Kompromitujące zdjęcia orgii z udziałem brytyjskiej księżniczki, tajemnicza skrytka w londyńskim banku i ekipa amatorów z półświatka, która dokonała kradzieży stulecia - te i parę innych atrakcji dostarcza film "Angielska robota" Rogera Donaldsona. A wszystko oparte na autentycznej historii. Film wchodzi do kin w piątek.
Gdy w życiu Terry'ego (Jason Statham), właściciela szemranego warsztatu samochodowego w Londynie, zjawia się jego dawna miłość i proponuje wspólny skok na bank, oznaczać to może tylko jedno: kłopoty. Plan wydaje się jednak obiecujący, kumple - chętni do pomocy, a i urok zjawiskowej Martine (Saffron Burrows) nie pozostaje bez wpływu na decyzję Terry'ego. Dość amatorski zespół włamywaczy podkopuje się pod sejf banku i dokonuje kradzieży stulecia. Prawdziwe problemy zaczynają się jednak po ucieczce z forsą...
Bardzo kompromitujące zdjęcia
Wśród zgarniętego z tajnych skrytek łupu znajdują się bowiem bardzo kompromitujące zdjęcia brytyjskiej księżniczki oraz paru polityków, a także notes z listą opłacanych przez miejscowego "króla porno" policjantów. Złodziei poszukuje nie tylko policja, ale MI6 i prawdziwi, bezwzględni przestępcy. Stawką jest nie tyle uciec z forsą, co z życiem.
Film jest zgrabny i inteligentny, ale też chłodny i nieco wtórny. Przez pierwszy kwadrans trudno się oprzeć wrażeniu, że zrobił go Guy Ritchie (ten z czasów sprzed Madonny). Zwłaszcza kiedy na ekranie pojawia się w stylowej skórzanej kurtce Statham, ulubiony aktor tego reżysera. Do szczytowych osiągnięć Ritchiego nawiązują też dystrybutorzy, reklamując "Angielską robotę" jako "Przekręty i porachunki na najwyższym szczeblu". Trochę chyba na wyrost - film momentami nie trzyma tempa, jest też nie tak błyskotliwy i montażowo dopieszczony jak wczesne filmy "mr Madonny".
Tym niemniej ogląda się go nieźle. Zwłaszcza, że nie jest to kolejna sztampowa historyjka z cyklu: ekipa genialnych złodziei za pomocą wysoce specjalistycznego sprzętu rabuje "niemożliwy do obrabowania" bank i po zajmującej 9/10 filmu spektakularnej akcji ucieka z łupem w kierunku zachodzącego słońca. Jak to celnie podsumował Jason Statham: - Na szczęście w tym filmie oszczędzono mi wyczynów kaskaderskich. Zamiast trzymać pistolet, trzymałem butelkę piwa.
Oparte na faktach
Włamywacze - zamiast laptopem czy innym hi-techem - machają kilofami i łopatami, a łączą się ze sobą przez krótkofalówkę. W epoce komórek, satelitów szpiegowskich i bilingów sytuacja, gdy radioamator przypadkiem natrafia na częstotliwość, na której rozmawiają włamywacze i powiadamia policję, wydaje się wręcz egzotyczna.
Dodatkowym smaczkiem jest fakt, że fabuła filmu, jak zarzekają się twórcy, opiera się na autentycznych wydarzeniach. We wrześniu 1971 roku rzeczywiście doszło w Londynie do brawurowej kradzieży w banku przy Baker Street. Złodzieje ukradli ze skrytek depozytowych gotówkę i biżuterię wartości milionów funtów. Nigdy nie znaleziono winnych i nie odzyskano łupu, a sprawie ukręcono łeb - łącznie z blokadą informacji w mediach. Dlaczego? Swoją wersję tej historii opowiada film "Angielska robota".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: materiały prasowe