- Jeśli Bernard Arnault działa w Belgii bez prawdziwego adresu musimy to zgłosić francuskim organom podatkowym - zapowiedziało belgijskie ministerstwo finansów. Odniosło się w ten sposób do śledztwa dziennika "De Tijd", z którego wynika, że najbogatszy Francuz, który stara się o obywatelstwo tego kraju, dziesięć swoich spółek imperium luksusu LVMH zarejestrował w zwykłym budynku mieszkalnym na obrzeżach Brukseli, co traktuje jako "skrzynkę pocztową dla swojej działalności".
We Francji ponownie zawrzało. Po aferze z aktorem Gérardem Depardieu, krytykowanym przez rodaków za decyzję o opuszczeniu Francji z powodu wysokich podatków, wróciła sprawa najbogatszego Francuza, który o obywatelstwo sąsiedniej Belgii wystąpił już latem.
Belgijski dziennik "De Tijd" opublikował materiał, z którego wynika, że Bernard Arnault, prezes największego na świecie koncernu dóbr luksusowych LVMH (skupiającego ponad 60 marek, m.in. domy mody Louis Vuitton, Givenchy i Dior), dziesięć swoich spółek zarejestrował pod adresem w zwykłym budynku mieszkalnym na obrzeżach Brukseli. To 4-piętrowy skromny blok w dzielnicy Schaerbeek, gdzie mieszka wielu imigrantów, zwłaszcza z Turcji i z Maroka, w mniejszym stopniu z Polski.
Tutaj - zdaniem "De Tijd" - biznesmen zlokalizował firmy warte 7 miliardów euro, m.in. Peigné Invest GMBI, Courtinvest, Pilinvest.
- Nikogo tu nie zauważyłem. To nie jest rejon miliarderów - dziennik cytuje jednego z mieszkańców bloku.
Wniosek o obywatelstwo Belgii odrzucony
Choć belgijski minister finansów Steven Vanackere nie chciał skomentować tych doniesień, tłumacząc, że "nie zajmuje się indywidualnymi przypadkami", głos zabrał sekretarz stanu ds. zwalczania nadużyć finansowych w ministerstwie. - Jeśli Bernard Arnault działa w Belgii bez prawdziwego adresu i traktuje to wyłącznie jako skrzynkę pocztową dla swojej działalności, musimy zgłosić ten fakt francuskim organom podatkowym - powiedział "De Tijd" John Crombez.
Ta wypowiedź nie mogła być gorsza dla 63-letniego miliardera, którego wniosek o belgijskie obywatelstwo dostał niedawno negatywną opinię z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, co jednocześnie doprowadziło do zbadania własności Arnault posiadanych w Belgii.
- Jesteśmy zaskoczeni tymi zarzutami. Wszystkie nasze działania są całkowicie zgodne z przepisami podatkowymi Belgii oraz z prawem międzynarodowym - tak rzecznik LVMH skomentował doniesienia belgijskiej prasy.
Belgia jak chłopiec do bicia?
"Emigracja" Arnaulta i Depardieu - którzy chcą uciec od 75-procentowego "antykryzysowego" podatku dochodowego, który mieliby przez dwa lata płacić wszyscy, którzy zarabiają ponad milion euro rocznie - podzieliła kraj. Według sondażu Harris Internactive, 56 proc. Francuzów nie popiera ich przeprowadzki, a głosy podzielone są według klucza politycznego - ich decyzję źle ocenia 90 proc. wyborców lewicy i tylko 26 proc. prawicy.
Zamieszanie wywołało też reakcję prezydenta Francois Hollande'a, który stwierdził, że trzeba "renegocjować umowy podatkowe między Francją i Belgią". Inni mówią wprost o konieczności harmonizacji podatków.
Głos zabrał też szef belgijskiego MSZ, Didier Reynders. - Nie rozumiem, dlaczego Belgia traktowana jest jak chłopiec do bicia. Nie zrobiliśmy niczego, by przyciągnąć jakiegokolwiek francuskiego obywatela - stwierdził.
Król luksusu z listy najbogatszych
Osobisty majątek Arnaulta, czwartego na liście najbogatszych ludzi świata, szacowany jest przez magazyn "Forbes" na 41 miliardów dolarów.
Jego Moët Hennessy Louis Vuitton (LVMH) to imperium luksusu, które zarabia m.in. na ubraniach, torebkach, zegarkach, winach, biżuterii i kosmetykach. Do koncernu należą takie modowe marki, jak Christian Dior, Givenchy, Céline, Louis Vuitton, Marc Jacobs, Kenzo i Fendi; firmy produkujące najbardziej renomowane marki szampanów, m.in. Moët & Chandon, Dom Prignon i Krug; firmy jubilerskie Chaumet i Bulgari oraz producenci zegarków, m.in. TAG Heuer.
Francuz jest też udziałowcem sieci supermarketów Carrefour, których zakup pięć lat temu w znacznej mierze powiększył jego majątek. Posiada także m.in. wyspę Indigo Island położoną na Bahamach (jej wynajem kosztuje 300 tys. dolarów za tydzień), a także hotel Cheval Blanc w narciarskim kurorcie Courchevel.
W ubiegłym roku obroty jego koncernu wzrosły o 12 procent, czyli o 20 mld euro.
Autor: Agnieszka Kowalska\mtom / Źródło: De Tijd, Le Monde, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: LVMH