Wybitny polski reżyser, scenarzysta i aktor Jerzy Skolimowski został ogłoszony tegorocznym laureatem Polskiej Nagrody Filmowej Orły za osiągnięcia życia. 84-letni zdobywca canneńskiej Złotej Palmy oraz Złotego Lwa w Wenecji będzie w tym roku reprezentował Polskę w Cannes w głównym konkursie z filmem "Eo".
Prezydent Polskiej Akademii Filmowej Dariusz Jabłoński ogłaszając nazwisko laureata Orła za osiągnięcia życia podkreślił, że statuetka trafia do rąk człowieka, "którego filmy budowały nas wszystkich".
- Takie tytuły jak "Bariera", "Rysopis" , "Ręce do góry", po których Jerzy Skolimowski nie mógł już dalej tworzyć w ojczyźnie i musiał wyjechać na Zachód, stały się wizytówką kolejnego twórcy wschodnioeuropejskiego, dla którego miejsce urodzenia stało się powodem wielkich problemów - zwrócił uwagę Jabłoński.
Prezydent Polskiej Akademii Filmowej przypomniał także, że Skolimowski w przeszłości wielokrotnie był laureatem Orłów, a za obraz "Essential Killing" został uhonorowany Polską Nagrodą Filmową dla najlepszego filmu.
Artysta totalny
Jerzy Skolimowski od momentu debiutu należy do największych osobowości polskiego kina, a także szeroko rozumianej sztuki. Reżyser, scenarzysta i aktor, ale również malarz i poeta, nigdy nie ulegał trendom i modom - zawsze chodził własnymi drogami.
W wieku dwudziestu kilku lat był już pisarzem, autorem kilku tomików wierszy i opowiadań. Nic więc dziwnego, że nim zajął się reżyserią, zadebiutował jako scenarzysta, współautor ważnych filmów.
Pierwszym byli "Niewinni czarodzieje" Andrzeja Wajdy. Skolimowski napisał do niego scenariusz wspólnie z wielkim pisarzem Jerzym Andrzejewskim. Drugim - pierwszy polski film nominowany do Oscara: "Nóż w wodzie" Romana Polańskiego.
To pod wpływem Wajdy i Polańskiego Skolimowski, studiujący wówczas etnografię, postanowił zdawać do łódzkiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej. W czasie gdy u nas święciła triumf szkoła polska, on zaczął robić kino nazwane potem "polską nową falą" na wzór francuskiego pierwowzoru. Porównywano jego wczesne filmy, które zachwyciły Europę, do dzieł Godarda czy Antonioniego.
Niektórzy nawet tytułowali go polskim Antonionim. Tak jak on, opowiadał o niemocy, emocjonalnej niedojrzałości, mieszał dokument z poezją i fikcją.
Debiut fabularny Skolimowskiego był równie oryginalny jak wszystko, co miał potem nakręcić. Reżyser połączył w jeden film realizowane na przestrzeni kilku lat etiudy. Tak powstał "Rysopis", w którym wystąpili jego przyjaciele ze studiów, przyszła żona i zarazem gwiazda polskiego kina Elżbieta Czyżewska, a także sam Skolimowski w głównej roli. Grał chłopaka, który przerywa studia, bo wpada na absurdalny pomysł, by pójść do wojska. Dalsze jego losy pokazał w "Walkowerze".
W tych filmach Skolimowski patrzy na rzeczywistość PRL z pozycji outsidera. Nie bierze w niej udziału. Nikt nie miał wątpliwości, że to filmy autobiograficzne, do tego stopnia, że w kolejnym "czynniki opiniotwórcze" wymogły na nim rezygnację z roli aktora. W "Barierze" wystąpił już Jan Nowicki. W 1967 roku młody reżyser, o którym było już głośno, a jego filmami zachwycał się Godard, nakręcił "Ręce do góry". Obraz, który, jak sam mówi, zdemolował mu życie i zmusił do wyjazdu z Polski.
"Ręce do góry" to rozliczenie z latami stalinizmu, pokazujące spustoszenie, jakiego dokonał on w młodych, niegdyś pełnych idealizmu ludziach. Dla komunistycznych władz film był nie do przyjęcia. Szczytem wszystkiego była scena z transparentem, na którym studenci naklejają Stalinowi przez pomyłkę czworo oczu. Film został zatrzymany przez cenzurę, a gdy reżyser zagroził, że wyjedzie z kraju, jeśli nie wejdzie do kin, usłyszał: szerokiej drogi.
