- Byłam przygotowana na śmierć. Co miałam robić? Co noc mi się śniło, że prowadzą mamę, ojca, że stoją i wywołują nas. Raz mi się śniło, że stoi esesman i mnie zagazowuje. Ale nie z góry ten gaz leci, ale ten esesman stoi, ja sama w sali i ten gaz leci na mnie - opowiada Łucja Janosz w rozmowie z Magdą Łucyan, reporterką "Faktów" TVN.
Rozmowy z byłymi więźniami KL Auschwitz-Birkenau powstały w związku z 74. rocznicą wyzwolenia obozu, która przypadała 27 stycznia 2018 roku. Teraz, rok później, z okazji 75. rocznicy tego wydarzenia, przypominamy cykl "Obóz".
Łucja Janosz urodziła się w 1926 roku. We wrześniu 1943 roku trafiła z matką i bratem do KL Auschwitz-Birkenau, prosto do Bloku 11 zwanego Blokiem Śmierci. Miała wówczas 17 lat. Jej numer obozowy to 79875.
Blok Śmierci był pierwszym miejscem, z jakim zetknęła się w obozie. - Tam Ściana Śmierci była i tam rozstrzeliwali do 1943 roku. A później tylko gazowali. Jeszcze tam byłam, jak gazowali. 17 lat miałam, jak mnie zamknęli. Bardzo dużo przeżyłam - wspomina.
- Mnie aresztowali, brata Józka i mamę. Zawieźli nas do Pszczyny do więzienia. Podeszło do mnie trzech mężczyzn i po polsku powiedzieli: "Nie chciałaś braciszka wydać, będziecie wszyscy do góry nogami wisieć". Rozpłakałam się wtedy. Po wszystkich przesłuchaniach przewieźli nas do Oświęcimia. Byłam pewna, że pójdę na śmierć, tym bardziej że brat zastrzelił Niemca, gestapowca – wyznaje pani Łucja.
Była przekonana, że zginie, ponieważ działała w ruchu oporu, była łączniczką. – Byłam na sto procent pewna, że na śmierć pójdę i całą naszą rodzinę wykończą – dodaje.
Była więźniarka Birkenau w rozmowie z reporterką "Faktów" TVN przywołuje obrazy z obozu, jakie utkwiły jej w pamięci. Mówi, że pamięta, jak obok jednego z baraków leżał stos zwłok i jak te zwłoki wrzucano na ciężarówkę, jedne po drugich. – To były tylko kości, obgryzione zresztą przez szczury. Wygryzione były. Stało tam dwóch chłopców – może siedem i dziewięć lat. Strasznie płakali. Widzieli matkę i strasznie płakali – opowiada pani Łucja poruszona wspomnieniem.
- Każdego śmierć mogła spotkać – dodaje. – Kobiety umierały z wycieńczenia. Nie dostałam ani jednej paczki. Nic. Stale człowiek był głodny. Strasznie. Głód był okropny – podkreśla. Ale jak zaznacza, jeszcze gorzej było w Eberswalde, w tak zwanym podobozie. – Tam był taki głód... Gorzej było niż w Oświęcimiu. W Oświęcimiu na Brzezince była gęsta, zagęszczana zupa. A tam? Tam nie było nic - wyjaśnia.
- Jak nam dawali chleba trochę w sobotę w południe, to [kolejną – przyp. red.] porcję chleba dostawałyśmy dopiero w poniedziałek. Całą niedzielę nic nie jadłyśmy. Byłam taka głodna - i to z ręką na sercu mówię prawdę – narwałam sobie zwykłej trawy spod drutów, poszłam do koleżanki, żeby ciepłą wodą zalała. Tę trawę zjadłam. Nie wiem już, jak ona smakowała – mówi ze łzami w oczach.
- Nie miałam już siły chodzić, byłam tak wyczerpana - opowiada pani Łucja, wspominając sam koniec swojej gehenny. - Jeszcze tydzień, dwa, chyba bym się wykończyła – dodaje.
Była więźniarka Auschwitz-Birkenau zaapelowała do młodego pokolenia, żeby "jeden drugiemu pomagał". – Żeby ludzie nie byli wobec siebie złośliwi. Żeby życzyli wszystkiego najlepszego jeden drugiemu – wymieniała. – Życie jest jedno, każdy chce żyć na świecie – podkreśliła Łucja Janosz.
Autor: tmw\kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24