Potentat chemiczny na skraju upadku. Przyszłość zakładów sodowych w Janikowie (woj. kujawsko-pomorskie) stanęła pod dużym znakiem zapytania. Wszystko przez rosnące koszty energii i napływ do Europy znacznie tańszej, konkurencyjnej sody z Turcji. Pracę może stracić nawet kilkaset osób, co dla tak małego miasta może być tragedią. Do tego dochodzą potencjalne problemy z ciepłem i ściekami komunalnymi.
Problemy zakładów sodowych w Janikowie zaczęły się na początku stycznia, w momencie kontraktowania nowych zamówień na sodę. Rzeczywistość okazała się brutalna. Dużo mniejsze zapotrzebowanie na sodę sprawiło, że magazyny zapełniły się. Powód? Rosnące koszty energii i zalew znaczniej tańszej sody z Turcji. Pod koniec lutego władze spółki Qemetica (dawny Ciech) podjęły decyzję o czasowym wstrzymaniu produkcji na tydzień.
- Magazyny są pełne, więc tymczasowo musimy wstrzymać produkcję. To daje nam chwilę na redukcję zapasów – tydzień przerwy oznacza kilka tysięcy ton mniej w silosach. Jednak to nie tylko kwestia magazynów. Cała branża sody ma teraz trudny czas – ceny energii rosną, a do tego dochodzi konkurencja z Turcji, gdzie soda produkowana jest z użyciem taniego rosyjskiego gazu i węgla, bez obciążeń związanych z rygorystycznymi regulacjami unijnymi (płatność za emisję dwutlenku węgla). To krótkotrwałe spowolnienie, a nie wygaszanie produkcji - tłumaczy Kamil Majczak, prezes zarządu Qemetica S.A.
Trudna sytuacja zakładów w Janikowie
W zakładzie sodowym w Janikowie pracuje około pięciuset osób. Do tego dochodzą setki firm współpracujących z Qemetiką i tysiące ludzi w regionie, których praca jest pośrednio powiązana z produkcją sody. Janikowski zakład to nie tylko produkcja, ale i ważny element miejskiej infrastruktury, ponieważ dostarcza ogrzewanie do miasta i odbiera ścieki. To system naczyń połączonych – bez fabryki, miasto miałoby poważny problem.
O przyszłość miasta i mieszkańców toczy się teraz niezwykle ważna gra, co zresztą potwierdza w rozmowie z portalem tvn24.pl burmistrz Janikowa Bartłomiej Jaszcz.
- Wygaszenie produkcji sody w Janikowie będzie niosło za sobą poważne konsekwencje przede wszystkim, jeżeli chodzi o pracowników, a co za tym idzie samych mieszkańców. Jestem skłonny powiedzieć, że w granicach do półtora tysiąca pracowników, zarówno Janikowa, jak i całego powiatu inowrocławskiego, może stracić pracę, ale to nie wszystko. Jako miasto i gmina Janikowo jesteśmy uzależnieni w tej chwili od dwóch czynników, które daje nam zakład. Oddajemy nasze ścieki na zakład produkcyjny w Janikowie, a przy jego zamknięciu może mieć to tragiczne konsekwencje. Może dojść do tragedii ekologicznej, ponieważ za chwilę nie będziemy mieli gdzie naszych ścieków socjalno-bytowych przesyłać. Drugi czynnik jest taki, że zakład sprzedaje miastu ciepło, ponieważ na jego terenie znajduje się elektrociepłownia - przyznaje Jaszcz.
Jaszcz podkreśla, że miasto nie będzie samo w stanie finansowo tego udźwignąć. Na zbudowanie oczyszczalni ścieków i elektrociepłowni będzie potrzebowało od pięciu do sześciu lat. Problemem jednak mogą okazać się pieniądze.
Do 15 marca ma zapaść ostateczna decyzja odnośnie przyszłości zakładu. Jeżeli będzie negatywna, sprawdzi się najczarniejszy scenariusz.
- W czerwcu, lipcu, może dojść, i teraz są różne wersje, albo do hibernacji produkcji sody, jej wstrzymania lub po prostu zamknięcia zakładu. Dla nas, dla mieszkańców gminy miasta Janikowo, oraz powiatu inowrocławskiego, to naprawdę bardzo duża tragedia, jeżeli chodzi o rynek pracy. Będziemy potrzebowali piętnaście lat, by stanąć na nogi - przyznaje włodarz Janikowa.
