Neil Patrick Harris poprowadzi tegoroczne, 87. rozdanie nagród Akademii Filmowej. Aktor, którego - jak sam napisał - "pocałunek Burta Reynoldsa uczynił gejem", zapadł w pamięć widzów jako samiec alfa z hitowego serialu komediowego. W roli, jaką ma odegrać podczas oscarowej gali, nie powinien się czuć nowicjuszem. Wśród zawodowych doświadczeń ma bowiem także prowadzenie wielkich imprez tego typu.
- Jesteśmy podekscytowani tym, że to właśnie Neil będzie gospodarzem gali - przyznają producenci show Craig Zadan i Neil Meron, dodając, że "wszystkie jego talenty objawią się na światowej scenie". - To wytrawny artysta rozrywkowy - wtóruje im przewodnicząca Akademii Cheryl Boone Isaacs.
Sam zainteresowany nie kryje, że dla niego to wielkie wyróżnienie.
- To wielki zaszczyt, a także ogromna radość zostać poproszonym o prowadzenie rozdania tegorocznych nagród Akademii. Dorastałem, oglądając Oscary, byłem pod wielkim wrażeniem osobistości, które prowadziły gale. Pójść w ślady Johnny’ego Carsona, Billy’ego Crystala, Ellen DeGeneres i wszystkich innych, którzy mieli już to szczęście, to spełnienie marzeń - ekscytuje się mistrz ceremonii in spe.
Gej jako łamacz niewieścich serc
Urodził się 15 czerwca 1973 roku w Albuquerque w Nowym Meksyku w rodzinie prawników prowadzących restaurację. Jako 16-latek dostał tytułową rolę w serialu ABC "Doogie Howser, lekarz medycyny". Perypetie małoletniego doktora mieli okazję śledzić także Polacy.
Kolejne role Harrisa były przeważnie epizodyczne. Przełom w karierze nastąpił w 2005 r., kiedy wcielił się w postać Barneya Stinsona w kultowym komediowym serialu stacji CBS "Jak poznałem waszą matkę". Łamacza niewieścich serc sportretował niezwykle przekonująco (otrzymał za to Critics' Choice Television Award), choć sam jest homoseksualistą.
O tym, że czuje pociąg do mężczyzn, Harris wiedział już jako nastolatek, ale "z szafy" wyszedł dopiero w 2006 r. Serwis internetowy Middle Eastern Broadcasting Center, pierwszej prywatnej arabskiej telewizji satelitarnej, do której należy m.in. kanał informacyjny Al-Arabija, umieścił go wówczas na swojej "Gay List of Shame" (gejowskiej liście wstydu).
Z homoseksualizmem Harrisa wiąże się anegdota. Jak wyznał aktor, o tym, że jest gejem upewnił się, gdy na planie kręconego w latach 1989-1990 serialu detektywistycznego "B.L Stryker" pocałował go... Burt Reynolds.
"Pod koniec pewnego ujęcia, dla żartu, Burt pochyla się i całuje cię prosto w usta. Ekipa myśli, że to zabawne, ale to sprawia, że czujesz się zakłopotany. Czujesz również, że jesteś gejem. Pocałunek Burta Reynoldsa czyni cię gejem" - pisze w wydanej w ubiegłym roku autobiografii.
2+2
"Jestem bardzo zadowolonym gejem, żyjącym pełnią życia" - twierdzi Harris. Fakt, że robi karierę, mając przy tym udane życie rodzinne, zdaje się to potwierdzać.
Od 2003 r. Harris tworzy związek z aktorem polskiego pochodzenia Davidem Burtką. We wrześniu 2011 r. Harris i Burtka obwieścili na Twitterze, że są zaręczeni. Choć oświadczyny miały miejsce pięć lat wcześniej, panowie czekali z ogłoszeniem nowiny, aż stan Nowy Jork zalegalizuje małżeństwa osób tej samej płci.
