Tegoroczna edycja krakowskiego festiwalu zgromadziła zdecydowanie mniejszą publiczność, niż to miało miejsce jeszcze trzy lata temu (w 2014 roku festiwal miał przerwę, w zeszłym roku organizację imprezy ogłoszono trzy miesiące wcześniej). Być może dlatego, że termin imprezy pokrywał się z innym bardzo cenionym przez Polaków Tauron Nowa Muzyka w Katowicach, być może końcówka sezonu letnich festiwali muzycznych to nie najlepszy okres dla takiego wydarzenia. Jednak organizatorzy, którzy w tym roku postawili na muzyczną różnorodność, ściągnęli wybitne postaci muzyki ostatnich trzech dekad i zrobili wszystko, żeby każdy z uczestników festiwalu miał powód do szczęścia.
Piątkowy wieczór należał bezapelacyjnie do australijskiej artystki Sii oraz legendarnego tria Massive Attack. Sia, która śpiewała schowana gdzieś w kącie wielkiej sceny, zaprezentowała spektakularne show wizualne opierające się na tańcu współczesnym.
Był to chyba pierwszy przypadek w Polsce, kiedy śpiewająca na żywo artystka odsunęła się na drugi plan, oddając scenę towarzyszącym jej tancerzom. Publiczność miała okazję zderzyć się z spektakularną, przejmującą historią o walce samej z sobą - z uzależnieniami, chorobami psychicznymi, aż po socjofobię. Precyzyjna reżyseria zapewniła widowisko, dla którego ciężko będzie znaleźć porównywalny koncert.
Polityczny manifest Brytyjczyków
Następnie na scenie głównej pojawił się Massive Attack. Każy, kto chociaż w małej części zna dorobek Brytyjczyków, był pewien, że ich koncert nie będzie zwykłą prezentacją piosenek z ich dorobku. I tak też było.
Artyści zaserwowali poruszający, przejmujący wręcz manifest polityczny. Wszystko za sprawą wizualizacji, które uzupełniały i potęgowały przekaz tekstów. I chociaż niektóre piosenki powstały na początku lat 90. ubiegłego wieku, nie straciły na aktualności.
Zespół znany jest ze swojego politycznego i społecznego zaangażowania - niejednokrotnie manifestowali swoje poglądy. Tym razem podczas wykonywania piosenki "Interia Creeps" z "Mezzanine" (1998 r.) na wielkich ekranach pojawiły się najgłośniejsze tytuły z polskich mediów ostatnich miesięcy. Publiczność głośno wyraziła swój zachwyt gdy za plecami muzyków pojawiły się takie napisy jak: "Koniec Kurskiego w TVP", "Smutna, zmęczona Doda", "Rosati skarży kochanka za nogę", "Konstytucja przybita do żerdzi", "Budujemy pomniki smoleńskie", itd.
W innym numerze w tle pojawiały się nazwiska; głównie z Wielkiej Brytanii, ale nie zabrakło polskich postaci, w tym posłanki Krystyny Pawłowicz.
Na kilkanaście minut Massive Attack scenę oddał młodym kolegom z zespołu Young Fathers, z którym razem nagrał "Voodoo In My Blood".
Ponadto, podczas innych utworów na telebimach pojawiały się znaki towarowe największych międzynarodowych koncernów czy loga europejskich partii populistycznych i skrajnie prawicowych.
Muzycznie Massive Attack zaprezentowali chyba wszystkie swoje najważniejsze numery z dotychczasowego dorobku, uzupełniając najnowszymi nagraniami z EP-ki "Ritual Spirits". W przeglądzie repertuaru poza Young Fathers zespół wspomagali Horace Andy i Azakel.
Na bis Deborah Miller zaśpiewała jeden z najsłynniejszych hitów zespołu - "Unfinished Sympathy", który zobrazowany został podobiznami syryjskich uchodźców. W podobnej artmosferze Miller wyśpiewała "Safe From Harm". Na koniec, artyści zostawili publiczność z hasłem "Jesteśmy w tym razem".
Oba piątkowe koncerty były bardzo refleksyjne, przejmujące i pozostawiające wśród fanów coś więcej niż czysto muzyczne przeżycia.
Klubowe przebieranki
W sobotni wieczór dwa najlepsze koncerty na scenie głównej dali Roisin Murphy i The Chemical Brothers.
Roisin, która od dwudziestu lat znana jest bardzo dobrze fanom pogranicza popu i muzyki klubowej, nie zawiodła. W charakterystyczny dla siebie sposób uwiodła publiczność, która zdzierała gardło przy takich hitach jak "Overpowered" czy "Dear Miami".
Swobodnie czująca się na scenie artystka postanowiła - mam wrażenie - spełnić swoje dziecięce, dziewczęce marzenia o przebieraniu się. Blisko półtoragodzinny koncert to zabawny, ale bardzo przemyślany i gustowny przegląd przez jej kostiumy sceniczne, które jej fani mogą kojarzyć czy to z teledysków, czy sesji zdjęciowych. Trudno zliczyć i wymienić jej wszystkie kreacje - średnio w jednej piosence artystka zmieniała kilka elementów swojej garderoby.
Roisin zaprezentowała wszystkie swoje dotychczasowe wydawnictwa, sięgając również do dorobku Moloko, którego działalność zawieszono w 2003 roku. Wokalistka słynnej grupy przypomniała "Forever More", a w swój hit "Exploitation" wmiksowała "Sing It Back". Mniej popularne utwory z ostatnich wydawnictw Roisin również spotkały się z entuzjazmem widowni, zwłaszcza piosenka "In Sintesi", pochodząca z EP-ki "Mi Senti".
Hipnotyzujący bracia
Hitem sobotniego wieczoru, jeśli nie całego festiwalu, stał się koncert The Chemical Brothers. Pierwszy raz widziałem tylu festiwalowych widzów, którzy stali nieruchomo z otwartymi ustami z zachwytu. Pomijam fakt, że duet w znakomity sposób dzielił emocje, zostawiając najlepsze na koniec. Zagrało wszystko: od doboru repertuaru, przez kolejność, pokaz laserowy, wizualizacje, efekty sceniczne.
Wielu nawet lojalnych fanów brytyjskiego zespołu obawiało się, że Brytyjczycy zagrają głównie materiał z ostatniej płyty "Born In The Echoes". I tu od początku niespodzianka. Koncert rozpoczął kultowy numer "Hey Boy, Hey Girl". A później tylko lepiej i było wszystko. "Do It Again”, "Go", "EML Ritual", "Swoon", "Galvanize", "Push The Button" czy "Block Rockin’ Beats" - jednym słowem, wszystko, czego spodziewali się fani zespołu.
Podobnie jak w przypadku pozostałych koncertów krakowskiego festiwalu, The Chemical Brothers zachwycili stroną wizualną. Były świetne wizualizacje autorstwa Adama Smith, z którym muzycy współpracują od lat. Była połowa kilkumetrowej dyskotekowej kuli, która świetnie łamała światło potęgując efekty wizualne. Były w końcu podwieszone dwa roboty.
Kontuzjowany Hey
Spośród polskich artystów najlepszy koncert dała szczecińska grupa Hey, która świetnie wyczuła krakowską publiczność i zaserwowała swoje największe hity przeplecione nowymi piosenkami z płyty "Błysk".
Katarzyna Nosowska przyzwyczaiła już swoją publiczność do minimalnego ruchu scenicznego, jednak tym razem w związku z zerwanym ścięgnem Achillesa musiała siedzieć na wielkim krześle. I na przekór kontuzji w siedzącej pozie tańczyła intensywnie jak nigdy wcześniej.
Entuzjastyczną atmosferę Nosowska podkręcała autoironicznymi tekstami o swoim wieku, swojej tuszy czy doskwierającej jej menopauzie.
Organizatorom festiwalu udała się rzecz rzadka, jeśli chodzi o tego typu festiwale muzyczne. Dla pokolenia trzydziestolatków była to zachwycająca lekcja historii muzyki rozrywkowej ostatnich trzech dekad. Było różnorodnie, kolorowo, imprezowo i refleksyjnie zarazem. Nieczęsto można na żywo w jednym miejscu i niemalże w tym samym czasie usłyszeć klasyki trip hopu, rave'u i electro, muzyki klubowej, alternatywnego rocka i dobrego popu.
Autor: Tomasz-Marcin Wrona\mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Alter Art