"Szybcy i wściekli 8" w reżyserii Felixa Gary'ego Graya, kolejny film z kultowej serii, w pierwsze trzy dni od premiery zarobił 532,5 mln dolarów, ustanawiając tym samym nowy rekord otwarcia wszech czasów. Wcześniej należał on do VII epizodu "Gwiezdnych wojen" (529 mln dolarów). Tym razem do znanych fanom bohaterów granych m.in. przez Vin Disela i Dwayne'a Johnsona, dołączyła piękna Charlize Theron w roli głównej antagonistki oraz coraz bardziej popularny Scott Eastwood, syn wielkiego Clinta.
Niespodzianki wielkiej nie było, ten film skazany był na finansowy sukces, choć wydawać się mogło, że "Gwiezdnych wojen" tak szybko nie przeskoczy żaden tytuł. Tymczasem kolejna opowieść o mistrzach kierownicy i napadów, już pierwszego dnia zaliczyła rekord. Dalej było jeszcze lepiej.
Co ciekawe w samej Ameryce film zarobił "zaledwie" 100 mln z oszałamiającej kwoty, resztę zgarnął poza granicami USA, z czego aż 190 mln w Chinach. Niemal z każdym, kolejnym hollywoodzkim blockbusterem potwierdza się teza, że nie istnieje dla nich lepszy rynek zbytu od azjatyckiego.
"Szybcy i wściekli 8" (w polskich kinach od jutra), weszli na ekrany w wielkanocny weekend aż w 63 krajach na całym świecie. W 17 z nich pobili rekord największego otwarcia w historii, a w 32 także rekord największego otwarcia tej popularnej serii.
Film tym razem wyreżyserował F. Gary Gray na podstawie scenariusza Chrisa Morgana. Występują jak zwykle: Vin Diesel, Dwayne Johnson, Michelle Rodriguez, zaś dokoptowanie do tego grona zjawiskowej Charlize Theron, z pewnością również ma udział w rekordzie.
16 lat ewolucji
Wszystko zaczęło się w 2001 roku, kiedy po przeczytaniu artykułu Kena Li o policjancie przenikającym do grupy organizującej nielegalne wyścigi samochodowe, Rob Cohen postanowił nakręcić film. Oczywiście po pewnych modyfikacjach. Jako szef samochodowego gangu Dominic Toretto natychmiast obsadzony został Vin Diesel, ale już do roli policjanta Briana, mającego wejść do gangu Dominica i odkryć, kto okrada ciężarówki, chętnych było wielu. Choćby Christian Bale, wtedy u początku kariery. Cohen wybrał jednak pięknego blondyna o magnetycznym spojrzeniu - niemal zupełnie nieznanego jeszcze Paula Walkera, a ten natychmiast stał się ulubieńcem damskiej części widowni.
Sam film zachwytu nie wzbudził, a złośliwi nazwali go kinem sensacyjnym dla geriatryków, tak niemrawo toczyła się akcja i tak śmieszyło aktorstwo Vina. W pamięci zostawał jedynie mający to "coś" młodziutki Paul Walker i jego piękna wybranka. Dziś ten film ogląda się, jak relikt czasów dawno minionych, ale następne części, to było już kompletnie inne kino. Zmieniali się także reżyserzy, choć trzon aktorski pozostał niezmieniony, (prócz części trzeciej), mimo iż dołączały do niego kolejne duże nazwiska.
Drugi film reżyserował twórca "Chłopaków z sąsiedztwa" John Singleton i było nieźle, choć gigantycznego sukcesu serii jeszcze nic nie zwiastowało. W dodatku trzeci film kompletnie różnił się od dwóch poprzednich, zniknął Walker, reżyserował Tajwańczyk, zaś głównego bohatera zagrał dawny model Lucas Black. Serie odświeżono, podobnie jak samochody, którymi ganiali bohaterowie, bo o fabule trudno w ogóle mówić. W dodatku był to prequel, nie sequel, czyli nie kontynuacja, ale opowieść o tym, co było przed wydarzeniami z części poprzedniej.
