangażowany jest w wiele elementów swoich. Podoba mi się to, ponieważ jest to zgodne z tradycją, z której się wywodzę, czyli z tradycją teatralną. Tutaj obie strony sceny - aktorzy i ekipa techniczna - są równie ważni. Ta odpowiedzialność rozkłada się równo.
Niebawem zobaczymy cię w roli Vincenta van Gogha w "At Eternity's Gate" Juliana Schnabela. Kolejny raz zagrasz postać historyczną. Wolisz grać role fikcyjne czy ludzi znanych z historii?
"At Eternity's Gate" nie będzie typowym filmem biograficznym. Będzie o malarstwie, o van Goghu, wykorzystane zostały pewne aspekty jego życia, jednak staramy się wytłumaczyć pewne rzeczy, które się w jego życiu wydarzyły. Skupiamy się przede wszystkim na jego życiu twórczym, jego malarstwie. Powiedziałbym też, że skupiamy się na jego duchowości i na tym, jak to jest być artystą.
W podobny sposób robiliśmy film "Pasolini", gdzie nie do końca pokazywaliśmy samego Pasoliniego. Postaci historyczne są w pewien zabawny sposób fikcyjne. Historia zbudowana jest jedynie z informacji znanych czy dostępnych. Mogę jednak stwierdzić, że lubię grać role wywodzące się z historii, ponieważ można się do nich przygotować, można zrobić research, który pomoże ci pozytywnie rozpocząć pracę nad tą rolą.
Na koniec, gratuluję wszystkich nagród, które zdobyłeś za rolę Bobby'ego. Masz już gotowe przemówienie oscarowe?
(śmiech) Najpierw muszę zdobyć nominację, wtedy możesz mnie pytać o takie rzeczy.
Chyba nie będę miał okazji wtedy z tobą porozmawiać.
Będziesz. Jeśli dostanę nominację, moja rzeczniczka nas ze sobą skontaktuje. Wtedy odpowiem ci na to pytanie.
Autor: Tomasz-Marcin Wrona//kg / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: M2 Films