"Szóste spotkanie pierwszego stopnia" - obwieściło "Variety", zapowiadając kolejny wspólny film Martina Scorsese i Leonardo DiCaprio. Będzie nim adaptacja"The Devil in the White City" - historii doktora H.H. Holmesa - pierwszego seryjnego zabójcy w historii Stanów Zjednoczonych. DiCaprio, który od dekady w obrazach Scorsese zajmuje miejsce dawniej zarezerwowane dla Roberta De Niro, dogania wielkiego poprzednika - De Niro osiem filmów ze Scorsese nakręcił w ciągu 20 lat, on szósty zaczyna w 13 roku współpracy.
To, że DiCaprio niebawem przebije wspomnianą wspólną ósemkę duetu Scorsese-De Niro, jest już pewne, bo panowie mają w planach kolejne produkcje. Jedną z nich ma być film o Woodrowie Wilsonie, 28. prezydencie USA, w którego wcieli się rzecz jasna DiCaprio.
Adaptację głośnej powieści Erika Larsona "The Devil in the White City" planowano od dawna, z tym, że sprawę opóźniały spory wytwórni, walczących o prawa do jej ekranizacji. Początkowo reżyserować miał David Fincher - specjalista od thrillerów z zabójcami na pierwszym planie, ostatecznie jednak Paramount Pictures, który zdobył prawa do projektu, wybrał Martina Scorsese.
O tym, że w rolę lekarza - seryjnego zabójcy, który stworzył własny hotel, gdzie mordował i torturował swoje ofiary - wcieli się Leonardo DiCaprio, wiadomo było od dawna. Niewykluczone, że to on - również współproducent filmu - maczał palce w wyborze Scorsese na reżysera. Jak wiadomo ten duet nie dość, że uwielbia wspólnie pracować, to jeszcze gwarantuje najwyższą jakość i pełne kina. Scenariusz przygotuje Billy Ray, autor nominowanego do Oscara "Kapitana Phillipsa".
"The Devil in the White City" to historia doktora H.H. Holmesa, a właściwie Hermana Webstera Mudgetta, uważanego za pierwszego seryjnego zabójcę w historii Stanów Zjednoczonych. Holmes był właścicielem budynku w Chicago nazwanego Zamkiem, w którym pełno było małych cel, gdzie ponoć przetrzymywał, torturował i zabijał swoje ofiary. Najczęściej byli to turyści odwiedzający miasto w końcu XIX wieku, gdy rozgrywa się akcja opowieści.
Oficjalnie Holmes przyznał się do 27 morderstw, z czego 9 mu udowodniono. Szacuje się jednak, że z jego ręki w Stanach i Kanadzie mogło zginąć ponad 100 osób.
Następca Roberta De Niro
Leonardo DiCaprio, od ponad dekady zajmuje w obrazach Scorsese miejsce, dawniej zarezerwowane dla Roberta De Niro. Ten ostatni po rozstaniu z twórcą "Taksówkarza" zanotował drastyczny spadek swojej pozycji, podczas gdy DiCaprio za jego sprawą trafił na sam szczyt.
Z Robertem De Niro Scorsese nakręcił aż 8 filmów w ciągu 20 lat. Większość z nich to najwybitniejsze dzieła w dorobku obu panów. Przypomnijmy tylko "Taksówkarza", "Wściekłego byka", czy "Chłopców z ferajny". Za rolę w tym drugim otrzymał swojego drugiego Oscara, choć tak naprawdę powinien go dostać już za "Taksówkarza", podobnie zresztą jak Scorsese za jego reżyserię. (Odebrał go za znacznie słabszą "Infiltrację" dopiero w 2006 roku, ale Akademia bywa nieprzewidywalna).
Leo i Robert spotkali się na planie tylko raz - w filmie "Chłopięcy świat" Michaela Catona-Jonesa. De Niro grał wówczas sadystycznego ojczyma, 19-letni Leo, który pokonał ponad 400 kandydatów, wystąpił zaś w roli ofiary jego fizycznej i psychicznej przemocy. Wypadł znakomicie, choć grał 15-latka. To właśnie De Niro miał podsunąć Scorsese pomysł obsadzenia Leo jako Amsterdama Vallona w "Gangach Nowego Jorku" (29-letni wówczas Leo był o rok młodszy niż on sam, gdy zagrał pierwszy raz u Scorsese w "Ulicach nędzy".)
Artystyczny duet Scorsese-De Niro, prywatnie wciąż w przyjaźni, zaprzestał współpracy, bo bohaterowie Scorsese są zwykle znacznie młodsi, niż 72-letni De Niro. On sam zresztą z niezłym skutkiem też próbuje reżyserii ("Prawo Bronxu", "Dobry agent"), choć niestety role aktorskie ostatnio wybiera fatalnie.
"Gangi Nowego Jorku" nie były sukcesem na miarę innych dzieł Scorsese, ale dały początek narodzinom duetu Scorsese-DiCaprio, zaś dla młodego aktora stały się drabiną na sam szczyt.
Duet włosko-włoski
Martin Scorsese to potomek włoskich emigrantów, o czym powszechnie wiadomo, mało kto jednak wie, że i w żyłach Leo płynie domieszka krwi włoskiej. Jego ojciec jest w połowie Włochem a w połowie Niemcem, matka zaś Rosjanką z pochodzenia. W którymś z wywiadów Scorsese zażartował, że niezwykłe porozumienia między nimi, to zasługa włoskich przodków.
