- Nie możemy opędzić się od próśb o wysłanie naszych filmów na festiwale na całym świecie - mówi portalowi tvn24.pl prof. Jerzy Kucia, mentor młodych polskich animatorów. Mimo to, polski twórca filmu animowanego nie ma lekko. W parze z popularnością nie idą bowiem sukcesy finansowe. Jak funkcjonuje polska animacja?
- Na całym świecie jest około 4 tys. festiwali filmowych i zewsząd otrzymujemy prośby o wysłanie produkcji naszych studentów – opowiada prof. Kucia, który oprócz tego, że należy do kanonu polskich animatorów jest również szefem Pracowni Filmu Animowanego krakowskiej ASP. - Kiedyś sam śledziłem drogę jaką pokonała kopia mojego filmu. Objechała cały świat – śmiał się profesor.
Dlaczego animują?
Mimo tej festiwalowej koniunktury, na nadwyżki budżetowe twórcy nie narzekają. - Często są utrzymywani przez rodziców, dużo pracują, ale pieniędzy z tego nie mają – przyznaje profesor. Co w takim razie daje im animacja?
- Dla mnie to jest przede wszystkim możliwość wyrażenia siebie, zrealizowania w niezależnej pracy twórczej – opowiada Wioletta Sowa autorka wielokrotnie nagradzanych "Refrenów". - Zresztą tego właśnie nauczył nas prof. Kucia, jak wyrażać siebie poprzez kinematografię – dodaje inny krakowski animator Robert Sowa.
Kucizm?
- Kiedyś ktoś zapytał mnie o termin "kucizm", czy istnieje "szkoła Kuci". Szerzej nawiązuje do tematu Edyta Turczanik, autorka filmu "Wszystko płynie", uznanego za najlepszą polską produkcję na festiwalu ReAnimacja 2008. (WIĘCEJ O ŁÓDZKIEJ REANIMACJI PRZECZYTASZ TUTAJ) – Wpływ profesora jest jednak inny, nie narzuca nam swego stylu, a zmusza do poszukiwania własnego – zaznacza Turczanik.
Uczniowie Jerzego Kuci, mimo wszystko, są jego ręką naznaczeni. Większość ich filmów, to produkcje intymne, w różnorodnych technikach przedstawiające drobne fragmenty życia. O samym Kuci, krytyk filmu animowanego Marcin Giżycki, przed laty napisał: "Jest swoistym filmowym impresjonistą. Interesują go zarówno ulotne obrazy świata zewnętrznego zwłaszcza jego odbicia, refleksy przesuwające się po powierzchniach rzezy, jak i przedwerbalne stany naszej świadomości – obrazy-klisze utrwalone w pamięci choć niosące nie zawsze w pełni ujawnione znaczenia, okruchy wspomnień". Podobnie można opisać obrazy Wioletty Sowy, Edyty Turczanik czy Roberta Sowy.
"Jestem trochę nienormalna"
Na "intymność" ich filmów wpływ ma niewątpliwie także proces powstawania. Animatorzy mozolnie je budują, miesiącami lub nawet latami spędzają nad kilkoma minutami filmu. – Mam wrażenie, że jestem trochę nienormalna – żartuje Edyta Turczanik, która zdjęcia do trwającego niecałe osiem minut "Wszystko płynie", kręciła przez siedem miesięcy.
- Studenci innych kierunków ASP pukają się w głowy i mówią, że jesteśmy wariatami – opowiada nieco speszona Joanna Wójcik – i chyba mają rację. Oni pracę dyplomową mogą zrobić w dwa miesiące, nam może zająć dwa lata.
Renesans polskiej animacji
Mimo tego, chętnych do studiowania nie brakuje. – Mamy zawsze mniej wolnych miejsc niż chętnych – zaznacza i dodaje, że jego zdaniem popularność animacji wciąż rośnie. Zdanie to podziela inny polski animator - Mariusz Wilczyński. – Jestem przekonany, że przeżywamy renesans polskiego filmu animowanego - mówił wcześniej w rozmowie z tvn24.pl.
Z prof. Jerzym Kucią i jego wychowankami spotkaliśmy się przy okazji festiwalu Letnia Akademia Filmowa w Zwierzyńcu. Impreza potrwa do niedzieli. Zapraszamy na relacje z kolejnych festiwalowych wydarzeń na tvn24.pl. (WIĘCEJ O 9. LAF PRZECZYTASZ TUTAJ)
Łukasz Dulniak
Źródło: tvn24.pl, policja KSP