We wrześniu 2014 r. we włoskiej Perugii Harris i Burtka wzięli ślub. Na uroczystości były obecne dzieci aktorskiej pary - urodzone przez matkę zastępczą czteroletnie wówczas bliźnięta Harper Grace i Gideon Scott.
Subject change: I love Gideon and Harper, and love that they love NYC. pic.twitter.com/zDz5GFjkK5
— Neil Patrick Harris (@ActuallyNPH) kwiecień 6, 2014
"Homofobiczna niepewność"
Harris jest przede wszystkim gwiazdą małego ekranu, ale spełnia się również jako aktor broadwayowski. Za ostatni spektakl, w którym wystąpił, "Hedwig and the Angry Inch" (pol. "Cal do szczęścia"), otrzymał nagrodę Tony dla najlepszego aktora musicalowego. Rola drag queen z Berlina Wschodniego nie była dla niego łatwa, bo - jak o sobie mówi - jest typem, który "przeżył całe życie, będąc zainteresowanym wyłącznie męskością", a nie nosząc szpilki.
- Nie jestem specjalnie zniewieściały, a muszę się w takiego zmieniać, co wzbudza we mnie wiele "homofobicznej niepewności" - opisuje.
"Zaginiona dziewczyna"
Harrisa możemy oglądać w najnowszym filmie Davida Finchera "Zaginiona dziewczyna". Gra tam Desiego Collingsa, bogacza obsesyjnie zakochanego w tytułowej "Zaginionej dziewczynie", psychopatce Amy (gra ją Rosamund Pike). Scenę erotyczną, która kończy się jego śmiercią, poprzedziło tak wiele prób, by z powstałych ujęć udało się złożyć jak najlepszy efekt końcowy.
- Nie chciałbym powiedzieć, że to było automatyczne, bo to sugerowałoby, że intencją nie było bycie seksownym (...). Przez kila dni czułem się jednak dziwnie - opisuje Harris.
Zwierzę sceniczne
Jakim gospodarzem tegorocznej oscarowej gali powinien okazać się Harris? Czego możemy się spodziewać?
Po pierwsze - doświadczenia. Kilkukrotnie, i to z sukcesem, Harrisowi zdarzało się już prowadzić rozdania nagród Emmy i Tony.
Po drugie - zwierzęcia scenicznego. Harris kocha scenę, zarówno wtedy, gdy to na niego kierują się światła reflektorów, jak i wówczas, kiedy jest tylko obserwatorem. W 1987 r., podczas pierwszej wyprawy do Los Angeles, trafił na występ słynnego Cirque du Soleil. I wyszedł z niego odmieniony. Pokaz, w którym ciała akrobatów wydawały się nie podlegać prawom fizyki, zrobił na nim tak duże wrażenie, że 14-letni wówczas Neil długo nie opuszczał namiotu cyrkowego - miejsca, w którym był świadkiem dziania się magii.
- To byli nadludzie, a ja byłem wyczerpany, wyssany z energii. Ręce bolały mnie od klaskania, a twarz - od śmiechu. Zabrałem ze sobą program spektaklu, studiowałem zdjęcia, starając się zapamiętać imię każdego występującego, bo tak byłem zdumiony rozmiarem kreatywności - opowiada.
Aktor i reżyser John Cameron Mitchell tak wspomina swoje pierwsze spotkanie z Harrisem, w 1991 r., kiedy Mitchell grał w musicalu na podstawie powieści Frances Hodgson Burnett "Tajemniczy ogród":
- Chciał być za kulisami i po prostu patrzeć na to, jak to się odbywa - mówi. - On po prostu tam stał, z wielkim uśmiechem na twarzy, podziwiając, jak schodzimy ze sceny i wchodzimy na nią. Występował już w telewizji, więc scena wydawała mu się wspaniałym miejscem. Wyczułem, że to, jak to działa od środka, jest dla niego o wiele bardziej ekscytujące niż bycie na planie telewizyjnym czy filmowym - kontynuuje Mitchell.
