23-letni Jakub Gierszał znany z ról w takich filmach jak "Sala samobójców" i "Wszystko co kocham" został w poniedziałek wieczorem uhonorowany tytułem Shooting Star 2012. Nagroda przyznawana jest co roku na Berlinale dziesiątce najbardziej obiecujących aktorów z całej Europy.
- Od chwili, w której go ujrzysz, wiesz, że Gierszał urodził się po to, by grać na dużym ekranie. Ukazując kalejdoskop emocji, ma niezrównaną zdolność wciągnięcia widza w opowiadaną historię. Jest wzruszający, wiarygodny i wrażliwy – po prostu czysty i unikalny talent – tak międzynarodowe jury konkursu uzasadniło wybór Gierszała do grona laureatów.
Sam aktor uznał, że tytuł Shooting Star 2012 oznacza dla jego kariery tyle, że "albo będzie tylko lepiej, albo teraz jest najlepiej i lepiej już nie będzie".
"Ciągle jestem na początku drogi"
Podczas konferencji prasowej Gierszał dzielił się także swoimi doświadczeniami aktorskimi. Prowadzących rozmowę szczególnie interesowała jego wyjątkowa rola w "Sali samobójców", która w Polsce cieszyła się w ubiegłym roku dużą popularnością.
– Musiałem stworzyć postać zagubionego, samotnego chłopaka. Bazą do budowania tej roli było dla mnie pewne poczucie sympatii, które żywiłem do tej postaci. Poza tym, ze względu na temat filmu, starałem się jak najlepiej poznać zjawisko życia w wirtualnej rzeczywistości – opowiadał o przygotowaniach do roli Gierszał.
Oprócz Gierszała wśród laureatów nagrody znaleźli się artyści z Rumunii, Francji, Irlandii, Szwecji czy Anglii. To w większości bardzo młodzi aktorzy, którzy, choć mają na swoim koncie role w kilku większych produkcjach, są jeszcze w trakcie studiów. – Ja także jeszcze studiuję – mówił dziennikarzom Gierszał – Studia dają mi bardzo dużo, ale miałem to szczęście, że po roku nauki dostałem swoją pierwszą poważną rolę. Nadal jednak czuję się początkującym i w szkole i na planie - powiedział Polak.
Musiałem stworzyć postać zagubionego, samotnego chłopaka. Bazą do budowania tej roli było dla mnie pewne poczucie sympatii, które żywiłem do tej postaci. Poza tym, ze względu na temat filmu, starałem się jak najlepiej poznać zjawisko życia w wirtualnej rzeczywistości. Jakub Gierszał
Cała dziesiątka zaprezentowała się wczoraj wieczorem na scenie Berlinale Palast. Uroczystość zakończyła weekendowy pobyt młodych aktorów na festiwalu. Podczas kilku dni pod pieczą European Film Promotion spotykali się z producentami, szefami castingów czy reżyserami.
Tytuł ma pomóc utalentowanym i początkującym aktorom w rozwijaniu swojej kariery. W ciągu najbliższego roku jako Shooting Stars laureaci odwiedzą wiele festiwali filmowych, wezmą udział w warsztatach i spotkaniach jako ambasadorzy europejskiego kina. Warto przypomnieć, że tytuł ten w poprzednich latach zdobyły już dwie Polki, w 2007 r. Agnieszka Grochowska i w 2010 r. Agata Buzek.
Konkurs bez olśnień
Festiwal filmowy w Berlinie jest już prawie na półmetku. Tymczasem międzynarodowa krytyka jest zgodna jak rzadko kiedy. Dziennikarze słabo oceniają konkurs główny, z filmów wychodzą zawiedzeni i wskazują na brak większych olśnień.
Jest jednak kilka tytułów, którym udało się przełamać tę passę. Całkiem niezłych recenzji doczekała się "Barbara", film w reżyserii Niemca Christiana Petzolda, który w 2007 roku pokazywał na Berlinale dobrze przyjęty film "Yella".
Krytyka zainteresowała się także oczekiwanym tutaj kolejnym filmem Brillante Mendozy. "Captive" to oparta na faktach opowieść o porwaniu chrześcijańskich misjonarzy i turystów przez grupę muzułmanów na Filipinach w 2001 roku. Krytycy zwracają uwagę na surowość obrazów i zagęszczające się poczucie absurdu w filmie Filipińczyka.
Porwanie jako niekończący się absurd
"Porwanie" zostało przez niego opowiedziane niemal jak dokument. Nie zobaczymy tu rozpaczy jeńców czy złorzeczeń na oprawców. Jest za to żmudna wędrówkę przez dżunglę pełną tropikalnych zwierząt, kolejne nieudane próby odbicia jeńców, które stają się dla nich największym zagrożeniem i zawiązywanie się specyficznej relacji między porwanymi a porywającymi.
Młody strażnik zasypia na kolanach uwięzionej Francuski (w tej roli Isabelle Huppert), po czym po chwili celuje w nią bronią. Przywódca muzułmanów poślubia jedną z porwanych. Wszyscy wspólnie słuchają przez radio doniesień o atakach 11 września. Porwanie u Mendozy jest przedłużającym się absurdem pośród ekstremalnych warunków, którego końca nie widać.
Samochodowe wypadki, rodzina i trauma wojny
Przychylność dziennikarzy zyskał tu także pokazywany w poniedziałek "Jayne Mansfields’s Car" w reżyserii Billy Boba Thorntona. Produkcja przenosi nas do Alabamy w 1969 roku. Zostajemy rzuceni w sam środek starcia pokoleń. Najstarsze próbuje godnie zakończyć życie wspominając I wojnę światową, średnie radzi sobie z traumą II wojny udając bohaterów, najmłodsze stoi u progu powołania na wojnę wietnamską.
- To film o tym, jak różne generacje traktują wojnę i rodzinę. I o tym, czego uczymy się z przeszłości – mówił w poniedziałek reżyser. Mocno poruszony przyznał się także do tego, co było jego główną inspiracją do zrobienia tego filmu.
– Mój ojciec był apodyktycznym, przepełnionym przemocą człowiekiem. Od czwartego roku życia zabierał mnie z braćmi na miejsca wypadków samochodowych. To była jedyna forma wspólnego spędzania czasu, dzięki której on potrafił się z nami komunikować. Poza tym całe dzieciństwo upokarzał nas psychicznie. Całe moje życie spędziłem na zdobywaniu akceptacji tego jednego człowieka. To było zaczątkiem historii, którą w końcu udało się przenieść na ekran – mówił.
O tym, czy film o rodzinnej traumie ma szansę na Złotego Niedźwiedzia, przekonamy się już w sobotę.
Źródło: tvn24.pl