Czego tam nie było! Trąby, bębny, akordeon. I dmuchany księżyc, i confetti. A w tym wszystkim - Goran Bregović z elektryczną gitarą, w towarzystwie Orkiestry Weselno-Pogrzebowej. Sala aż drżała w posadach, bo publiczność śpiewała, klaskała i... tańczyła z przytupem.
Tak było podczas środowego koncertu w stołecznej Sali Kongresowej - Goran Bregović po dłuższej przerwie powrócił do polskiej publiczności. Jak zawsze uśmiechnięty, jednym palcem dyrygował swoją Orkiestrą. I równie radośnie został przywitany. Publiczność ożywiła się jeszcze bardziej, gdy wraz z członkami zespołu Goran bezbłędnie zaśpiewał po polsku refren żywiołowej piosenki, nagranej wspólnie z polską wokalistką Kayah - "Prawy do lewego". Cała sala śpiewała...
Ale było też pogrzebowo. Chociaż trzeba pamiętać, że bałkańskie pogrzeby maja zdecydowanie inny koloryt niż polskie, kojarzone raczej z marszem pogrzebowym b-moll Chopina. W tych fragmentach koncertu milkły bębny i trąbki, a główną rolę przejmował męski chór i instrumenty smyczkowe.
Mozaika kultur i stylów
Taka jest twórczość Gorana Bregovicia - trochę weselna, trochę pogrzebowa, tradycyjna i nowoczesna jednocześnie. W jego muzyce - zarówno tej rozrywkowej, jak i filmowej, kwitnie eklektyzm. Bałkańskie rytmy mieszają się z popem, klasyczne fragmenty mszy i tradycyjna wielogłosowość spotyka się z dźwiękami akordeonu i gitary elektrycznej.
Mozaika kultur i stylów widoczna jest także w doborze muzyków. W skład blisko 40-osobowego zespołu wchodzą artyści z Bułgarii, Bośni, Macedonii, Serbii i Hercegowiny. Są to muzycy klasyczni, folkowi, ale też zupełnie współcześni.
Sukces w rozrywce i w filmie
Goran Bregović urodził się w 1950 r. w Sarajewie. Poza muzyką rozrywkową artysta komponuje również muzykę filmową. Współpracował m.in. z reżyserem Emirem Kusturicą przy takich filmach, jak „Czas Cyganów”, „Arizona Dream” i „Underground”.
W Polsce Goran Bregović ma rzeszę fanów, co zawdzięcza m.in. współpracy z polskimi wykonawcami, m.in. Kayah i Krzysztofem Krawczykiem.
Źródło: tvn24.pl, CNN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl / Artur Tarkowski