O jednym mówiono "Laleczka Paul", o drugim "Charyzmatyczny John". Pierwszy był przede wszystkim muzykiem - chciał grać piosenki, które podobałyby się wszystkim. Drugi angażował się w politykę i kochał prowokacje. Różniło ich nawet podejście do kobiet: McCartney uchodził za wzorowego męża, Lennon zdradzał żonę nawet w jej obecności. To konflikt tych osobowości stworzył geniusz The Beatles, a potem go zniszczył.
Sierpień 1969. John Lennon ogłasza swoim kolegom, że odchodzi z zespołu. Ale The Beatles w rozsypce są od dawna. John zaabsorbowany jest współpracą z ukochaną Yoko Ono. Zaś Paul McCartney pisze utwory, które zamiast na płytę grupy, trafiają na jego debiutancki album solowy.
Dwaj liderzy i dwie różne osobowości, z których każda ciągnęła w inną stronę. Koniec Beatlesów był nieunikniony. - Miałem dość bycia muzykiem towarzyszącym dla Paula – wyznał po latach John. I w tym samym artykule "Why The Beatles Broke Up" magazynu "Rolling Stone" z 1970 roku dodał: - Najwyraźniej mogłem być w szczęśliwym związku albo z Beatlesami, albo z Yoko. I wybrałem Yoko. A potem wdowa po Lennonie przez lata uchodziła za tę, która rozbiła największy zespół świata. Ale czy słusznie? - Jeśli obwiniacie mnie za rozpad The Beatles, to jednocześnie powinniście mi być wdzięczni, że pozostał po nich wielki mit, którego nie rozmienili na drobne nagrywając coraz słabsze piosenki – ironizowała w wywiadach.
Rozgrzeszenie dał jej dopiero McCartney. - Z pewnością to nie ona rozbiła grupę. Grupa rozbiła się sama – ogłosił pod koniec ub.r. w wywiadzie, którego udzielił znanemu dziennikarzowi Davidowi Frostowi.
Na początku dzieliło ich wyłącznie... pole golfowe.
Bo konflikt, który doprowadził do rozpadu Beatlesów, był wyłącznie konfliktem na osi Lennon – McCartney. Choć na początku obu muzyków dzieliło wyłącznie... pole golfowe.
Od domu państwa McCartney w Liverpoolu było niewiele ponad 1,5 kilometra do miejsca, gdzie mieszkał Lennon. Pomiędzy było pole do gry w golfa. Chłopcy znali się z widzenia. Ale poznali dopiero w 1957 roku na kościelnym pikniku, na którym 17-letni Lennon występował ze swoim zespołem The Quarrymen. Młodszy o półtora roku McCartney zaczepił kolegę. Połączyła ich nie tylko miłość do rock and rolla, ale coś więcej niż granie.
Obaj pochodzą z podobnych, niezbyt zamożnych rodzin o artystycznych ambicjach. Obaj wcześnie stracili też matki. Mary McCartney umarła na raka piersi, gdy jej syn miał 14 lat. Dwa lata później Julia Lennon zginęła potrącona przez samochód. Rodzinom obu nie podobała się ich wspólna zażyłość. "Nie zadawaj się z tym Lennonem. On wpędzi cię w kłopoty, synu" - przestrzegał McCartneya ojciec. Zaś Paula nie znosiła ciotka Mimi, która wychowywała Johna. "Przychodził do nas i od razu siadał na stole. Zupełnie jakby zawsze chciał patrzeć na wszystkich z góry" - tak po latach będzie wspominać swoją irytację.
Lennon nic sobie z tego nie robił i wciągnął nowego kumpla do składu. Wkrótce we dwóch decydują o obliczu zespołu, który z czasem zmienił nazwę na The Beatles. Zawiązali spółkę autorską i do końca podpisują wszystkie piosenki, nawet te skomponowane solo, w ten sam sposób: Lennon – McCartney.