W sprawę zaangażowało się również Starostwo Powiatowe w Inowrocławiu. W lutym w siedzibie starostwa odbyło się spotkanie poświęcone sytuacji zakładów sodowych.
- Sytuacja dotycząca funkcjonowania zakładu w Janikowie jest diagnozowana na poziomie przygotowawczym. Podczas spotkania starosta zadeklarowała daleko idące zaangażowanie Powiatu Inowrocławskiego i pełne wsparcie, zarówno jeśli chodzi o pomoc prawną, merytoryczną i administracyjną. Uczestnicy spotkania zgodzili się, żeby wspólnie podejmować wszelkie działania mające na celu utrzymanie produkcji i funkcjonowania zakładu Qemetica Soda Polska w Janikowie - tłumaczy Artur Kisielewicz ze Starostwa Powiatowego w Inowrocławiu.
Jak dodaje, "w planach jest przygotowanie apelu do polskiego rządu i Unii Europejskiej o wprowadzenie obostrzeń na handel turecką sodą". Apel będzie zawierał opis skali problemu, kosztów społecznych, sektorów oraz firm w powiecie inowrocławskim, województwie i kraju, których dotyczy.
- Qemetica przygotowuje też harmonogram następnych działań, po czasowym wygaszeniu produkcji. Kompleksowe rozwiązanie problemów zakładu nie leży w możliwościach polskiej administracji rządowej, a protest społeczny musi trafić do Brukseli, bo Komisja Europejska ma na to decydujący wpływ. Sprawę będzie tam lobbowała m.in. tamtejsza placówka "Lewiatana". Zajmie się nią również wojewódzka rada dialogu społecznego - podkreśla Kisielewicz.
- Qemetica od lat stanowi trzon gospodarki w Janikowie i powiecie inowrocławskim oraz jest kluczowym pracodawcą. Zakład zapewnia miejsca pracy, ale też świadczy usługi w zakresie dostaw ciepła i odbioru ścieków. Jeśli Janikowo straci swój kluczowy filar gospodarczy, straci także dostawców i kooperantów, co jeszcze bardziej osłabi miejscowy rynek pracy. Skutkiem dla lokalnej społeczności może być poważny wzrost bezrobocia w Janikowie i okolicach - zauważa Artur Kisielewicz.
Niepewność wśród mieszkańców
Strach, niepewność - to uczucia, które towarzyszą od kilku tygodni pracownikom janikowskiego zakładu. Nie wiedzą, co będzie dalej. Wielu z nich ma rodziny na utrzymaniu, różnego rodzaju zobowiązania.
- Strach i obawy to mało powiedziane. To są pracownicy, którzy pracują dość długo. W naszym powiecie, województwie, jest bardzo trudny rynek pracy. Ludzie są związani z tym zakładem niekiedy pokoleniowo. Są jednak pełni nadziei. Gdyby miał się ziścić czarny scenariusz, to aż ciężko sobie wyobrazić, co by było. Każdy ma jakieś zobowiązania, rodziny na utrzymaniu. Będziemy robić wszystko, by do tego nie doszło - mówi w rozmowie z tvn24.pl Daniel Sendor, pracownik janikowskich zakładów oraz członek NSZZ "Solidarność".
W podobnym tonie wypowiada się pani Olga, mieszkanka Janikowa.
- Sytuacja dotyka nas bezpośrednio. Mój partner pracuje w firmie, która wykonuje zlecenia dla zakładów sodowych. Oficjalnie mówi się o zwolnieniu czterystu osób, ale są jeszcze pracownicy zatrudnieni pośrednio, czyli nie mówi się o firmach, które wykonują zlecenia dla zakładu - mówi kobieta.
I dodaje: - Nastroje ludzi są burzliwe, chcą protestować. Poprzednia władza miała wiele lat na przygotowanie się na taką sytuację. Teraz Janikowo zostało postawione pod ścianą. Jesteśmy w trakcie tworzenia petycji obywatelskiej, która finalnie zostanie wysłana do Brukseli w celu nakłonienia Komisji Europejskiej do wycofania się z zielonego ładu, który tak bardzo zniszczył ten zakład. To nierealne, by przez półtora roku samorząd coś wymyślił. W takim wypadku półtora tysiąca pracowników poleci na bruk, wyjdą ogromne problemy z kanalizacją i ogrzewaniem.
