Organizatorzy 75. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes na niecałe dwa tygodnie przed jego rozpoczęciem odmówili akredytacji przedstawicielom mediów, które nie sprzeciwiają się inwazji na Ukrainę. Wygląda jednak na to, że w efekcie na wydarzeniu nie pojawi się żaden rosyjski dziennikarz.
Agnes Leroy, rzeczniczka prasowa 75. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes, poinformowała zajmujący się show biznesem amerykański magazyn "The Wrap", że zgodę na udział otrzymały "wyłącznie media podzielające stanowisko festiwalu co do sytuacji w Ukrainie". Nie odpowiedziała natomiast już na pytanie, czy którykolwiek z rosyjskich dziennikarzy uzyskał akredytację.
"Stanowisko festiwalu co do sytuacji w Ukrainie" zostało określone już 1 marca. W wydanym wtedy oświadczeniu znaleźć można wyrazy poparcia dla ukraińskich twórców oraz decyzję o niezaproszeniu oficjalnych delegacji z Rosji ani nikogo, kto byłby powiązany z rosyjskim rządem, "o ile wojna nie zakończy się na odpowiadających Ukraińcom warunkach".
Uznanie dla "wszystkich tych w Rosji, którzy protestują przeciwko napaści na Ukrainę"
Organizatorzy filmowego święta podkreślili jednocześnie swoje uznanie dla "wszystkich tych w Rosji, którzy mimo ryzyka protestują przeciwko napaści na Ukrainę". W oświadczeniu czytamy, że "są wśród nich artyści i filmowcy, którzy nigdy nie przestali walczyć ze współczesnym reżimem i których nie można łączyć z [...] tymi, którzy bombardują Ukrainę". A w Oficjalnej Selekcji Festiwalu znalazła się "Żona Czajkowskiego", dramat historyczny Kiriłła Sieriebriennikowa. To rosyjski reżyser i dysydent, który na początku tego roku opuścił Rosję, a wcześniej był skazany na trzy lata więzienia w zawieszeniu za zarzucane mu przez rząd jego kraju oszustwa i przetrzymywany w areszcie domowym.
Wyjątki zdają się jednak nie obejmować rosyjskich dziennikarzy. Według dwojga z nich, cytowanych przez "The Wrap", organizatorzy festiwalu czekali z decyzją na ewentualną poprawę stosunków między Kijowem a Kremlem, ale ostatecznie postanowili odmówić akredytacji wszystkim dziennikarzom z Rosji. Poinformować miała ich o tym Agnes Leroy podczas zeszłotygodniowej rozmowy.
"Organizatorzy nie rozumieją, z czym muszą się mierzyć rosyjscy dziennikarze"
"Moja strona internetowa nie ma powiązań z rządem, ale pewnie nie mają jak tego sprawdzić", napisała do "The Wrap" Jekaterina Karslidi, zapraszana do Cannes na każdą do tej pory edycję od siedmiu lat. "Uciekłam z Rosji w tym roku i głośno wypowiadam się o wojnie w mediach społecznościowych [...] ale nie mogę tego robić na łamach mojego portalu [Film.ru - przyp. red.], bo wystawiłabym moich pracowników na wielkie ryzyko". Karslidi uważa, że "organizatorzy festiwalu nie rozumieją, z czym obecnie muszą się mierzyć rosyjscy dziennikarze", dla których samo użycie słowa "wojna" w kontekście Ukrainy może się skończyć tragicznie.
Na Twitterze dziennikarka zwróciła uwagę, że mimo wszystko w Rosji istnieją jeszcze niezależne media i że od samego początku mają pod górę, a teraz dodatkowo doświadczają hipokryzji we Francji. Z wpisów Karslidi dowiedzieć się też można, że jej kolejne maile do przedstawicieli festiwalu nie doczekały się odpowiedzi. Zgadza się z tym drugi cytowany przez "The Wrap" dziennikarz, który wolał pozostać anonimowy: "Byliśmy cały czas ignorowani, a na dziesięć (!) dni przed festiwalem odmówiono nam [akredytacji]". Jego zdaniem organizatorzy "nie wiedzieli, jak określić, kto jest kim, i postanowili odmówić nam wszystkim, żeby oszczędzić sobie kłopotu".
Festiwal filmowy w Cannes należy do największych wydarzeń tego typu na świecie. Co roku zjawia się na nim około czterech tysięcy dziennikarzy z 75 krajów. Potrwa od 17 do 28 maja.
Źródło: The Wrap
Źródło zdjęcia głównego: Reuters Archive