Ale z czasem, gdy wzrastała beatlemania, wzrastały też waśnie między liderami. Bo Paul McCartney miał to, czego brakowało Johnowi Lennonowi. I na odwrót.
Ten pierwszy był bardziej otwarty na nowości: muzyczne, artystyczne i obyczajowe. Jako pierwszy wyprowadził się z rodzinnego Liverpoolu do Londynu. To on miał wśród całej beatlesowskiej czwórki najbardziej artystyczne zapędy. I to on, a nie Lennon, jako pierwszy zaczął wprowadzać do ich twórczości elementy awangardowe. Jako stały bywalec klubów muzycznych (w latach 60. chodził do nich w przebraniu, podsłuchując, co grają konkurenci, m.in. Pink Floyd), ale także galerii sztuki, stał się tym z Beatlesów, który poprowadził ich w świat muzycznych eksperymentów.
Paul trzyma za rogi barana, John trzyma za uszy… świnię
McCartney przede wszystkim był muzykiem: chciał grać piosenki, które podobałyby się wszystkim i które porywałyby tłumy. Krytycy często wytykali mu nawet zbyt "popowe", obliczone na sukces, brzmienie. Zaś Lennon, uchodzący za niepokornego ducha, angażował się w politykę i słynął z ostrych wypowiedzi, które wpędzały grupę w kłopoty. Czego "ładny Beatles" (jak prasa nazywała Paula) nie znosił, bo z całych sił stronił od kontrowersji.
To po słynnej wypowiedzi Johna, w której prowokacyjnie zażartował, że jego zespół jest bardziej popularny od Jezusa, Ku Klux Klan palił ich płyty. Trasa koncertowa w USA była zagrożona, więc koledzy zmusili go, by wystąpił na konferencji prasowej i publicznie przeprosił. Tuż przed wręczeniem mu Orderu Imperium Brytyjskiego przez królową palił za kulisami marihuanę, a potem w ramach buntu zwrócił odznaczenie. Na jednym z wystawnych przyjęć demonstracyjnie poprosił o chleb z dżemem, typowy posiłek biednej robotniczej rodziny z Anglii.
Gdy McCartney zainteresował się elektroniczną awangardą i muzyką konkretną i jak oszalały komponował kolejne utwory (był bardziej płodnym artystą i to on jest autorem większości ze 160 piosenek sygnowanych również nazwiskiem kolegi ze spółki), Lennon wolał czytać teksty propagatora LSD Timothy'ego Leary'ego, Jamesa Joyce'a i książki o buddyzmie. Ten pierwszy więc wywierał na drugim presję przy wyborze piosenek na strony A kolejnych singli, czemu drugi niechętnie się poddał. A po latach publicznie przyznał, że nienawidzi popularnych piosenek kolegi, jak „Ob-La-Di, Ob-La-Da”.
Z drugiej strony zazdrościł McCartneyowi łatwości w komponowaniu pięknych melodii. Nic dziwnego, że na solowym albumie "Imagine" zaatakował go - w piosence "How Do You Sleep" sparafrazował tytuły piosenek Paula, nazwał jego nową muzykę szmirą i dziwił się, że lata z The Beatles niczego go nie nauczyły. Na dodatek drwił z żony McCartneya, a w książeczce albumu sparodiował okładkę płyty kolegi, na której Paul trzyma za rogi barana. John Lennon na zdjęciu trzyma za uszy… świnię.
Różniły ich nawet kobiety
Ale spór Johna z Paulem miał nie tylko charakter artystyczny. Różniły ich nawet kobiety życia. Paul zawsze uchodził za wzorowego męża. Przez 31 lat małżeństwa z Lindą tylko dziewięć nocy spędzili osobno: kiedy w 1980 roku muzyk został aresztowany na lotnisku w Tokio, bo w jego walizce policja znalazła marihuanę. Czas bez Lindy w japońskim więzieniu uważał za najgorszy w życiu.
