Odrobina angielskiego humoru, szczypta złośliwości i ogrom bardzo dobrej, choć nie radiowej, muzyki. Tak można w skrócie określić pożegnalny koncert duetu Anita Lipnicka i John Porter. W niedzielny wieczór w warszawskiej Fabryce Trzciny wystąpili w ramach trasy promującej ich ostatnią płytę „Goodbye”.
Jak przystało na koncert kończący ich wspólną karierę muzyczną nie zabrakło wspomnień, utworów pożegnalnych i odrobiny sentymentu.
Uśmiechnięty smutek
„Stone Cold Morning” oraz „Before The War”, zaśpiewane jeszcze bez zespołu, otworzyły ten niezwykły wieczór. Wieczór wypełniony ogromną radością Lipnickiej i Portera ze wszystkiego, choć chyba przede wszystkim z tego, że występują. Nawet nastrój ich utworów nie mógł zgasić tej radości.
„Nasze piosenki są tak smutne, że musimy dowcipkować” - stwierdził łamaną polszczyzną John Porter. Trochę w tym prawdy. Niedzielny wieczór upłynął pod znakiem utworów smutnych, traktujących o pożegnaniach, czasem samotności, ale przede wszystkim różnych sytuacjach związanych z – nie mogło być inaczej – końcem miłości.
Kości wczoraj, dziś piosenka (nie) radiowa
Ponad dwie godziny muzyki i wycieczka przez całą twórczość niezwykłego duetu, jakim jest (jeszcze) Lipnicka i Porter. Pomimo że koncert miał promować nowy album „Goodbye”, nie mogło zabraknąć takich utworów, jak „Bones of Love” (od tego „się wszystko zaczęło”), „Then and now” („Nieprzyzwoite Piosenki”), „Hold on” czy „Death of Love” („Inside Story”).
Wśród tych z ostatniej płyty na uwagę zasługują świetnie zaśpiewane i zagrane „You're Not The Only One”, „Down By The Lake” (z dedykacją dla ojca Lipnickiej) oraz „Old Time Radio”. Ten ostatni utwór, będący jednocześnie singlem promującym cały album, miał powstać z myślą o radiu. „Myślałam, że jak napiszę piosenkę z radiem w tytule, to też tam będą ją grać. Jednak tak się nie stało.” - stwierdziła z lekką ironią, ale i uśmiechem w głosie Lipnicka.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl/Artur Tarkowski