Zarząd Qemetiki analizuje różne scenariusze. Jak zapewnia Kamil Majczak, żadna decyzja jeszcze nie zapadła. W rozmowie z tvn24.pl tłumaczy, że soda jest ściśle powiązana z rynkiem budowlanym, i jeśli popyt na szkło spada, to odbija się to na całej branży. A "budowlanka" stoi już co najmniej od trzech lat.
- Gdyby doszło do najczarniejszego scenariusza, czyli zamknięcia, byłaby to ogromna zmiana nie tylko dla firmy, ale i dla całego miasta. To nie jest zwykła fabryka – tu chodzi o infrastrukturę, miejsca pracy, a także o setki firm, które współpracują z Qemetiką. Zamknięcie takiego zakładu nie dzieje się z dnia na dzień – to kilkumiesięczny proces. Część osób mogłaby znaleźć pracę w drugim zakładzie, inni byliby potrzebni na miejscu, bo wygaszanie takiej fabryki wymaga kilku dobrych miesięcy. Cały czas konsekwentnie działamy - wskazujemy problem regulacji unijnych i napływu sody tureckiej na Europę na poziomie polskim jak i europejskim. Walczymy, ale musimy też być przygotowani na najgorsze. Wiemy, że to temat, który budzi emocje – mamy pełną świadomość, że zatrudniamy ludzi, i że przyszłość ich rodzin i miasta zależy od naszych decyzji. Jeśli dojdzie do najgorszego, zrobimy wszystko, żeby pomóc naszym pracownikom. Nie czekamy z założonymi rękami – od miesięcy działamy na wszystkich frontach - zapewnia Kamil Majczak.
Zielony ład i turecka soda
Spółka jest w stałym kontakcie z lokalnym samorządem. Trwają również rozmowy z rządem. - Sytuacja nie jest łatwa, bo problem dotyczy całego europejskiego przemysłu. Produkcja sody w Unii Europejskiej jest coraz mniej konkurencyjna – nasze koszty rosną, a turecka soda zalewa rynek, bo nie podlega żadnym unijnym regulacjom i do tego używa rosyjskiego gazu do produkcji. Według analiz, tureccy producenci sody w trzy lata zdobyli już 30 procent naszego rynku, oferując tańszy surowiec. To realne zagrożenie dla miejsc pracy nie tylko w Polsce, ale w całej Europie - dodaje prezes zarządu Qemetiki.
Jego słowa potwierdza Roman Rogalski, przewodniczący wojewódzkiej rady dialogu społecznego, która również bierze aktywny udział w procesie ratowania janikowskiego zakładu. - Związki zawodowe zwróciły się do wojewódzkiej rady dialogu społecznego, by podjąć dialog w tej sprawie ze wszystkim stronami, partnerami społecznymi, którzy mogą pomóc w kwestii uratowania zakładu, bo tylko w takich kategoriach można o tym mówić - mówi w rozmowie z tvn24.pl.
Z informacji, które uzyskał od zarządu Qemeticy na spotkaniu w starostwie powiatowym w Inowrocławiu wynika, że zarząd dokłada do kosztów utrzymania zakładu około sto milionów złotych. Zwraca również uwagę na koszty energii, które wystrzeliłi do góry, oraz obecność Turków na rynku europejskim.
- Generalnie koszty energii w Europie poszybowały znacząco w górę ze względu na ETS, czyli certyfikaty unijne związane z emisją dwutlenku węgla i zielonym ładem. Firma nie radzi sobie z kosztami produkcji, a koszty produkcji wynikają z polityki Komisji Europejskiej. Na rynku europejskim pojawili się Turcy, którzy rokrocznie zabiera od 20 do 30 procent rynku. To bardzo dużo. Cena sody tureckiej to 350 euro, a cena sody z Janikowa wynosi 500 euro. Qemetica traci rynek ze względu na koszty, na które ma niewielki wpływ - twierdzi Roman Rogalski.
- Upadek firmy "Janikosoda" oznacza zapaść na piętnaście lat takiego 8-10 tysięcznego Janikowa, które przy niej funkcjonuje. Tam nie ma przecież nic innego. To główny zakład, który zatrudnia 405 pracowników, dodatkowo w B2B, czyli w usługach outsourcingowych dwa razy tyle plus usługi, które są na miejscu - wylicza Rogalski.