- Następnego dnia przysłano mi do domu paszport, co było ewenementem i jasnym sygnałem. Po prostu wypchnięto mnie z kraju. Wyjechałem w 1969 roku - opowiadał mi Skolimowski w osobistym bardzo wywiadzie, i podkreślał: - Gdybym nie został zmuszony do emigracji, nadal robiłbym tu takie filmy. Nawet najbardziej intratna propozycja finansowa nie skusiłaby mnie do kręcenia innych.
Dwóch synów reżysera przyszło już na świat poza krajem.
Osobny i niepokorny
Pierwszym filmem Skolimowskiego nakręconym za granicą był "Start" - obraz, za który reżyser odebrał Złotego Niedźwiedzia na Berlinale, pełen świetnych, błyskotliwych rozwiązań formalnych. Po nim było "Na samym dnie" - poruszająca historia uczucia nastolatka do dojrzałej kobiety. Wreszcie, już dekadę później, "Fucha" z Jeremym Ironsem w głównej roli - historia polskich robotników remontujących zamożnemu rodakowi dom w Anglii. Jeden z nich dowiaduje się, że w kraju wprowadzono stan wojenny i ukrywa to przed kolegami. Obraz otrzymał Złotą Palmę za najlepszy scenariusz w Cannes.
Choć ceniony i nagradzany, wierny kameralnym, autorskim filmom reżyser nie zarabiał za granicą kokosów. Szanse na zmianę sytuacji pojawiły się po przyjeździe do Ameryki.
Pierwszym obrazem, który tam zrealizował, były kostiumowe, średnio udane "Przygody Gerarda" z wielkimi gwiazdami - Claudią Cardinale i Elim Wallachem. Nie było to jednak kino, jakie chciał kręcić Skolimowski. Nie był nim też pełen gwiazd, świetnie przyjęty dramat "Latarniowiec" - z Klausem Marią Brandauerem i Robertem Duvallem, choć zdobył Nagrodę Specjalną Jury w Wenecji. Wiele lat później, w 2016 roku, Skolimowski odebrał w Wenecji Honorowego Złotego Lwa za całokształt dokonań.
Pozycja polskiego twórcy na amerykańskim rynku sukcesywnie umacniała się. Kupił dom na wzgórzu w Malibu, w którym odgrodził się od zgiełku Hollywoodu. Ale najpierw przyszła propozycja adaptacji powieści ("miernej literatury klasy C", jak mówił reżyser) z gigantycznym budżetem. Do kraju docierały opowieści o siedmiocyfrowym honorarium reżysera.
- Wszystko zapowiadało się świetnie, była też gwiazdorska obsada: Gary Oldman, Kelly McGillis. Film ustawiłby mnie finansowo na lata. Ale ja uświadomiłem sobie, że wziąłem na warsztat coś, co cuchnie, i próbuję to wyperfumować - opowiadał mi reżyser.
Wrócił do Kalifornii i zwrócił zaliczkę. Oświadczył, że jeśli ma adaptować literaturę, to z wysokiej półki. Taki był pomysł adaptacji "Ferdydurke" Witolda Gombrowicza, koprodukcji polsko-brytyjskiej. Obok gwiazd zza oceanu grały też polskie - m.in. Tadeusz Łomnicki czy Kalina Jędrusik. Mimo to film nie okazał się międzynarodowym sukcesem.
- Nie wziąłem pod uwagę jednej rzeczy - wspominał Skolimowski. - Gombrowicz okazał się nieprzetłumaczalny. Po angielsku brzmiał nijako - dodał. Klapę "Ferdydurke" przeżył tak mocno, że zamilkł na 17 lat. Zamiast reżyserowania pochłonęło go malowanie. Z powodzeniem. Zainspirowała go japońska kaligrafia i malarstwo figuratywne. Namówiony na profesjonalny wernisaż, w 1996 r. w Turynie odniósł pierwszy sukces - wszystkie obrazy zostały sprzedane. Od tamtej pory pokazywał prace na całym świecie. Kupowali je m.in. sławni ludzie kina, jak jego przyjaciel Jack Nicholson, Dennis Hopper czy Leonardo DiCaprio.
Wielki come back
W Ameryce na lata Skolimowski osiadł na wzgórzu w Malibu, niemal odcięty od ludzi. Samotny z wyboru. - W pewnym momencie przestałem się orientować, czy to marzec, czy sierpień, i kto jest prezydentem USA. Było mi z tym dobrze - mówił mi reżyser.
Gdy zdecydował się wreszcie na powrót do kraju, również znalazł miejsce, gdzie, jak mówi, żyje tak jak lubi - z dala od zgiełku tłumów. Wraz z życiową partnerką i współproducentką jego filmów wybrali dom, schowany w środku mazurskiego lasu.
Twierdzi, że tak naprawdę reżyserowanie to gwałt na jego naturze - nie dość, że na planie tłoczy się mnóstwo ludzi, to on jeszcze musi nimi dyrygować, czego nie znosi. Na szczęście dla widzów, znów do niego wrócił w 2008 roku filmem "Cztery noce z Anną" - pięknej opowieści o miłości odludka.
Dopatrywano się w niej autobiograficznych elementów. Reżyser przyznał: - Choć to nie o mnie historia, coś pewnie mam z bohatera, skoro potrafię się tak z nim zidentyfikować. Ten minimalistyczny, czarno-biały film o nieszczęśliwej miłości objechał z sukcesami mnóstwo festiwali na świecie. Zdobył też Polskiego Orła za reżyserię.
Na kolejny czekaliśmy tylko dwa lata. "Essential Killing" to było mocne uderzenie. Obraz zachwycił jury weneckiego festiwalu z Quentinem Tarantino na czele i reżyser odebrał na Lido Nagrodę Specjalną Jury, a Vincent Gallo - Puchar Volpi dla najlepszego aktora. Skolimowskiego doceniono też w kraju - oprócz Złotych Lwów w Gdyni dla najlepszego filmu i reżysera, przypadły mu też Polskie Orły w głównych kategoriach. Gallo zagrał człowieka, który chce jednego: przeżyć. To afgański więzień, który ucieka z tajnego amerykańskiego więzienia CIA umiejscowionego w środkowej Europie.
Ostatni obraz Skolimowskiego "11 minut" to swego rodzaju egzystencjalny teledysk, który ma nam przypomnieć, że nic, także życie, nie jest nam dane na zawsze. Reżyser nakręcił go po niespodziewanej śmierci syna. Choć łącząca kilka wątków opowieść, którą scala dramatyczny finał, doczekała się skrajnie różnych recenzji, z jednym zgadzali się wszyscy: Skolimowski zaskoczył młodzieńczą wręcz pasją, decydując się na rozwiązania formalne, o jakie mało kto posądzałby 77-letniego wówczas artystę.
Panoptikum ludzkich zachowań
Po siedmioletniej przerwie Skolimowski właśnie wrócił filmem "Eo", który wkrótce powalczy o Złotą Palmę w Cannes m.in. z braćmi Dardenne i z Davidem Cronnenbergiem.
' "Eo" to - jak informują producenci: "współczesna interpretacja francuskiego filmu "Na los szczęścia, Baltazarze!" Roberta Bressona z 1966 roku. (...) To "historia osiołka o imieniu Baltazar, rozpoczynająca się w polskim cyrku, a kończąca we włoskiej rzeźni, to gorzka, ale też i pełna ciepłego humanizmu parafraza filmu drogi. To panoptikum ludzkich zachowań wobec bezbronnego zwierzęcia, sugestywny obraz relacji społecznych i przemian kulturowych zachodzących we współczesnym świecie" .
Honory dla najlepszych
Polska Nagroda Filmowa Orzeł za osiągnięcia życia przyznawana jest od pierwszej edycji nagród, czyli od 1999 roku. Jej pierwszym laureatem został Wojciech Jerzy Has.
W poprzednich latach jej laureatami byli najwybitniejsi twórcy polskiego kina, między innymi: Andrzej Wajda (2000), Tadeusz Konwicki (2002), Roman Polański (2003), Kazimierz Kutz (2004), Jerzy Kawalerowicz (2005), Jerzy Hoffman (2006), Janusz Majewski (2012), Danuta Szaflarska (2013), Franciszek Pieczka (2015), Janusz Gajos (2016), Sylwester Chęciński (2017), Jerzy Stuhr (2018), Krzysztof Zanussi (2019), Maja Komorowska (2020) i Jerzy Matuszkiewicz (2021).
Nagroda zostanie wręczona 6 czerwca br. podczas 24. gali Polskich Nagród Filmowych. Wtedy też zostaną ogłoszeni laureaci w pozostałych kategoriach.
tvn24.pl