Stowarzyszenie Krytyków Filmowych z Los Angeles uhonorowało obraz "Io" Jerzego Skolimowskiego w kategorii Najlepszy Film Nieanglojęzyczny. Przed tygodniem również nowojorscy krytycy wskazali na film polskiego reżysera. W Los Angeles doceniono również zdjęcia do filmu autorstwa Michała Dymka. Wyróżnienia wskazują na duże szanse "Io" na zdobycie oscarowej nominacji.
Przypomnijmy, że "Io" w reżyserii weterana polskiego kina Jerzego Skolimowskiego to nasz kandydat do nadchodzących Oscarów w kategorii: Film Międzynarodowy.
Przyznawane przez amerykańskich krytyków nagrody, podobnie jak te wręczane przez krytyków zagranicznych - znane jako Złote Globy, zwykle trafnie wskazują na układ sił oscarowej rywalizacji.
Film Jerzego Skolimowskiego, nagrodzony w maju na festiwalu w Cannes Nagrodą Jury, a 10 grudnia uhonorowany dwiema Europejskimi Nagrodami Filmowymi, od dnia premiery także za oceanem zbiera wyłącznie entuzjastyczne recenzje.
Prawie jak Pawlikowski?
Przyznanie aż dwóch wyróżnień przez Stowarzyszenie Krytyków Filmowych z Los Angeles to nie lada prestiż i wyróżnienie. Zwłaszcza, że wcześniej za najlepszy film nieanglojęzyczny uznali "Io" także nowojorscy krytycy. W dodatku krytycy z Nowego Jorku i Los Angeles uchodzą za tych najbardziej wpływowych, co nie znaczy, że przestaliśmy czekać na wyróżnienia od pozostałych.
Przypomnijmy, że ta sztuka udała się już przed laty Pawłowi Pawlikowskiemu nagradzanemu w kolejnych kategoriach przez liczne stowarzyszenia amerykańskich krytyków za "Idę". Jak wiemy, finał nastąpił na gali oscarowej w Kodak Theatre.
Amerykańskie branżowe media - jak "Variety" i "The Hollywood Reporter" - publikują entuzjastyczne recenzje filmu Skolimowskiego już od momentu canneńskiej premiery. "Variety" wróży mu nominację do Oscara. Ale uznanie dla filmu polskiego reżysera nie ogranicza się za oceanem wyłącznie do branżowych mediów. Przed kilkoma dniami obraz Jerzego Skolimowskiego znalazł się na liście najlepszych filmów 2022 roku według "New York Timesa", jednego z najważniejszych dzienników w Stanach Zjednoczonych.
Filozoficzny traktat bez ględzenia
Jerzy Skolimowski nie ukrywa, że nawiązuje swoim filmem do lirycznego dzieła Roberta Bressona "Na los szczęścia, Baltazarze", opowieści o dramatycznych losach tytułowego osiołka i jego właścicielki. U Skolimowskiego osiołek jest sam, skazany na łaskę i niełaskę człowieka, liryzmu też nie uświadczymy. Film wymyka się także wszelkim klasyfikacjom gatunkowym - może najbliżej mu do traktatu egzystencjalnego, który reżyser zawsze preferował.
Tytułowe "Io" to onomatopeja - z jednej strony imię zwierzęcia, z drugiej wydawany przez nie odgłos. Pierwszy raz usłyszymy je w cyrku, w którym występuje osiołek, a jedyną osobą przejętą jego losem jest młodziutka Kasandra. Tylko od niej doświadczał dobroci. Bieg wydarzeń sprawia jednak, że Io rozpoczyna nieoczekiwaną wędrówkę bez niej. Najpierw trafia do stadniny koni, stamtąd do ośrodka dla niepełnosprawnych dzieci, na stadion, na którym kibice dostrzegają w nim przynoszącą szczęście maskotkę, do okrutnego hodowcy futer, wreszcie do włoskiego księdza, pasierba lokalnej magnatki. Ostatni etap jego podróży jest dramatyczny, ale przewidywalny. Podobnie jak nasz.
Jak u Bressona surrealizm wpycha się w nieoczekiwanych momentach i nie jest do końca jasne, w jaki sposób osiołek przenosi się z jednego miejsca w kolejne. Każdy z przystanków wędrówki staje się okazją do kolejnego epizodu, w którym zarysowują się ludzkie dramaty. To nie im jednak podporządkowana jest ta historia, sprowadzone zostały zresztą do do szczątkowych scen. Skolimowskiego interesuje bardziej, co czuje zwierzę. Jego losem rządzi przypadek, ale przecież naszym także. Tyle tylko, że Io, w przeciwieństwie do nas, nic nie traci ze swojej niewinności. W jego smutnych oczach odbija się ludzka niegodziwość, gdy dręczony w cyrku cierpi i gdy rusza w ostatnią, nieuchronną podróż. Od początku do końca jest skazany na gesty ludzkiej dobroci lub okrucieństwa.
Hipnotyzują niezwykłe zdjęcia Michała Dymka, chwilami pchając nas w oniryczny koszmar. Czyniąc osiołka lustrem dla człowieka, Skolimowski kreśli całą panoramę naszych relacji ze zwierzętami. Reżyser nie ma złudzeń: istotą, która przyczynia się do rozerwania kręgu życia, jest człowiek. Co wrażliwsi widzowie kończą filmowy seans z ciężkim sercem. Filozoficzny traktat Skolimowskiego ma tę zaletę, że pozbawiony jest gadulstwa. Obraz mówi sam za siebie.
I powtórzmy za amerykańską krytyczką Manohlą Dargis: naprawdę trudno uwierzyć, że nakręcił go sędziwy artysta, będący już na końcu swojej artystycznej drogi. A może po prostu jemu udało się zachować niewinność? Cieszy, że dostrzega to publiczność na całym świecie.
Źródło: "Variety", "The New Jork Times", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Gutek Film