Podczas gdy Joaquin "El Chapo" Guzman czeka na proces w odizolowanej celi w Nowym Jorku, w Kolumbii amerykańskie wytwórnie nakręciły serial o jego życiu i "karierze" jako narkotykowego bossa.
Jak na ironię, ponowne aresztowanie Guzmana w 2016 roku wywołało krwawą walkę o władzę w meksykańskim kartelu Sinaloa - producenci serialu postanowili kręcić zdjęcia w Kolumbii, która uznawana jest za światowe epicentrum przemocy gangów narkotykowych.
Plan zdjęciowy utrzymywany w tajemnicy
Joaquin "El Chapo" Guzman - jeden z najpotężniejszych meksykańskich baronów narkotykowych - został przekazany amerykańskim organom ścigania w styczniu tego roku. USA oskarżają go m.in. o zabójstwa, kierowanie gangiem i pranie pieniędzy. Obecnie przebywa w nowojorskim więzieniu o zaostrzonym rygorze, a osadzony został w odizolowanej celi. Takie środki bezpieczeństwa to konsekwencja tego, ze Guzman dwukrotnie już zbiegł z meksykańskich więzień.
Jak podają amerykańskie media, plan zdjęciowy w kolumbijskim mieście Tabio był utrzymywany w sekrecie, a lokalnym mieszkańcom mówiono, że Amerykanie kręcą opery mydlane "Dolores de Amor". CBS News pisze, że w jednej z sesji zdjęciowej przyglądał się reporter agencji Associated Press, który mówił, że wielu statystów, biorących udział w projekcie, nie wiedziało, o czym jest serial.
Plan zdjęciowy ruszył jeszcze w momencie, gdy Guzman przebywał w meksykańskim więzieniu Ciudad Juarez. W związku z bezpieczeństwem ekipy postanowiono o przeniesieniu zdjęć z Meksyku do Kolumbii - wyjaśniał Daniel Posada, producent projektu. - Kolumbia była dobrą opcją, ponieważ mieliśmy dobrze przygotowaną ekipę i bardzo podobne warunki pracy do tych z Meksyku - powiedział.
Architektura miasta Tabio jest bardzo podobna do peryferii meksykańskich. Dzięki poprawkom w postprodukcji miasto stanie się typowo meksykańskim plenerem.
Groźby ze strony prawników Guzmana
Producenci podkreślają również, że fakt kręcenia w Kolumbii ogranicza ewentualne możliwości prawne ze strony Guzmana. Gdyby zdjęcia powstały w Meksyku, istniałaby możliwość, że "El Chapo" zatrudniłby rzeszę prawników, która zablokowałaby cały projekt w niekończącym procesie o wykorzystanie jego nazwiska bez jego zgody.
Prawnicy "El Chapo" i tak jednak grożą pozwami. Jeden z prawników bossa Jose Refugio Rodriguez zasugerował, że producenci powinni się liczyć z ewentualnością prawnych konsekwencji, jeśli wykorzystają nazwisko bądź historię jego życia. Inny z prawników Guzmana potwierdził, że jeśli amerykańska wytwórnia zdecyduje się wyemitować serial, "natychmiast zostaną pozwane". Dodał, że "El Chapo" ciągle żyje, dlatego projekt wymaga jego autoryzacji.
"Z perspektywy aktora, nie osądza się postaci"
Jak donoszą amerykańskie media, Guzman wcześniej przekazał prawa do historii swojego życia meksykańskiej aktorce Kate del Castillo. Artystka nie skomentowała tego, co z tymi prawami zrobiła bądź w przyszłości zrobi. Aktorka zasłynęła tym, że w 2015 roku doprowadziła do sekretnego spotkania "El Chapo" z aktorem Seanem Pennem, dzięki czemu śledczym udało się namierzyć narkotykowego barona. W postać "El Chapo" wcielił się 38-letni meksykański aktor teatralny Marco de la O. - Zagranie El Chapo było wyzwaniem, ze względu na jego złożoność - powiedział aktor. - Nie mogę go osądzać. Z perspektywy aktora, nie osądza się postaci. Nieważne, czy jest dobra, czy zła. Pokazujemy prawdę, a ta może być drażniąca, szorstka - dodał. Za serialem stoją Univision i Netflix. Premiera w amerykańskiej telewizji zapowiadana jest na 23 kwietnia, a Netflix udostępni całość kilka miesięcy później.
Autor: tmw/sk / Źródło: CBS News, PAP, tvn24.pl