Rok 2013 w kinie zapowiada się wręcz fantastycznie. Branżowe magazyny prześcigają się w typowaniu przyszłorocznych wydarzeń, a jest z czego wybierać. Wśród najczęściej wymienianych tytułów są "Django" Tarantino, "Lincoln" Spielberga, "Wróg numer 1" Bigelow, "Les Miserables. Nędznicy" Hoopera. W Polsce, nawet gdyby nie okazał się artystycznym sukcesem i tak filmem roku będzie "Wałęsa" Wajdy. Ale najpierw czeka nas premiera "Drogówki" Smarzowskiego.
Rok 2012 był łaskawy dla kina - zarówno w kraju jak na świecie. W przeciwieństwie do 2011, który wypadł blado, tegoroczne Oscarowe zmagania mogą okazać się prawdziwa bitwą. Z większości rankingów wynika, że Europa najbardziej czeka na „Django” Tarantino, który trafi do nas już za dwa tygodnie.
Niewolnictwo w stylu spaghetti
Tym razem mistrz gatunkowego kina, nakręcił spaghetti-western (gatunek, który cechują nie tylko nihilizm moralny i czarny humor ale też wyjątkowa brutalność), z gwiazdorską obsadą. Fabuła nie jest zbyt skomplikowana, ale jak wiadomo, u twórcy "Pulp Fiction" najbardziej liczy się forma.
Oto więc łowca nagród Schultz (Christoph Waltz) i czarnoskóry niewolnik Django (Jamie Foxx), wyruszają w podróż, aby odbić żonę tego ostatniego z rąk plantatora Calvina (Leonardo DiCaprio). Schultz jest właśnie na tropie niebezpiecznych braci Brittle i tylko Django może go do nich zaprowadzić. Łowca obiecuje, że zwróci mu wolność po schwytaniu braci. I dotrzymuje słowa. Teraz już Schultz i Django mają jeden cel: odnaleźć i uratować żonę byłego niewolnika.
Ciąg dalszy filmu dzieje się już na plantacji Calvina. Django z partnerem odkrywają, że dzieją się tam rzeczy straszne. Niewolnicy szkoleni są do walk między sobą przez trenera (Kurt Russell), by potem wykrwawiać się na śmierć dla widzimisię plantatora. I tu Tarantino miał okazję, by dać upust zamiłowaniu do krwawych jatek. Skorzystał z niej na tyle przekonująco, że znów rozpętał dyskusję o zabawie w przemoc na ekranie. Ba, wywołał protesty.
Spike Lee np. oświadczył publicznie, iż nie zamierza oglądać filmu Tarantino, bo niewolnictwo nie jest tematem na spaghetti-western. Jego zdaniem, to tragedia porównywalna z Holokaustem, a jego przodkowie byli niewolnikami, wykradzionymi z Afryki. Nie obejrzy więc filmu przez pamięć o nich. My jednak nie pójdziemy jego śladem. Zdaniem krytyków zza oceanu to najlepszy obraz Tarantino od czasu "Pulp Fiction".
Ponoć Di Caprio tym razem wzbił się na wyżyny aktorskiego kunsztu - i jako psychopatyczny plantator ma oscarową nominacje w kieszeni.
Między wielką historią a terroryzmem
O ile Tarantino funduje nam wytrawną rozrywkę, o tyle w kinie bardziej serio, prym będą wiodły dwa tytuły "Lincoln" Stevena Spielberga i "Wróg numer 1" Katharyn Bigelow. Filmy idą łeb w łeb zarówno w oscarowych typowaniach, jak też w box officach. Oba - jak to bywa w przypadku szykowanych do Oscara tytułów - weszły do kin przed paroma dniami, oba maja fantastyczne recenzje i wiemy o nich niemal wszystko.
Nie będzie więc zaskoczeniem, gdy konserwatywna Akademia wskaże jednak 24 lutego, na dzieło naszpikowane obrazami z przełomowych momentów amerykańskiej historii. Na "Lincolna" Stevena Spielberga. Zwłaszcza, że obraz wymieniany jest jako najważniejsze obok "Listy Schindlera" i najbardziej udane dzieło Spielberga.
Historia najważniejszego zdaniem Amerykanów prezydenta, a w zasadzie jej fragment- tuż przed zniesieniem niewolnictwa, zawiera to wszystko, co najbardziej kochają akademicy. Mamy więc niebywale, bohaterskie czyny, wielką historię z mitem założycielskim Ameryki w tle, jednego z najwybitniejszych współczesnych aktorów – Daniela Day-Lewisa w roli tytułowej. No i tragiczne zakończenie, za które daje się Oscary. Czy Europa przyjmie "Lincolna" równie gorąco, jak jego własna ojczyzna - przekonamy się niebawem.
Dla odmiany "Wróg numer jeden" Bigelow osnuty został wokół wydarzeń z najnowszej historii. Opowieść o polowaniu na Osamę Bin Ladena, trzymająca w napięciu jak najlepsze thrillery, perfekcyjnie zrealizowana, w Europie oczekiwana jest z nie mniejszą niecierpliwością jak "Lincoln".
Jessica Chastain jako agentka CIA na pewno zdobędzie oscarową nominację, jeśli nie złotą statuetkę. Co do samego filmu-jak wybitny by nie był- budzi wielkie kontrowersje. Głównie z powodu dopuszczenia twórców do tajnych materiałów FBI. Kontrowersji zaś - w przeciwieństwie do Europy – Ameryka nie lubi, tym bardziej Akademia. Kto pamięta rok 2006 i genialne "Brokeback Muntain" Anga Lee, pominięte na rzecz politycznie poprawnego "Miasta gniewu", wie w czym rzecz. Dodajmy, że na punkcie tego pierwszego Europa oszalała, drugi przyjęła obojętnie.
Od Wiktora Hugo po nimfomankę
Na wspomnianych tytułach zza oceanu, nie kończą się jednak oczekiwania fanów kina Anno Domini 2013. Z półki zwanej Hollywoodem, nie sposób pominąć ciepłego jeszcze musicalu Toma Hoopera "Les Miserables. Nędznicy" – muzycznej adaptacji głośnej prozy Wiktora Hugo. To również liczący się kandydat do któregoś z głównych Oscarów, z obsadą, która zwala z nóg najbardziej odpornych. W głównych rolach pojawiają się bowiem Hugh Jackman, Russell Crowe oraz Anne Hathaway i Helena Bonham Carter. Hooper to reżyser oscarowego "Jak zostać królem", który sprawdza się w każdym gatunku. Zrealizowana z rozmachem kinowa wersja jednego z najważniejszych musicali w historii londyńskiego West Endu, właśnie podbija Amerykę, a 25 stycznia dotrze do nas.
Historia dawnego galernika (Jackman), którego ściga obsesyjnie przestrzegający prawa inspektor (Russell Crowe), w czasach przedrewolucyjnego Paryża, z pewnością i na Starym Kontynencie będzie wydarzeniem. Gdy zaś mowa o adaptacjach literackiej klasyki, wśród oczekiwanych tytułów mamy jeszcze nową wersję "Wielkiego Gatsby’ego" z Leonardo DiCaprio w roli tytułowej. Czy dorówna kreacji Roberta Redforda sprzed wielu lat, dowiemy się w połowie roku. DiCaprio partneruje Carrey Mulligan.
W br. czeka nas też kolejny, filmowy skandal Duńczyka Larsa von Triera. Reżyser, który zafundował nam po "Antychryście" także thriller w realu, mówiąc, że rozumie Hitlera, nakręcił zapowiadane porno. I jak zdradzają jego aktorzy realizował je techniką typową dla filmów pornograficznych. Ma być więc wulgarnie i bezwstydnie. Co von Trier, który w Europie pali za sobą kolejne mosty, chce osiągnąć - pozostaje tajemnicą. Opowieść o 50 latach z życia tytułowej "Nimfomanki" (Charlotte Gainsbourg ), należy jednak do bardziej oczekiwanych produkcji nowego roku.
Czekając na arcydzieło
Sędziwi filmowcy powiadają, że w kinie liczą się tylko te lata, w których twórcy darują światu arcydzieła. Obrazy spełnione w każdym calu, porażające siłą przekazu, ponadczasowe. Rok miniony zaowocował takim obrazem. Wybitnym, już zaliczanym do klasyki światowego kina. Mowa oczywiście o "Miłości" Michaela Hanekego, która zapewne przypieczętuje festiwalowy maraton nagród, Oscarem. Co najmniej jednym. Ta opowieść o miłości, która potrafi oswoić cierpienie, a nawet śmierć, znana jest dobrze polskim widzom.
O filmie nad którym obecnie pracuje Haneke, nie razie nie wiemy nic. To reguła w przypadku obrazów europejskich, stąd wśród zapowiedzi na rok 2013 głównie amerykańskie tytuły, o których reklamę producenci dbają długo przed wejściem do kin. Z przecieków wiemy, że będzie to thriller psychologiczny, podobnie jak inny, znakomity obraz Hanekego "Ukryte". Ale to wiadomość niepotwierdzona. "Współczesny Bergman" od czasu "Pianistki", poprzez "Białą wstążkę", aż po "Miłość", realizuje jednak wyłącznie obrazy wielkie. Czekamy więc i w roku 2013 na kolejne arcydzieło.
Na koniec filmowy dwugłos z rodzimego podwórka. Nikt, kto śledzi wydarzenia na naszym rynku filmowym, nie ma wątpliwości, że "Wałęsa" Andrzeja Wajdy, oparty na scenariuszu Janusza Głowackiego, to polski obraz numer jeden w 2013 roku.
Film, który wedle zapowiedzi reżysera, ma być próbą pokazania przemiany zwykłego robotnika w charyzmatycznego przywódcę, z pewnością wzbudzi ogromne emocje. Nawet gdyby nie okazał się sukcesem artystycznym, z uwagi na budzącą wielkie kontrowersje postać głównego bohatera (w tej roli Robert Więckiewicz), będzie analizowany i rozkładany na czynniki pierwsze.
Na premierę "Wałęsy" poczekamy jednak jeszcze kilka miesięcy. Wcześniej porcja zupełnie odmiennego kina, ale również twórcy z górnej półki. "Drogówka" Wojciecha Smarzowskiego - twórcy znakomitej "Róży" i "Domu złego" - to osadzona w realiach współczesnej Warszawy opowieść o policjantach, i wszechobecnej korupcji. O filmie bardzo wiele mówi znakomity zwiastun, namawiamy więc do jego obejrzenia. Jeśli cały obraz prezentuje taki poziom, Smarzowski znów trafił w 10.
Autor: Justyna Kobus//kdj / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: materiały prasowe, tvn 24