Po trzecie: szczypta magii
Aktor zdradza, że uraczy gości sztuczkami, bo jego kolejną miłością jest magia. Wyreżyserował show "Nothing to Hide" (pol. "Nic do ukrycia"), w którym wykonywał niesamowite karciane sztuczki. Wątek ten pojawił się także w kilku odcinkach serialu "Jak poznałem waszą matkę" - zestawem magicznych sztuczek Barney (ekranowe wcielenie Harrisa) m.in. oświadcza się jednej ze swych ukochanych. Zdarza mu się nawet występować w hollywoodzkim Magic Castle, klubie magików i sympatyków magii (niegdyś pojawiali się tam Cary Grant czy Steve Martin).
Po czwarte: ciut autoironii
Można też przypuszczać, że Harris w autoironiczny sposób potraktuje własną osobę, w tym - nawiąże do swej orientacji seksualnej. Że potrafi to robić, pokazała na przykład produkcja "Harold i Kumar: spalone święta", w której zagrał samego siebie. Sugerował, że jego związek z Burtką to nic innego, jak mistyfikacja wymyślona po to, by Harris mógł poderwać - a nawet zgwałcić - więcej kobiet.
- Neil to mądry gość, normalny. No i zabawny. Wiedzieliśmy, że musimy go o to zapytać, ale zdziwilibyśmy się, gdyby nie uznał tego za śmieszne - opowiada Hayden Schlossberg, jeden ze scenarzystów komedii.
Czy gala będzie legen-zaczekajcie-darna?
Jednym z ulubionych powiedzonek Barneya Stinsona, bohatera "Jak poznałem waszą matkę", jest "Legen - wait for it - dary". Czy prowadzone przez Harrisa rozdanie nagród stanie się właśnie legen - zaczekajcie - darne?
Ubiegłoroczne Oscary wysoko postawiły poprzeczkę, także dzięki prowadzącej show Ellen DeGeneres. Impreza dała się zapamiętać m.in. dzięki wspólnemu "selfie", które z inicjatywy Ellen zrobiły z nią sobie gwiazdy obecne na gali. Fotografia od razu znalazła się na twitterowym koncie DeGeneres, gdzie w ciągu kilku godzin pobiła rekord w liczbie ponownych udostępnień, należący wcześniej do Baracka Obamy. Stała się też natchnieniem dla niezliczonych memów. Potem okazało się, że to zaplanowany element kampanii reklamowej, za którą Samsung zapłacił stacji ABC ok. 20 mln dol.
W rozmowie z DeGeneres w środę 18 lutego Harris przyznał, że przez selfie, które podbiło Internet, ma twardy orzech do zgryzienia.
- Spróbuję zrobić coś lepszego - obiecuje.
Jednak jego priorytet to "mieć pewność, że ludziom zgromadzonym w teatrze - tym nominowanym, bardzo zdenerwowanym - będzie się podobało, że będą się czuli szanowani, gdy będzie do nich mówił". A widzowie oglądający galę z domu, w telewizji lub internecie, mają się "czuć tak, jakby mówił właśnie do nich, jakby nie byli wykluczeni z przyjęcia".
Ciężka praca nad byciem zabawnym
Do gali zostało już niewiele czasu, a Harris nadal głowi się nad tym, czym uraczy publiczność.
- Tworzenie jednego żartu to szokująco długi proces. (…). A to wszystko tylko po to, by powiedzieć: pokazałem "parówkę" w "Zaginionej dziewczynie" - opowiada.
Mimo że nad scenariuszem jego wystąpienia pracuje sztab osób, Harris zdaje sobie sprawę z tego, że to na nim ciąży odpowiedzialność.
- Muszę czuć, że to moje show - zaznacza. - Wszystko spadnie na mnie, niezależnie od tego, kto to napisał - dodaje.
Zapraszamy też na wieczór oscarowy w TVN24 i na relację na żywo w tvn24.pl z oscarowej gali w nocy z 22 na 23 lutego
Autor: Martyna Płecha//rzw / Źródło: Out, The Rolling Stone, moviefone.com, The Guardian
Źródło zdjęcia głównego: A.M.P.A.S. | Michael Yada