Ale w kolejnym czwartym filmie wrócili na szczęście Paul Walker i Michelle Rodriguez, zaś piąty był już jego najprawdziwszą kontynuacją. Porzucono świecące neonami podwozia, a wyścigi zaczęły ustępować miejsca wymyślnym napadom. Stało się jasne, że cechy serii to fabuła prosta, jak konstrukcja parasola i wyczyny bohaterów, przeczące wszelkim prawom fizyki. Zwłaszcza po dołączeniu do obsady Dwayne Johnsona, zapaśnika samoańskiego pochodzenia.
Słowem-efekciarstwo ponad wszystko, ale połączone jednak z puszczaniem oka do widza, który bawił się wybornie. Rzecz jasna nie do każdego. Część szósta także trzymała się sprawdzonej konwencji.
Kiedy kończono prace nad siódmą wydarzył się dramat.
Śmierć Walkera a "show must go on"
W listopadzie 2013 roku prace nad siódmym filmem serii dobiegały już końca. Walker był u szczytu popularności, zasłynął też jako założyciel wielu organizacji charytatywnych -choćby na rzecz ofiar trzęsienia ziemi w Haiti. 30 listopada 2013 roku Walker brał udział w takiej aukcji charytatywnej organizacji Reach Out Worldwide. Wraz z Rogerem Rodasem, jego doradcą finansowym i współzałożycielem organizacji, wybrał się na przejażdżkę Porsche Carrerą GT, stanowiącym główną atrakcję aukcji. Kierujący samochodem Rodas stracił panowanie nad maszyną, która uderzyła w latarnię i w drzewo, a następnie stanęła w płomieniach. Obaj zginęli na miejscu.
Wraz ze śmiercią Walkera wydawało się, że seria skończy się właśnie na 7 części, bo aktor zdążył zagrać większość swoich sekwencji. W niezrealizowanych scenach z granym przez niego Brianem zagrali go jego bracia - Caleb i Cody, na których sylwetki na etapie postprodukcji cyfrowo naniesiono twarz Walkera. Do wszystkich motoryzacyjnych szaleństw, będących znakiem rozpoznawczym filmu dołożono tezę o wyższości rodziny nad szaleństwem, i o sile prawdziwej przyjaźni, która zwycięża śmierć. Elegijny nastrój, jaki chwilami brał górę nad kinem rozrywkowym, i wzruszające pożegnanie kolegi z planu przyczyniły się do sukcesu filmu.
W części ósmej (i zapewne nie ostatniej) od pochwały przyjaźni i rodziny, mamy gwałtowny przeskok do... zdrady. Grany przez Vina Dominik zdradza ludzi mu najbliższych, w tym świeżo poślubioną żonę. Bo pojawia się Ona. Tajemnicza kobieta, grana przez Charlize Theron - hakerka, równie genialna, co niebezpieczna, która wciąga go w świat, z jakiego nie ma ucieczki. Wszystkich czeka czas pełen prób, nieobecnych dotąd w serii. I jak zwykle przemierzanie świata w walce dobra ze złem, gdzie na szczęście ten podział jest czarno-biały.
Zapewne fanom Walkera brakuje postaci Briana. Po części kimś na jego podobieństwo jest grany przez Scotta Eastwood tajny agent, mimo swojej profesji - zwyczajny, ciepły facet. Na tle mistrzów kierownicy i sztuk walki o nadludzkich mocach, aż za bardzo zwyczajny.
Czy polscy widzowie dołożą się znacząco do kasowego rekordu ósmego filmu kultowej serii? Jeśli nie spróbują go traktować zbyt serio, a wręcz przeciwnie - jako ucieczkę od rzeczywistości i wyłącznie szaloną zabawę, zapewne tak.
Autor: Justyna Kobus / Źródło: "Variety", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: UIP