John swoją żonę Cynthię zdradzał nawet we spólnym domu. Gdy w 1968 roku wyjechała na wakacje do Grecji, Lennon zaprosił swoją nową fascynację - Yoko Ono - do domu. Najpierw nagrali muzykę na album „Two Virgins", a potem kochali się przez całą noc. Cynthia zastała ich w łóżku. Yoko była w jej szlafroku. John miał powiedzieć do żony: "O, cześć".
Gdy później ożenił się z Ono i doczekał z nią syna Seana, zdradzał żonę nawet w jej obecności. Ale to u jej boku narodził się już zupełnie inny artysta. - Wszystko może nam się udać. Ty jesteś niesamowicie twórcza, a ja jestem niesamowicie bogaty – powiedział jej.
I choć Beatlesi wciąż istnieli, Johna coraz bardziej absorbowały nowe wyzwania. Pisał z Ono antywojenne piosenki, protestował przeciwko wojnie w Wietnamie pod hasłem "Make Love Not War". Podczas miesiąca miodowego przeprowadzili akcję "Bed in for Paece" – po prostu leżeli w łóżku.
Do czasu pojawienia się Yoko, partnerki Beatlesów miały zakaz wstępu do studia nagrań. Nie mogła wejść nawet Linda McCartney, więc w czasie nagrywania płyty "Abbey Road" Paul poinformował kolegów telefonicznie, że nie pojawi się na sesji, bo chce uczcić pierwszą rocznicę spotkania z Lindą. Szczególnie żywiołowo zareagował Lennon. Pojechał do niego i wykrzyczał: "Ja nie odwołuję swoich nagrań z powodu moich rocznic z Yoko. Jak śmiesz sprawiać kłopot tak wielu ludziom?". Po tych słowach zdjął ze ściany obraz (który sam namalował i ofiarował Paulowi) i zniszczył go robiąc dziurę nogą.
Tymczasem, jak wspominał Paul w jednym z wywiadów, problem był jeszcze w czymś innym: "Yoko nie odstępowała Johna na odległość dłuższą niż 2 metry". Co więcej, po jej wypadku samochodowym, John zainstalował dla ukochanej łóżko w studio nagraniowym. Stała się niemal piątym Beatlesem, co irytowało McCartneya. Zresztą zakochany muzyk zażyczył sobie, żeby zwracano się nie do niego, ale do nich obojga - imieniem Johnandyoko.
"Tak naprawdę nie różniliśmy się aż tak bardzo"
Po latach Japonka wyznała: - Myślę, że wielu ludzi interesuje tylko walka. Tak zrodził się stereotyp Yoko i Paula, którzy ciągle się ze sobą kłócą.
On dopiero w ub. r. był gotów ją docenić: - Bez Yoko, która otworzyła Johnowi oczy na awangardę, nie powstałyby nigdy tak wspaniałe piosenki jak "Imagine". To ona pokazała mu zupełnie inną drogę, która okazała się bardzo inspirująca, więc nie można jej za cokolwiek obwiniać - podsumował.
Dziś 71-letni McCartney – który sprzedał ponad 100 milionów albumów i drugie tyle singli i dorobił się majątku w wysokości 680 milionów funtów – jest bardziej wyrozumiały także wobec rywala z zespołu. Choć przyznał niedawno w wywiadzie, że pośmiertny kult Lennona przytłoczył go ("Poczułem, że mało w tym wszystkim znaczę. Tak, jakby John był geniuszem, jedynym prawdziwym talentem w zespole, a ja facetem, który tylko organizował nagrania i załatwiał muzyków"), to szybko potem dodał, że byli sobie niezbędni i tworzyli niepowtarzalny tandem. - Był czas, kiedy uznawano nas za wrogów i przeciwieństwa. Tak naprawdę nie różniliśmy się aż tak bardzo – wyznał.
Autor: amk/tr / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: materiały prasowe