W rozmowie z portalem tvn24.pl Rogalski mówi, jak można pomóc firmie. - Władze lokalne nie mogą nic zrobić, bo nie mają żadnych narzędzi. Związkowcy myślą, że może ministerstwo mogłoby pomóc. Tak, ale w małej części. Najważniejsza jest Komisja Europejska. Ciężka chemia, bo do takiej trzeba zaliczyć zakłady w Mątwach i Janikowie, przeżywa w Europie od kilku lat wielki kryzys. Nie dotyczy to tylko Polski, a chociażby Niemiec czy Szwajcarii. Próbowałem wyjaśnić tę kwestię. Otrzymałem informację, że coś się ruszyło. Urzędnicy europejscy myślą o wsparciu dla ciężkiej chemii, ale nie wiadomo jeszcze, w jakiej formie. Trzeba działać jednak szybko - mówi Roman Rogalski.
Debata z udziałem parlamentarzystów
W poniedziałek (3 marca) w Janikowie odbyło się wyjazdowe, nadzwyczajnie posiedzenie wojewódzkiej rady dialogu społecznego, na którym omawiano przyszłość zakładu. Wzięli w nim udział przedstawiciele Qemetiki, pracownicy, związkowcy, samorządowcy oraz lokalni parlamentarzyści na czele z senatorem Ryszardem Brejzą, posłanką Magdaleną Łośko, oraz Piotrem Królem.
- To wielki problem dla nas wszystkich. Każdy z nas ma w sobie to poczucie odpowiedzialności za sytuację, która występuje w Janikowie, a także innych sektorach gospodarki w kraju. Główna przyczyna leży w dwutlenku węgla i opłatach korzystania ze środowiska. To problem przez duże "P". Kiedy byłem prezydentem Inowrocławia podlegał mi zakład energetyki cieplnej. Tyle, ile mieszkańcy ponosili kosztów z tytułu zakupu miału węglowego i węgla, to prawie tyle samo należało zapłacić ze emisję dwutlenku węgla. Koszt wytworzenia ciepła w zakładzie jest dwa razy wyższy. Nie byłoby tego problemu w tak dużym stopniu, gdyby można byłoby odejść od węgla poprzez inwestycje na rzecz niskiej emisji. Środki zebrane z opłat za korzystanie ze środowiska, powinny powracać do źródeł tak zwanej wysokiej emisji, czyli w tym przypadku do zakładu w Janikowie. Niestety, nie powracały - mówił Ryszard Brejza.
Opowiedział również o działaniach, które wraz z synem europosłem Krzysztofem Brejzą i związkowcami, przeprowadzili w ostatnich dniach.
- Co dziś można zrobić? Wspólnie z Krzysztofem Brejzą i związkowcami natychmiast zadziałaliśmy. Odbyło się spotkanie u ministra Paszyka, następnie w kancelarii premiera z posłem Brejzą. Premier wie o tej sytuacji. W poniedziałek (3 marca) miał spotkania w dwóch departamentach ministerstw spraw zagranicznych, które zajmują się cłami. Wszystkie urzędy, które mają moc w tej sprawie, są w nią zaangażowane w takim stopniu, na ile pozwalają im kompetencje. Nie można doprowadzić do tego, aby taki sektor stał przed groźbą upadku, i żeby kilka tysięcy rodzin na Kujawach straciło źródła swojego utrzymania. Są prowadzone przez służby państwowe działania, o których nie mogę powiedzieć, ale jeśli zakończą się pozytywnie, to zostaną wprowadzone tak szybko jak to możliwe cła i ograniczony zostanie napływ sody z podejrzanych źródeł, nie konkurencyjnych - zapewnił Brejza.
Posłanka Magdalena Łośko również zwróciła się o wsparcie do instytucji rządowych. - Jest bardzo dużo osób, które wspierają pracowników i zakład w tym trudnym momencie. Odbyłam spotkania na stopie rządowej z szefem kancelarii prezesa rady ministrów, oraz ministrem przemysłu. Trzeba dynamicznie reagować na szczeblu krajowym i europejskim. Te działania podejmuje minister rozwoju zgodnie z decyzją premiera. Minister przemysłu, z którym rozmawiałam, położył na stół pewne rozwiązania, jeśli chodzi o krajowe działania. Nie chciałabym wchodzić w szczegóły, ponieważ te rozmowy równolegle toczą się - zaznaczyła.