Sam Di Caprio niejako skazany był na artystyczny zawód. Anegdota mówi, iż w czasie ciąży jego matka odwiedzała muzea, twierdząc, że kontakt ze sztuką, uczyni dziecka artystę. Podczas jednej z wycieczek poczuła, że synek zaczyna się poruszać, a ponieważ podziwiała wtedy obraz Da Vinci, postanowiła, że nazwie dziecko imieniem mistrza - Leonardo. Najwyraźniej poskutkowało, w czym spory jednak udział Scorsese. Przypadek Leo, różni się też od De Niro: Gdy trafił na plan zdjęciowy wybitnego reżysera, był już bowiem wielką gwiazdą, po sukcesie "Titanica" Camerona.
Z opowieści jego przyjaciół wynika, że chłodne przyjęcie roli w „Gangach…” bardzo przeżył. Scorsese był już jednak pod tak wielkim wrażeniem aktora, że głosy krytyki niewiele go obchodziły. Gdy jako największy przegrany Oscarów 2003 roku opuszczał galę - z 10 nominacji za „Gangi..” bez żadnej statuetki, myślał już o kolejnym filmie. Oczywiście z DiCaprio w głównej roli. Dwa lata później powstał świetny "Aviator", a Leo jako amerykański milioner - pilot i filmowiec Howard Hughes, pokazał na co stać.
Otrzymał kolejną nominację do Oscara, ale statuetki nie zdobył. Stało się jednak jasne, że narodził się nowy reżysersko-aktorski duet, i że jak w przypadku De Niro, obie jego strony czerpią z tej współpracy korzyści. Kolejne filmy Scorsese, już na etapie projektu wskazywały na DiCaprio jako odtwórcę głównej roli.
Wraz z trzecim wspólnym filmem, jakim była "Infiltracja", w ręce Scorsese trafił w końcu upragniony Oscar – za reżyserię. Luźna adaptacja azjatyckiego przeboju była dziełem perfekcyjnym, nie tak jednak wyrafinowanym jak "Chłopcy z ferajny" (podobna tematyka) no i tylko remakem. Kto jednak powiedział, że artyści dostają Oscary za najlepsze filmy? To był bodaj pierwszy film, gdzie Leo już nie grał chłopca, a mężczyznę, tajnego agenta policji, który ma przeniknąć do struktur mafijnych, gdzie rządzi stary wyga (Nicholson). Obaj podejmą wyścig o to, kto pierwszy odkryje tożsamość drugiego. I podczas gdy narzekano, iż wielki Jack przeszarżował z manierą, Leo znów zbierał pochwały.
Scorsese ponad wszystko
Od tego momentu, swoje plany zawodowe DiCaprio zaczął uzależniać od tych, jakie miał wobec niego Scorsese. Od początku było więc jasne, że tylko on może zagrać szeryfa Danielsa w "Wyspie tajemnic". Jako szukający odpowiedzi na pytanie: jakim cudem z celi w strzeżonym szpitalu dla chorych psychicznie przestępców, zniknęła pacjentka, imponował oszczędną grą i charyzmą. Reżyser zaś złożył hołd twórcom horrorów z lat 40. i kinu Hitchcocka. Film okazał się najbardziej kasowym obrazem Scorsese w historii i zarobił 300 mln dolarów. Czy można się dziwić, że jego twórca oznajmił: ”Nie wyobrażam już sobie moich filmów bez udziału Di Caprio"?
Oczywiście Leonardo odnosił też sukcesy w filmach innych reżyserów - pamiętajmy, że pierwszą szansę na Oscara miał już w wieku 20 lat - w 1994 roku nominowany za drugoplanową rolę w filmie "Co gryzie Gilberta Grape'a". Na kolejną musiał czekać 9 lat - właśnie do wspomnianego "Aviatora". Rok później w "Krwawym diamencie" Zwicka w roli cynicznego przemytnika, znów potwierdził wielką klasę. Odebrał kolejną nominację do Oscara i.. znów nie dostał statuetki.
Wkrótce szykował się do kolejnej roli u Zwicka, gdy horyzoncie pojawiła się kolejna oferta od Scorsese.
Wyżyny kunsztu i znów bez statuetki
Tym razem jeden z największych reżyserów w historii kina postanowił sięgnąć po gatunek, który dotąd omijał - nakręcił opartą na faktach komedię kryminalną o giełdowym oszuście Jordanie Belforcie. Powstało dzieło na miarę największych produkcji Scorsese - aż trudno uwierzyć, że ten drapieżny, szalony i zabawny, opowiadany w tempie pocisku rakietowego obraz nakręcił 71-latek!
Żal, że "Wilk z Wall Street" nominowany zasłużenie do Oscara w 5 kategoriach - w tym dla najlepszego filmu, reżysera i aktora - czyli DiCaprio, nie odebrał ostatecznie żadnej. Mimo, że bezwzględnie był najlepszym filmem 2013 roku, a Leo w roli Jordana Belforta, założyciela firmy maklerskiej, który osiąga ogromny sukces, po czym zostaje skazany za oszustwa finansowe, stworzył wielką, mistrzowską kreację. Największą w swojej karierze. Zbyt jednak moralnie dwuznaczną jak na purytańska Akademię.
Fenomen duetu Scorsese- DiCaprio polega także na tym, że doskonale radzą sobie z wynoszeniem trudniejszych nawet filmów, do poziomu kasowych hitów. "Wilk z Wall Street" zarobił już około 500 mln dolarów, zaś sam Leo odtąd mający udział w zyskach, aż 25 mln dolarów za udział w filmie. Na tych samych zasadach będzie pracował ze Scorsese w kolejnym.
Fani duetu już zacierają ręce, odliczając dni do kolejnego spotkania w sali kinowej.
Autor: Justyna Kobus / Źródło: "Variety", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: materiały prasowe dystrybutora