Anna Szulc, dziennikarka tygodnika "Newsweek" i laureatka nagrody Grand Press, zmarła w czwartek w swym domu w Krakowie. O śmierci dziennikarki w mediach społecznościowych poinformował jej mąż oraz redakcja tygodnika "Newsweek". "Ania miała ogromny talent dziennikarski, z gatunku takich, które zdarzają się raz na wiele lat" – napisała szefowa działu społecznego "Newsweeka" Renata Kim.
"Dziś rano zmarła moja ukochana żona, Ania. Wszyscy wiecie, jak cudowną była osobą - życzliwą światu, zaangażowaną w pomaganie innym, błyskotliwie inteligentną. Była wspaniałą matką i żoną. Nie wyobrażamy sobie z Antkiem życia bez Niej" – napisał w czwartek wieczorem mąż Anny Szulc, Paweł Rucki.
Anna Szulc od wielu lat związana była z tygodnikiem "Newsweek". W 2010 roku otrzymała nagrodę Grand Press w kategorii reportaż prasowy.
Anna Szulc nie żyje
"Dotarła do nas dziś bardzo smutna wiadomość. Nie żyje nasza redakcyjna koleżanka, nasza przyjaciółka Ania Szulc. Zmarła nad ranem w swoim domu w Krakowie. Mimo godzinnej reanimacji nie udało się jej uratować" – napisała na portalu "Newsweeka" szefowa działu społecznego redakcji Renata Kim.
"Jesteśmy tym wstrząśnięci, nie możemy sobie poradzić z tą straszliwą informacją. Bo Ania to było samo życie. Wielka energia, wieczny uśmiech i tysiące pytań, które musiała zaraz, natychmiast zadać. I tysiąc pomysłów, którymi musiała się podzielić, nie czekając ani chwili. Także pomysłów na teksty, które chciała napisać, do których już, teraz, chciała zbierać materiały" – czytamy.
Kim zwróciła uwagę na talent dziennikarski Anny Szulc, "z gatunku takich, które zdarzają się raz na wiele lat". "Uwielbiała rozmawiać z ludźmi, potrafiła namówić ich na trudne zwierzenia. I pisała potem takie teksty, że czytając je czasem płakaliśmy ze wzruszenia, czasem śmialiśmy się, a najczęściej nie mogliśmy wyjść ze zdziwienia, że można z niepozornego – wydawałoby się – tematu zrobić przepiękną opowieść o ludziach. O ich dramatach i zwycięstwach, o ich pasjach i grzechach, a także o skrywanych żądzach. Bo Ania nade wszystko lubiła pisać o ludzkiej seksualności i wszystkim, co z nią związane. Zadawała swoim bohaterom takie pytania, które my, jej redakcyjni koledzy, wstydziliśmy się zadać. Robiła to w naszym imieniu, dla czytelników, którzy uwielbiali jej teksty. Nadal je uwielbiają" – podkreśliła.
"Ania zawsze była też gotowa do pomocy. Wystarczyło zadzwonić i o coś zapytać, a ona rzucała swój tekst, swoje sprawy, by szukać jakiegoś potrzebnego numeru albo bohatera" – zwróciła uwagę Kim. "Wiedzieliśmy, że miała kilka lat temu trudniejszy okres, odeszła wtedy z redakcji. Ale wróciła, z jeszcze większą niż dawniej energią. I znowu pisała teksty, przy których śmialiśmy się i płakaliśmy"- dodała.
Źródło: "Newsweek", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Andrzej Pilichowski-Ragno