Posłanka odniosła się także do kwestii polityki klimatycznej naszego kraju w ostatnich latach. W jej opinii, zaniechaliśmy jako państwo pewnie rzeczy, co dziś odbija się czkawką na przykładzie choćby zakładu w Janikowie.
- W ostatnich latach, jako kraj, zaniechaliśmy pewne rzeczy. ETS-y powinny trafiać do takich podmiotów i zakładów jak ten w Janikowie, aby koszty produkcji były mniejsze. Niestety, to się nie działo. Straciliśmy wiele lat nad rozwojem odnawialnych źródeł energii, nad rozwojem różnych źródeł ciepła, które dziś powinny funkcjonować. Gdyby funkcjonowały w jakimiś procencie, dziś może sytuacja byłaby inna -stwierdziła Magdalena Łośko.
Tuż po spotkaniu, jego uczestnicy podkreślili, że zwrócą się niebawem z bezpośrednim apelem do Komisji Europejskiej, by ta zareagowała w temacie "Janikosody".
- Czy to poskutkuje? Nie wiem. Musimy próbować - mówi Roman Rogalski.
- Co przyniosą kolejne tygodnie? Liczymy na to, że rząd i samorząd nie zostawią tego tematu bez reakcji. Wiemy, że jeśli fabryka miałaby się zamknąć, to nie będzie to tylko nasz problem, ale problem dla całego regionu - podkreśla Kamil Majczak.
Protest pracowników
Spotkaniu towarzyszył również protest pracowników, który odbył się przed zakładem.
- Źle się dzieje. Za chwilę okaże się, że pracownicy, zwłaszcza ci, którzy pracują tu po kilkanaście, albo i dłużej lat, będą musieli szukać pracy. Poza tym dla miasta oznacza to wielką tragedię pod kątem ewentualnego ciepła i odbioru ścieków - przyznaje jedna z mieszkanek, która w przeszłości pracowała w "Janikosodzie", a obecnie jest na emeryturze - zauważyła.
- Mąż pracuje 41 lat tutaj. Ma pięć lat do emerytury. Co dalej? Ciężka sprawa. Po drugie, tak jak moja przedmówczyni powiedziała, to niezwykle dramatyczna sytuacja dla miasta. Padną sklepy, firmy, padnie wszystko - dodała stojąca obok niej jedna z kobiet.
Czy widzą szanse na uratowanie zakładu?
- Nadzieja jest, ale słabo to widzę. Już kiedyś, parę lat wstecz, też sporo mówiło się o zamknięciu zakładu. Cały czas Janikowo było na rozdrożu - podkreśliły kobiety.
- Całe Janikowo rozbudowało się dzięki zakładowi. I dzięki zakładowi istnieje. Mieszkania były budowane przez zakład, dostawaliśmy je od zakładu. Jeśli ziści się czarny scenariusz, będzie to tragedia dla miasta. Jak zakład upadnie, to Janikowo też. Zostaną emeryci i renciści. Młodzi będą szukać pracy gdzie indziej. A tacy przed emeryturą? Tu jest duży problem - mówią jednym głosem obie mieszkanki Janikowa.
- Gdyby nie ten zakład, tego miasta by nie było. To miasto powstało tylko dlatego, że powstał w tym miejscu zakład. Czy wierzę w uratowanie "Janikosody"? Nadzieja matką głupich, ale jeszcze gorzej być sierotą. Wierzymy, że uda się uratować ten zakład. Jestem w takim wieku, że pewnie pójdę na emeryturę, ale są ludzie jeszcze młodsi i muszą to pociągnąć - podkreśla inny pracownik.
Długa historia "Janikosody"
Zakłady sodowe w Janikowie "Janikosoda" zostały założone w 1957 roku, a w 1996 roku zostały przejęte przez koncern Ciech. Zakład znajduje się w północnej części Janikowa.
Podstawowymi produktami wytwarzanymi przez zakłada są: soda kalcynowana, sól warzona, kreda kosmetyczna, sól medyczna, a także wapno nawozowe. Mają zastosowanie między innymi w przemyśle chemicznym, metalurgicznym czy spożywczym.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl