"Wierzę, że…". Artyści w czasach zarazy

Artyści o epidemii
Jan Borysewicz: ten problem dotyczy nas wszystkich
Źródło: tvn24.pl

Pierwsza myśl to wściekłość. Druga, nie panikować. Artyści, z którymi rozmawiała Estera Prugar, opowiedzieli jej o swojej reakcji na pandemię COVID-19 i jak sobie radzą z przymusową izolacją.

W środę 11 marca 2020 roku, z powodu zagrożenia koronawirusem, premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że wszystkie imprezy masowe zostają odwołane. Dzień później przeprowadziłam ostatni wywiad przed epidemią, który odbył się w jednej z warszawskich kawiarni. Po około godzinie rozmowy dowiedziałyśmy się, że odwołano właśnie wszystkie najbliższe koncerty mojej rozmówczyni. Tego samego dnia zawieszono również lekcje w szkołach. W piątek 13 marca wszyscy już wiedzieliśmy, że w najbliższym czasie nie odbędą się żadne wydarzenia kulturalne. Wprowadzono pierwsze środki ostrożności, mimo że większość z nas nie była jeszcze w pełni świadoma tego, jak wielkie jest zagrożenie. Nasze życie w czasach epidemii zaczęło zmieniać się od kultury i to właśnie artyści od początku towarzyszą nam w tej sytuacji, bo to oni jako pierwsi musieli zmierzyć się z tym, z czym dzisiaj próbujemy mierzyć się wszyscy.

Krzysztof "Grabaż" Grabowski: Granie z jednej strony jest przyjemnością, ale z drugiej jest też naszą pracą i to taką, której oddajemy się całkowicie. Kiedy okazało się, że nie możemy występować, byłem wściekły. Na początku nie zdawałem sobie sprawy, jak niebezpieczne jest to zjawisko, które nas dopadło. Nawet myślałem, że trochę się przesadza. Zwłaszcza że na początku byliśmy tylko my – jako pierwsze zamknięto w naszym kraju instytucje kultury, czyli miejsca, w których pracujemy. Natomiast dzisiaj, oczywiście, optyka się zmieniała. Skutki będą jednakowe dla wszystkich, bo każdy na tej epidemii straci. Pytanie tylko o to, jak bardzo. Natomiast ja w sytuacjach kryzysowych mam taki sposób postępowania, żeby wszystkie siły skupić na tym, aby je pokonać. Tym razem też tak jest i bardzo szybko nastawiłem się na walkę i przeczekanie, które w tym przypadku też jest walką. Zachowuję spokój.

Katarzyna "Novika" Nowicka: Co jakiś czas przychodzą mroczne myśli, związane głownie z kondycją świata, ale oczywiście także sytuacją finansową - moją i całej branży muzycznej. Jestem artystką rzadko graną w stacjach radiowych, więc mój główny dochód to cotygodniowe występy w klubach w duecie Novika&Mr.Lex. Razem z moim partnerem (z którym występuję) cieszyliśmy się na wiosnę i zaplanowane występy w Katowicach, Częstochowie, Gdańsku... Nie wiemy, kiedy wrócimy do pracy, dlatego trudno jest przełożyć wszystkie zaplanowane wydarzenia. Nie wiadomo też, czy kondycja finansowa klubów pozwoli im na to, aby ponowne nas zaprosić, a latem miejskie kluby mają mniejszą frekwencję. Dlatego staram się nie wybiegać myślami za daleko w przyszłość i skupiać się na bieżącym tygodniu. Za chwilę mam premierę płyty.

Piotr Szulc (PRO8L3M): Ostatnią płytę PRO8L3M-u kończyłem na odległość, pracując w Stanach Zjednoczonych, bo tutaj mieszkam. Oskar pracował równolegle w Warszawie. Sytuacja wyglądała tak, że przyleciałem na pięć czy sześć dni przed startem naszej trasy koncertowej, żeby zrobić próby i z miejsca ruszyć. Już w momencie, w którym wylądowałem, sytuacja była niejasna i nie byliśmy pewni, czy te koncerty się w ogóle odbędą - pod znakiem zapytania stał pierwszy weekend. Zrobiliśmy ich łącznie trzy, po czym byliśmy zmuszeni przenieść cały tour na jesień. Potem dla mnie sprawy nabrały tempa i nieco dramaturgii. Z uwagi na decyzję prezydenta USA Donalda Trumpa o zamknięciu granic dla obywateli ze strefy Schengen musiałem podjąć ekspresową decyzję o powrocie do Stanów i poleciałem jednym z ostatnich możliwych lotów z Heathrow do San Francisco. Oczywiście, byliśmy bardzo rozczarowani tym, że nie możemy zagrać dla naszych fanów. Sukcesem jest natomiast to, że zamiast odwoływać trasę, przenieśliśmy ją na jesień.

Magda "Bovska" Grabowska: Nie wiemy, co będzie jesienią, bo nikt nie wie, jak to się rozwinie i myślę, że ta niewiadoma jest najbardziej przerażająca. Natomiast myślę, że moja sytuacja, względem innych ludzi, którzy teraz są na pierwszej linii frontu – całej służbie zdrowia, ale też o tych, którzy pracują w sklepie spożywczym, do którego idę w rękawiczkach – to mam poczucie, że może moje problemy są błahe. Nie ma branży, na której ta epidemia się w jakiś sposób nie odbije. Ja patrzę też z perspektywy bycia swoim własnym wydawcą – dla mnie istotne jest, aby się za bardzo nie zatrzymywać. Trzeba przystosować się do nowych okoliczności i robić tyle, ile się da. Dlatego nie chciałabym wstrzymywać swojej premiery, która ma się odbyć w kwietniu, bo wydaje mi się, ze to by było krokiem do tyłu.

Jan Borysewicz: Przede wszystkim staram się nie panikować w związku z tym, co się dzieje. Wiadomo, że nie wiemy, ile to potrwa. Dlatego skupiam się przede wszystkim nad pracą nad nową płytą Lady Pank, która ma się ukazać w przyszłym roku, natomiast w między czasie znajduję też chwilę na to, aby dzielić się swoim doświadczeniem. Robiłem to już wcześniej poprzez "Akademię Jana Borysewicza", kiedy jeździłem po całej Polsce, prowadząc warsztaty muzyczne. Czuję, że moim obowiązkiem jest ciągłe dzielenie się wiedzą i doświadczeniem, które mam.

Bovska ogłosiła okładkę swojej nowej płyty "Sorrento"
Bovska ogłosiła okładkę swojej nowej płyty "Sorrento"
Źródło: Bovska

Odwołane czy przełożone trasy koncertowe, to nie tylko strata finansowa dla artystów, których oglądamy na scenie. Razem z nimi pracują całe grupy ludzi, którzy w niewidoczny dla nas sposób, pracują nad tym, aby każdy koncert był dla fanów niezwykłym przeżyciem, bo każda trasa koncertowa, to również próby, przygotowania i promocja.

Paweł Hordejuk (menedżer zespołu happysad): Sytuacja, w której – jak to nazwaliśmy, chociaż to nie do końca tak jest – przełożyliśmy koncerty na jesień, oznacza tak naprawdę, że z kilkunastu, przesunęliśmy trzy, a reszta po prostu przepadła, bo w większości miast i tak te jesienne koncerty byśmy zagrali. Nazywanie tego „przekładaniem”, to desperacka próba przekonania ludzi do tego, aby przynajmniej część z nich zachowała swoje bilety, zamiast je zwracać. Trzeba mieć świadomość, że w momencie sprzedaży, bileternie pobierają od tego prowizję i kiedy bilety są zwracane, to bez tej prowizji, bo to jest zapłata za czyjąś faktycznie wykonaną pracę. To już są dodatkowe pieniądze. Kolejna rzecz: na najbliższą trasę wydrukowaliśmy tysiące plakatów, w tym momencie wisimy pieniądze drukarniom, plus mamy do rozliczenia samo plakatowanie, bo ci wszyscy ludzie swoją pracę wykonali.

Bela Komoszyńska (Sorry Boys): Koncerty to chleb powszedni muzyków, zwłaszcza w sezonie wiosenno-letnim. Dochodów obecnie nie mają także aktorzy i wielu ludzi sztuki. W jeszcze trudniejszej sytuacji są ludzie kina, którym epidemia zamknęła plany zdjęciowe. Wielu z nich może już nie dokończyć filmu. Wiem, że została uruchomiona pomoc socjalna dla twórców i artystów z państwowego Funduszu Promocji Kultury, ale nie wiem jak ona działa w praktyce. Ale nie zapominajmy, że kultura to także cała rzesza ludzi, którzy nie są muzykami czy aktorami, a dla których zamknięcie działań kulturalnych oznacza zupełny brak dochodów - dźwiękowcy, menedżerowie, obsługa techniczna, operatorzy, kierowcy i tak dalej.

Bovska: Na początku człowiek mierzy się z przerażeniem, bo na koncertach opiera się nasze codzienne życie i wydatki, przynajmniej u niektórych. Myślę, że jest grupa artystów, która aż tak tego nie odczuje, bo grają na tyle dużo, że te środki finansowe mają zabezpieczone, więc mogą nie martwić się o to, czy przetrwają dwa czy trzy miesiące, ale tak naprawdę nie wiadomo ile to potrwa. Natomiast świadomość, że istnieje siła wyższa, która potrafi zrujnować nam cały przygotowany miesiącami plan jest przerażająca. Przygotowanie trasy koncertowej jest bardzo pracochłonne. Tak, jak wydanie płyty, a akurat w moim przypadku to wszystko wydarzyło się dokładnie miesiąc przed premierą albumu. Musiałam przemeblować sobie w głowie i zastanowić się na czym stoję – jaka jest ta rzeczywistość i na czym ona polega, bo właściwie całkowicie przeniosła się do świata cyfrowego.

Novika: nie wiadomo, czy ta sytuacja nie wpłynie na nas pozytywnie
Novika: nie wiadomo, czy ta sytuacja nie wpłynie na nas pozytywnie
Źródło: Katarzyna Nowicka

Przerywając trasy i zostając w domach, artyści w pewnym sensie jako pierwsi doświadczyli tego, czym jest izolacja. Dzisiaj wszyscy jesteśmy w sytuacji, która zmusza nas do tego, aby wszelkie wyjścia ograniczyć jedynie do koniecznego minimum. W domach pracujemy, uczymy się, pomagamy się uczyć się dzieciom. Często najtrudniejszym zadaniem okazuje się być właśnie to, jak pozostać w granicach czterech ścian. Zwłaszcza, że nie każdy może wykonywać swój zawód zdalnie.

Bela Komoszyńska: Koncerty należało odwołać i od początku byłam zwolenniczką tego rozwiązania. Nasze są w tej chwili odwołane do połowy maja, ale myślę, że ten okres się wydłuży. To nas wszystkich zaskoczyło, wywróciło plany. Czeka nas trudny rok, ale nie czas teraz nad tym ubolewać. Wolne zawody w każdych czasach niosą ze sobą ryzyko niestabilności finansowej i wymagają pozostawania w stanie kreatywności, a obecny czas wyzwala ją w nas wszystkich. W "normalnych" czasach muzycy również mają okresy przestoju, kiedy kończy się promocja poprzedniej płyty, kończą się koncerty i następuje czas koncentracji, przemyśleń i pracy nad kolejnym albumem.

Novika: Pierwszą reakcją na domowe uwięzienie był sprzeciw i niedowierzanie. Potem przez kilka dni zupełnie nie miałam energii. Czułam się przytłoczona presją, że trzeba coś robić - podcast, nagranie piosenki z domu. Ale jednak człowiek adaptuje się do sytuacji i teraz zadaniowo podchodzę do każdego dnia. Zrobiłam playlisty zachęcające fanów do słuchania polskiej muzyki. Robię mnóstwo rzeczy, na które nie było nigdy czasu, a sporo pracy mam też przy pomocy w domowym nauczaniu córki.

Kuba Kawalec (happysad): W tym momencie nie chcę być postrzegany jako artysta, ale jako człowiek i może też ludzie zaczną inaczej na nas patrzeć. Pracy w tej chwili nie mają dentyści, fryzjerzy… Są zawody, którym udało się uciec od tej sytuacji, ale wielu ludzi jest w dramatycznym położeniu. My, jako muzycy, pewnie też jesteśmy gdzieś na tej liście, ale dla mnie lamentujący artysta jest teraz trochę żałosny. Nie jestem z tych gwiazd, które mają domy z basenami, a raczej z tych muzyków, mających kredyt, ale nie chcę tym epatować, bo wiem, że są inni, którzy mają znacznie gorzej. Dlatego fajnie sobie teraz pomagać. Mam wrażenie, że rośnie wspólnota, która – gdyby to miało potrwać rok – pewnie by się nie sprawdziła na dłuższą metę, ale jestem dobrej myśli. Jeżeli to nie będzie aż tak długi czas, to i tak bekniemy za to finansowo i psychicznie, ale wszystko poskłada się w całość.

Jan Borysewicz: To nie jest problem branży muzycznej, to jest problem każdego człowieka i dotyczy nas wszystkich bez wyjątku. Nie chciałbym mówić o tym, że artyści mają gorzej niż inni. Uważam, że wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Powinniśmy się wspierać i nie wychodzić z domów, aby nie dawać tej – za przeproszeniem – cholerze, żeby się rozwijała. Raz na kilka dni jednak muszę wyjść, żeby kupić coś do domu, dla moich bliskich i bardzo podziwiam ludzi, którzy teraz pracują, bo ktoś myśli, że oni chcą wychodzić? Oni muszą. Czy to są lekarze, pielęgniarki, czy osoby pracujące w sklepach i aptekach – powinniśmy jak najbardziej tych ludzi wspierać.  

kuba
Kuba Kawalec: naprawdę nigdy nie czułem, żebym był tak blisko z naszymi fanami
Źródło: tvn24.pl

Właśnie to wielu artystów postanowiło teraz zrobić – wspierać siebie i swoją publiczność poprzez działalność w internecie, gdzie zamieszczają koncerty online i organizują spotkania z fanami, co potrzebne jest zarówno im, jak i nam.

Krzysztof "Grabaż" Grabowski: Dla mnie granie jest sposobem na życie i nawet gdybym nie robił tego oficjalnie, to i tak grałbym w domu tak, jak teraz. Myślę, że każdy artysta ma w sobie coś, co sprawia, że musi występować – jakiś taki narkotyk i człowiek jest z nim nierozerwalnie związany. W każdym razie, odczuwam potrzebę, żeby występować. Dlatego nagrywam piosenki i wrzucam je do sieci. Z mojej strony, to jest cała filozofia. Natomiast teraz widać, to jak cyfrowa rzeczywistość różni się od tej, w której publiczność kupuje bilety, przychodzi na koncert, a my robimy „show” – są światła, wizualizacje, dajemy z siebie wszystko, wytwarza się mega energia i całość jest zbiorowym przeżyciem. To, co robimy dzisiaj, to zwykłe chałupnictwo, które też ma swój urok.

Kuba Kawalec: Jako muzycy jesteśmy uzależnieni od grania i samej sceny, która jest magicznym miejscem. Teraz nie gramy już dwa tygodnie i wszystkie te relacje live czy streamingi otworzyły kolejną drogę do wykorzystania tego, co robimy. Oczywiście, nie przynosi to żadnych korzyści finansowych, ale daje poczucie, że ktoś na ciebie czeka i sprawia mu przyjemność to, co robisz. Ja bardzo długo broniłem się przed tą formą rękami i nogami, bo myślałem, że jestem zbyt nieśmiały, aby wziąć gitarę i zagrać coś ludziom z domu, ale okazało się, że to nic złego. Dodało mi to nową wartość. Pewnie, wolałbym teraz grać koncerty, ale może nie doceniłbym tego, gdyby nie ta sytuacja.

Piotr Szulc: Myślę, że artystom to jest bardzo potrzebne, bo jest wielu, których cała działalność kręci się wokół koncertów. Ponadto są to ludzie bardzo ekspresyjni, a samo granie na scenie dla swojej publiki jest niemalże uzależniające. Zwłaszcza kiedy mówimy o dużej publice, która nawiązuje z artystą intymny kontakt i odbiera te występy w emocjonalny sposób. To jest forma magii lub zwyczajnie euforycznego doznania, którego nie da się ani opisać słowami, ani niczym zastąpić. Streamingi koncertów są ciekawą inicjatywą, ale nie dadzą ani fanom, ani artystom tego co jest esencją grania na żywo.

Kuba Kawalec: Grając przez 20 lat, wpadasz w pewną rutynę i zastanawiasz się, co nowego możesz zrobić. Nagle ta epidemia – ch***a i niefajna – w pewien sposób otworzyła naszą kreatywność. Wiem, że za dwa, trzy miesiące będę się modlił o to, aby móc wyjść do ludzi i zagrać, bo to na pewno będzie fajne doświadczenie, ale teraz możemy wykorzystać swoją popularność, na przykład do tego, aby pogadać z ludźmi i zapytać jakie mają potrzeby. Ja naprawdę nigdy nie czułem, żebym był tak blisko z naszymi fanami, jak jestem teraz. Chcę ich wysłuchać i czytać, co myślą. Nie po to, aby zdobyć sympatię, ale dlatego, że sam mam niezaspokojoną potrzebę kontaktu z nimi.

Jan Borysewicz: Wydaje mi się, że my cały czas jesteśmy blisko ludzi, chociażby przez to, że gramy koncerty, ale teraz sytuacja zmieniła się diametralnie – wszyscy musimy pozostać w domach, aby ta epidemia się nie rozwijała. Natomiast uważam, że takie dzielenie się muzyką z fanami i bycie z nimi w tym ciężkim okresie jest potrzebne i to w obie strony. Rzeczy, które, na przykład ja teraz robię, nagrywając dla ludzi filmiki z pomysłami dla gitarzystów, aby mogli ćwiczyć, to jest coś wspaniałego. Naprawdę. Oddźwięk, który dostaje od fanów sprawia, że wydaje mi się, że to jest bardzo potrzebne. Świat się zatrzymał, dzięki temu mamy więcej czasu, na inne rzeczy, czasu, którego zazwyczaj nam brakowało. Przedtem żyliśmy inaczej – w każdy weekend koncerty, a kiedy wracaliśmy do domu, to chcieliśmy spędzić czas z bliskimi, odpocząć. Nie chcę powiedzieć, że dobrze, że tak się stało, ale tak naprawdę mamy okazję do tego, aby się zatrzymać i zastanowić nad tym, co jest w życiu ważne.

Bela Komoszyńska: Staram się tak podejść do tej sytuacji twórczo i nie skupiać się tylko na przyszłych planach, ale również na dawaniu ludziom czegoś z siebie tu i teraz. Dlatego nagraliśmy domowy teledysk do „Niedzieli”. Teraz rozpoczynam na Instagramie Sorry Boys czytanie „Czarodziejskiej Góry” w odcinkach. A nasz Piotr Blak (gitarzysta, klawiszowiec zespołu – red.) założył na Facebooku grupę „Fotka z okna - zwiedzanie w czasach epidemii”, na której ludzie wrzucają widoki z okien swojej domowej kwarantanny. To jest eksplozja kreatywności. Wykorzystujemy te narzędzia, które są dostępne z poziomu domowej kwarantanny, aby nie tracić kontaktu ze sobą, z fanami, nie zamykać świata. Dawać nadzieję. Wiele z tych pomysłów jest naprawdę świetnych i myślę, że zostaną także na czasy po epidemii.

Bovska: To zupełnie inna historia i dla mnie super było, że mogłam podzielić się muzyką w takiej bardzo akustycznej formie. Nie zapraszałam do siebie zespołu, bo to by było bez sensu, ale po prostu - mam instrument w domu i zagrałam na nim bez żadnego mikrofonu. Tak po prostu, akustycznie. Planuję to powtórzyć. Przyznam szczerze, że właściwie to nie robiłam tego dla siebie, tylko dla moich słuchaczy. Cieszę się, że mogłam dać im chwilę radości, bo taki efekt faktycznie ten mini koncert miał. W ogóle, wzruszają mnie czasem rzeczy, które dzieją się w social mediach, bo na przykład wiem, że powstała inicjatywa czytania bajek dla dzieci przez aktorki. Uważam, że to świetne, że ludzie próbują być razem, nie po to, aby coś zareklamować lub sprzedać, ale dla wspólnoty.

Piotr Szulc: My, na przykład podjęliśmy się tego, aby po raz pierwszy - nigdy wcześniej tego nie robiliśmy - na naszych social mediach opowiedzieć historie powstawania różnych ważnych dla nas numerów. Na pierwszy ogień wzięliśmy płytę „Art Brut 2”, a później będziemy lecieli z kolejnymi kawałkami, które mamy na naszej nowej playliście. Podjęliśmy się tego, bo też czujemy, że w tej chwili nie jesteśmy w stanie ad hoc dać ludziom nic innego.

Novika: Tak naprawdę nie wiadomo, czy ta sytuacja nie wpłynie na nas pozytywnie. Są teorie, które mówią o tym, że to wszystko zdarzyło się właśnie po to, żebyśmy zwolnili i skupili się na relacjach. Teraz często odzywają się do mnie ludzie, z którymi dawno nie miałam kontaktu i ja też robię to samo. Możemy poświęcić czas naszym dzieciom, możemy też otworzyć się na bogactwo kultury. Pokutuje takie przekonanie o muzykach, że niewiele mamy do roboty - długo śpimy i dużo balujemy. Może ten czas zmieni również ten stereotyp.

Fragment domowego teledysku Sorry Boys "Niedziela"
Fragment domowego teledysku Sorry Boys "Niedziela"
Źródło: YouTube/Mystic Production TV

Artyści otworzyli się na nas i dzięki nim, właściwie codziennie, we własnym domach możemy posłuchać niepowtarzalnych, darmowych koncertów. To sprawia, że ta – bardzo konieczna – izolacja staje się zdecydowanie mniej dotkliwa. Ale wspólnota polega przede wszystkim na tym, aby brać i dawać, dlatego my też możemy ofiarować muzykom coś od siebie. W oczekiwaniu na te dni, kiedy z jeszcze większą radością wyjdziemy na koncert i zatańczymy do ulubionych piosenek.

Paweł Hordejuk: Mimo wszystkich strat, pocieszające jest to, że staramy się myśleć o przyszłości. Z zespołem co kilka dni robimy sobie telekonferencję, gdzie zastanawiamy się co i jak możemy jeszcze zrobić, z organizatorami koncertów wisimy godzinami na telefonach i staramy się wymyślić alternatywne rozwiązania. Świadomość, że w tej sytuacji znaleźliśmy się wspólnie z ludźmi z wielu innych branż, jest budująca, bo dawno nie widziałem takiej wspólnoty. Mam nadzieję, że gdy kwarantanna się skończy, choć w części ta wspólnota przetrwa.

Bela Komoszyńska: Nie chciałabym, żeby przyszłe życie muzyczne przejęło zbyt wiele internetowych rozwiązań, do których jesteśmy zmuszeni teraz. Większość z tych działań należy traktować jako środki zastępcze i nie przyzwyczajać się do nich. Niech kontakt na żywo znów będzie świętem.

Piotr Szulc: Bardzo mi się podoba, że ludzie podejmują inicjatywę, próbują wyjść do fanów i coś zrobić, kiedy sami siedzą w domach i niespecjalnie mają czym sobie zastąpić to, że nie mogą grać koncertów. My niekoniecznie mamy zamiar coś takiego robić. Osobiście uważam, że takie koncerty nie są atrakcyjne albo są tylko do pewnego stopnia. Istotą koncertów są emocje, które jesteś w stanie przekazać na żywo i intymny kontakt z ludźmi, który łapiesz będąc na scenie. Dodatkowo cała scenotechnika tak naprawdę robi wrażenie, kiedy oglądasz ją na żywo, a nie na ekranie. Oczywiście, pierwszą rzeczą, która przyszła nam głowy, było streamowanie koncertów. Zapewne nie nam jedynym. Wydaje mi się, że kiedy sytuacja wróci do normy i do tego czasu nikt nie wymyśli jakiejś superalternatywnej, ciekawej formy komunikacji i kapitalizowania się przez nią, to te rzeczy nie będą stanowiły atrakcji i niespecjalnie zmienią krajobraz muzyczny. To, co artyści teraz starają się podać swoim fanom, to jest jakaś alternatywa - nie możecie nas zobaczyć na żywo, ale zrobimy streaming. I dzisiaj to jest ok, ale gdyby coś takiego miało ekonomiczną i artystyczną rację bytu, to powinno było funkcjonować również w czasach przed koronawirusem, a teraz tylko zyskać na wartości.

Novika: Transmisja online nigdy nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z artystą i współodczuwania koncertu czy imprezy z innymi ludźmi. Natomiast, uważam, że artyści świetnie wykorzystują tę sytuację. Są niezwykle kreatywni w tym, co mogą zaoferować fanom w warunkach domowych. Dopóki więc serwery to wszystko ciągną, warto to robić. Ważne jednak, żeby odbiorcy zrozumieli, że większość tych działań jest non-profit, dlatego niejako w zamian fajnie by było wesprzeć nas, chociażby poprzez słuchanie utworów w pakietach premium oferowanych przez serwisy streamingowe, ściągać albumy do bibliotek, a może uzupełniając dyskografię poprzez itunes, który oferuje artystom największe stawki.

Bovska: Fajną inicjatywą jest to, żeby radia rzeczywiście grały więcej polskiej muzyki, bo wtedy – dzięki takim organizacjom jak ZAIKS – do artystów trafiają tantiemy. To naprawdę może zmienić czyjś los, zwłaszcza w tych wyjątkowych okolicznościach, fajnie by było słyszeć więcej polskich wykonawców. Podobnie jest z legalnym słuchaniem muzyki przez serwisy streamingowe, a nie ściąganie jej nieoficjalnymi kanałami – to też jest wsparcie i to naprawdę bardzo bezpośrednie.

Piotr Szulc: Super jest to, co ludzie już robią, a raczej czego zaniechują - w momencie przekładania koncertów, nie zwracają biletów. To jest ważne i za to należą się w tym miejscu podziękowania dla fanów. Co do innych form, to artyści mogą dawać swoim fanom różne narzędzia do wsparcia ich działalności - tu nie ma zasady. Myślę natomiast, że jeżeli ludzie skupią się w domach choćby na słuchaniu muzyki swoich ulubionych polskich artystów, to już będzie to mocne wsparcie.

Bela Komoszyńska: Wiele wspaniałych festiwali i koncertów się nie odbędzie, wiele biznesów okołomuzycznych upadnie. Być może nie zostaną przez to ukończone wartościowe projekty. Lista na pewno jest długa, ale wolę skupiać się na pozytywnych aspektach. Myślę, że nastąpi wzmożona praca i pełna mobilizacja do powrotu. W jeszcze lepszej formie i przesłaniu. I tego nam wszystkim życzę.

Jan Borysewicz: Teraz, przede wszyscy powinniśmy być dla siebie mili i cierpliwi. Wspierać się nawzajem i nie panikować. Starać się unikać złych emocji. Wierzcie mi, że będzie wszystko dobrze, tylko zastosujmy się do zaleceń i zostańmy w domach. Wiem, że są też te problemy finansowe każdego z nas – naprawdę każdego bez względu na zawód, ale mam nadzieję, że wyjdziemy z tego. Wierzę w to.

Czytaj także: