Bronisław Wildstein piętnuje, wytyka i wypala gorącym żelazem zjadliwej ironii wszystkie grzechy III RP. Tym razem - w powieści o tytule: "Dolina Nicości". W rozmowie z tvn24.pl Bronisław Wildstein deklaruje, że napisał książkę na miarę "Wesela". Czy rzeczywiście?
Dziś książka trafiła na księgarskie półki.
"To najważniejsza książka o współczesnej Polsce" - zachęca na okładce poseł PO Jarosław Gowin. "Rozrachunek z Polską niepodległą, która zaniechała pracy nad oczyszczeniem się z peerelowskiego dziedzictwa i zapłaciła za swoje zaniechanie" – wtóruje były minister edukacji w rządzie PiS Ryszard Legutko. - Podejmuje tematy wcześniej przemilczane, mówi o kwestiach o fundamentalnym znaczeniu - dodaje w rozmowie z tvn24.pl prof. Włodzimierz Bolecki. Książka, która przed trafieniem do księgarń wywołuje (sądząc choćby po komentarzach do publikowanych w Internecie fragmentów) skrajne oceny - najnowsza powieść Bronisława Wildsteina, "Dolina nicości", to bomba czy kapiszon?
Mały kluczyk czy wielki klucz?
"Dolina nicości" to powieść z kluczem. I choć autor zarzeka się, że to tylko "mały kluczyk", że nikogo konkretnego przyszpilić nie chciał, trudno w to uwierzyć. Na przykład kogo przypomina dawny bohater opozycji, a dzisiejszy naczelny "najpotężniejszego dziennika we wschodniej Europie", w zaciszu gabinetu w jego oszklonej siedzibie sterujący akcją przeciw "dzikiej" - oraz każdej innej - lustracji?
Lub młoda nadzieja polskiej lewicy, redaktor "Praktyki Zaangażowanej", obficie cytujący Żiżka i projektujący rewolucję? Albo wpuszczany na salony tylnymi drzwiami kontrowersyjny naczelny "W ryj", pociągający w rzeczywistości - oczywiście - za wszystkie sznurki? Karty "Doliny nicości" zaludniają tabuny odpowiedników rzeczywistych znanych postaci.
Samotny sprawiedliwy kontra oportuniści
Książka Wildsteina opowiada alternatywną historię tego okresu - czyli co by było, gdyby afera Rywina nie zmiotła SLD z rządowych gabinetów. Osią wielowątkowej fabuły jest próba oczyszczenia życia publicznego (czytaj: lustracji), brutalnie zdławiona przez ówczesnych mocodawców.
Dziennikarz "Kuriera" dostaje od byłego esbeka teczkę profesora Mariana - nomen omen - Lwa, z której wynika, że był on niezwykle cennym i szkodliwym dla opozycji współpracownikiem. Naczelny gazety, Adam Wilczycki, decyduje się na publikację materiału. Wtedy rozpętuje się antylustracyjna nagonka, na której czele staje udzielny władca największego dziennika, "Słowa", Michał Bogatyrowicz. Włącza się kilku byłych esbeków, obecnie biznesmenów, politycy, właściciele najważniejszych mediów i autorytety świeckie oraz kościelne. Siła złego na jednego, zaszczuty Wilczycki traci pracę, przyjaciół i złudzenia, i dopiero na prowincji odnajduje światełko nadziei.
Po drodze czytelnik obserwuje - okiem autora - przeżarte cynizmem elity III RP, pod płaszczykiem wzniosłych słów o wybaczaniu, o obronie ładu przed żądnymi niskiej zemsty barbarzyńcami oraz populizmem i faszyzmem kryją ciemne i nierozliczone sprawki z przeszłości.
Portrety grubą kreską rysowane
A wszyscy lub prawie wszyscy w "Dolinie nicości" są umoczeni. Zdrajcy, oportuniści, tchórze, bezwzględni gracze i rycerze szemranych spraw zaludniają jej kartki. I właśnie ten - jednolicie czarny - obraz to główna wada książki Wildsteina. Bo o ile złośliwe obserwacje Warszawki i okolic są zabawne (choć pierwowzory zapewne mniej się bawią niż reszta czytelników), a momenty, gdy autor wkłada w usta swoich postaci "trzeciorzeczpospolitowe" argumenty - nawet błyskotliwe, jednak gdy kogoś nie lubi, Wildstein daje to odczuć na całej linii.
Nie wystarcza, że zrobił z Bogatyrowicza pierwszego oportunistę i obrońcę chorego porządku - nie, musi być jeszcze babiarzem, skąpiradłem i obrażać powstanie warszawskie. Sztandarowa feministka i obrończyni alternatywnego klubu "Meduza" w głębi duszy oczywiście musi marzyć o silnym mężczyźnie, który ją uciemięży, co kończy się wykorzystaniem i okradzeniem przez Araba. Dziennikarz "Słowa" i hunwejbin Bogatyrowicza musi organizować akcję "Psychoterapeuta dla każdego dziecka" i polecać wszystkim jej patrona, psychologa o nazwisku Fillistyn...
Wreszcie elity trzeciej RP debatując o utrzymaniu starego porządku muszą popijać drogie alkohole i wcinać wykwintne tartinki, co autor z niejaką lubością opisuje. Trochę to przypomina obraz kapitalisty w komunistycznej propagandzie: nie wystarcza, że a priori zły, bo wykorzystuje robotników, musi mieć jeszcze surdut, cylinder i cygaro, żeby go przypadkiem z nikim nie pomylić.
Powieść na miarę "Wesela"?
Wildstein w rozmowie z tvn24.pl bez kompleksów deklaruje, że napisał powieść na miarę "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego. I podobnie jak "Wesele", jego zdaniem, książka nie zdezaktualizuje się, gdy za 10-15 lat nowi czytelnicy nie będą wiedzieć, kim były pierwowzory postaci.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl