Sąd Pracy w Paryżu odrzucił wniosek Johna Galliano, w którym żądał od byłego pracodawcy 13 mln euro. To miało być odszkodowanie za zwolnienie go z posady głównego projektanta w domu mody Dior, gdzie pracował 15 lat. Sąd zobowiązał jedynie Diora do zapłacenia Galliano symbolicznego... 1 euro.
John Galliano, po trzech latach od antysemickiego skandalu, w wyniku którego stracił pracę w domu mody Dior, wciąż uważa, że zwolniono go niesłusznie. Sąd pracy w Paryżu jest jednak innego zdania. Odrzucił we wtorek jego wniosek o odszkodowanie, którego zażądał od byłego pracodawcy.
Jak podaje francuski dziennik "L'Express", 54-letni kreator wycenił swoje straty na ok. 13 mln euro. - Chciał równowartości swoich zarobków jako dyrektor kreatywny za okres od 2011 do 2014 roku, czyli czas bezrobocia - wyjawił Jean Néret, prawnik Christiana Diora.
Zamiast 13 mln euro dostanie 1 euro
Projektant zarzucił firmom Dior SA i John Galliano SA (to jego autorska marka, której większościowy pakiet należy do Diora), że były świadome jego stanu.
- Znano moje uzależnienie od alkoholu i narkotyków na długo przed nagłośnieniem całej sprawy w 2011 roku. Zwolniono mnie jednak wtedy, gdy z powodu medialnego zamieszania mój stan stał się dla obu firm niewygodny. Wcześniej nikomu to nie przeszkadzało. Nie mogę pozwolić, by 15 lat tam spędzonych okryło się złą sławą z powodu incydentu, który wywołałem pod wpływem alkoholu i leków psychotropowych - powiedział w sądzie.
Oskarżył też byłego pracodawcę o brak wsparcia. - W ciągu tych lat jako dyrektor kreatywny nie zdawałem sobie sprawy, że żądania szefów o mnożenie ilości kolekcji do sześciu w roku i ciągłe naciski na wzrost sprzedaży, wpłynęły na mnie tak destrukcyjnie: na moje zdrowie fizyczne i psychiczne. Zawsze więcej pracy, więcej obowiązków, coraz większe ciśnienie, niebezpieczna i patologiczna spirala. Bez kontroli - mówił o systemie pracy w Diorze.
Sąd nie przychylił się jednak do wniosku skompromitowanego projektanta. Zamiast 13 mln euro, których zażądał, zobowiązał Diora do zapłacenia mu symbolicznej kwoty w wysokości 1 euro.
Nie wiadomo, czy Galliano odwoła się od tej decyzji. Projektant nie skomentował jej.
"To były najgorsze rzeczy, jakie powiedziałem w życiu"
W lutym 2011 roku - w kawiarni w Marais, żydowskiej dzielnicy Paryża - brytyjski kreator pod wpływem alkoholu i narkotyków wygrażał siedzącym obok ludziom. Krzyczał: "Brudne żydowskie gęby, powinniście nie żyć".
Do mediów przeciekł też film, który ktoś nakręcił kilka miesięcy wcześniej w tej samej kawiarni telefonem komórkowym. Widać tam, że woła do pobliskiego stolika: "Osoby, jak wy, byłyby dzisiaj martwe. Wasze matki i przodkowie byliby wszyscy, k..., zagazowani" oraz "Kocham Hitlera".
Francuski sąd uznał go za winnego antysemickich zachowań i skazał w zawieszeniu na karę grzywny w wysokości 6 tys. euro. Krótko potem prezydent Francji pozbawił go najwyższego francuskiego odznaczenia - orderu Legii Honorowej.
Ale incydent miał poważniejsze konsekwencje. Galliano, choć przeprosił za swoje zachowanie i poszedł na odwyk, przez ponad 3 lata był na przymusowym bezrobociu. W wyniku protestów tracił każdą nową posadę, którą zdobył w Europie i USA. Dopiero na początku października został dyrektorem kreatywnym domu mody Maison Martin Margiela i wydaje się, że jest to jego powrót do świata mody na dobre.
Na łamach "Vanity Fair" w ub.r. tak ocenił swoje antysemickie wypowiedzi: "To były najgorsze rzeczy, jakie powiedziałem w życiu, choć wcale nie miałem ich na myśli... Długo zastanawiałem się, dlaczego skierowałem swój gniew akurat na Żydów. Dopiero teraz rozumiem, że byłem tak cholernie zły i niezadowolony z siebie samego, że po prostu wyrzuciłem z siebie najobrzydliwsze rzeczy, jakie tylko mogłem sobie wyobrazić".
W wywiadzie zapewnił również, że nawet nie pamięta zajścia w Marais: "Mój asystent powiedział mi, że istnieje wideo z całego wydarzenia. Kiedy je zobaczyłem po prostu zwymiotowałem".
Autor: am//plw / Źródło: L'Express, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: OTB | Patrick Demarchelier