Zbuntowane dziewczęta z ekscentrycznej szkoły kontra sztywne i nudne zasady, kradzież dzieła sztuki, ale w szczytnym celu i brzydkie kaczątko zmieniające się w łabędzia. Znacie? Znamy! Ale posłuchajcie, tym razem w filmie "Dziewczyny z St. Trinian". Albo lepiej nie.
St. Trinan to dość nieszablonowa szkoła dla młodych dam. Na chemii pędzi się tam bimber, na ekonomii - go sprzedaje, na hiszpańskim uczy jakże przydatnych zdań w rodzaju "to nie jest moja walizka, w życiu nie widziałam jej na oczy", a regulaminowe mundurki kończą się w połowie ud. Uczennice robią co chcą, nauczyciele się nie przejmują, a całym tym radosnym chaosem zarządza ekscentryczna dyrektorka Camilla (Rupert Everett w blond peruce).
Bezstresowej edukacji niegrzecznych dziewczynek grozi jednak smutny koniec - z jednej strony ukrócić ją chce nowy minister edukacji (Colin Firth), a z drugiej bank domaga się spłaty pół miliona funtów długu. Jednak uczennice St. Trinian nie poddadzą się bez walki…
Powtórka z rozrywki
Największą wadą filmu "Dziewczyny z St. Trinian" Olivera Parkera i Barnaby'ego Thompsona jest to, że jest on zwyczajnie głupi, a do tego bez wdzięku powtarza motywy, które w kinie tzw. młodzieżowym są ograne do cna. Jest outsiderka, która musi przekonać do siebie grupę. Jest zagrożenie, które jednoczy słabszych przeciw silniejszemu, i chytry acz nieszablonowy plan - w tym przypadku kradzież słynnego obrazu przez młodociane uczennice - który ma uratować sytuację. Jest pochwała twórczej anarchii, “niegrzeczności” i buntu, zderzona ze sztywnością formalnych reguł i ich wykonawców.
Jest wreszcie entuzjastyczna wykładnia jakże amerykańskiej zasady "chcieć to móc", która przenosi góry, a nawet najgłupszej blondynce pozwala wystartować w quizie wiedzowym. O ile, oczywiście, uwierzy w siebie i założy rogowe okulary od YSL. Ta sama blondynka jest zresztą autorką najzabawniejszego tekstu w filmie. Gdy szkolna liderka (Gemma Arterton, najnowsza dziewczyna Bonda) prezentuje koleżankom cel kradzieży - obraz "Dziewczyna z Perłą" Vermeera - dziewczęciu wyrywa się westchnienie: - Mamy ukraść Scarlett Johansson?
Film dla fanów mangi i lolitek
Wszystko to może i było oryginalne i wywrotowe w 1954 roku, kiedy to powstawał pierwszy film o dziewczynach z St. Trinian (ten jest szósty z kolei), ale w roku 2008 wywołuje tylko irytujące wrażenie, że to wszystko już widzieliśmy, w dodatku w lepszym wydaniu.
Ponadto ciężko jest określić grupę docelową “Dziewczyn z St. Trinian”. Z jednej strony fabuły, złożonej z upchniętych bez ładu, składu i logiki klisz, nie kupi nawet średnio rozgarnięty ośmioletni koneser kina familijnego typu “Kevin sam w domu” czy “Mali Agenci”. Z drugiej jawne nasycenie przekazu seksem - z upodobaniem powtarzane zbliżenia na pończochy wystające spod krótkich spódniczek nastolatek czy mocno dwuznaczne dialogi - wskazywałby na dużo starszego odbiorcę.
W sumie film - a i to tylko ze względu na oprawę wizualną - bez zastrzeżeń można polecić jedynie koneserom lekko erotycznej mangi oraz licealistkom szukającym inspiracji do stylu na lolitkę. Cała reszta powinna się trzymać z daleka.
Źródło: tvn24.pl, policja KSP
Źródło zdjęcia głównego: materiały dystrybutora